Co z tego wynika? Nic. Bo z drugiej strony historia obrosła tysiącami woluminów stawiających na temat różnych wydarzeń najbardziej wyrafinowane hipotezy, które bywały nawet doskonale spójne, tyle tylko, że nic ich nigdy nie potwierdziło. Sama tylko literatura dotycząca rewolucji francuskiej i Napoleona, demaskująca sięgające wielu wieków, niekiedy aż starożytności, spiski templariuszy, masonów, iluminatów, jezuitów, asyryjskich gnostyków i czort wie, kogo jeszcze, to dziesiątki grubych tomów, które swego czasu traktowali poważnie najświatlejsi przedstawiciele swych czasów. W Niemczech, Francji i krajach arabskich, czyli tam, gdzie tradycyjnie silna jest nienawiść do Ameryki, pokaźny procent ludności wierzy, że nie było żadnych zamachów na WTC, wszystkich tych ludzi zamordował Bush, żeby mieć pretekst do napaści na Irak – i mają na to niezbite dowody, na przykład analizy jakichś podobno wybitnych znawców, którzy stwierdzili, że na zdjęciach wlatującego w wieżowiec samolotu nie widać jakiegoś cienia, który powinno być widać, więc, krótko mówiąc, że to pic i fotomontaż.
Skoro śledztwo w sprawie katastrofy w Smoleńsku prowadzone jest tak, jak jest prowadzone, to nieunikniony jest wysyp rozmaitych sensacji. W ich morzu mogą być także opinie przytomne, ale dopiero po jakimś czasie będziemy w stanie je odróżnić. Nie ma się tym specjalnie co przejmować, a już zwłaszcza nie wolno dać sobie wmówić, że te teorie, przeważnie głoszone przez anonimowych ludzi w internecie, w jakikolwiek sposób równoważą czy usprawiedliwiają nikczemność redaktorów gazety pragnącej uchodzić za poważną, która od tygodnia snuje serial insynuacji pod adresem nieżyjącego prezydenta, i ludzi, ubiegających się o społeczny szacunek, którzy jej w tym pomagają. Polityczne rozgrywki i obsesyjna nienawiść do zmarłego, w połączeniu z antyprawicową fobią salonu, doprowadziła niektórych już do kompletnego zbydlęcenia, i nie można tego ocenić inaczej ? zwłaszcza, że, wiedząc doskonale, iż znane fakty jednoznacznie tezie o winie Kaczyńskiego przeczą, nie formułują oni oskarżeń wprost, ale poprzez sugestie, aluzje i podsuwanie skojarzeń.
Zdrowy chłopski rozum ? bo nic innego w takich chwilach człowiekowi nie pozostaje (prawda, już to pisałem) ? mówi, że nie sposób wskazać, jaki pożytek mieliby odnieść ze strącenia samolotu ewentualni zamachowcy. A już zwłaszcza tacy, którzy mieliby możliwości, by podobnie ryzykownej i niepewnej w skutkach operacji dokonać. Domniemanie, którym głównie żywią się spiskolodzy z rosyjskiego internetu, iż jedna frakcja rosyjskich służb chciała w ten sposób zaszkodzić drugiej, wydaje się mało przekonujące. Hipotezę zamachu trzeba oczywiście rozpatrzyć i wykluczyć, ale na pierwszy rzut oka niewiele na nią wskazuje.
Zdrowy rozum i doświadczenie dziennikarza, który o wielu różnych katastrofach już czytał, a o niektórych nawet sam pisał, podpowiada mi, że przy tego typu zdarzeniach zazwyczaj nie ma jednej przyczyny. Przyczyną jest zwykle ? jak w uznanej niegdyś za wydumaną powieści Lema „Katar” ? splot błędów i przypadków, z których każdy w pojedynkę nie miałby tragicznych skutków, czasem nawet dwa na raz nic by nie spowodowały, ale łącznie doprowadziły do nieszczęścia. Tak było w Czarnobylu, tak było z dwoma amerykańskimi promami kosmicznymi czy z katastrofą samolotu amerykańskiej misji wojskowej w byłej Jugosławii.
To oczywiście tylko domniemania laika, ale ze znanych już dziś faktów można wskazać kilka, które mogły się w takiego piekielnego puzla ułożyć. Mgła, złe oświetlenie pasa, prawdopodobnie błędna informacja z kontroli lotów, zmieniony układ radiolatarni. Coś mniej, coś więcej? Czekajmy na dalsze informacje.
Osobiście zwracam uwagę na jeden wątek, który jakoś umyka uwagi komentatorów. Przez trzy tygodnie, jakie upłynęły od katastrofy, nie mogłem znaleźć wiarygodnej informacji, jaki właściwie charakter miała wizyta Lecha Kaczyńskiego i towarzyszącej mu delegacji w Katyniu ? oficjalny czy prywatny?