Prezydent jako osobowość

Z dniem wyboru członkowie jego dawnej partii winni się stać dla prezydenta takimi samymi obywatelami jak działacze stronnictwa, z którym toczył on dotychczas najbardziej zacięte boje – pisze konstytucjonalista

Aktualizacja: 11.05.2010 20:34 Publikacja: 11.05.2010 17:50

Prof. Piotr Winczorek

Prof. Piotr Winczorek

Foto: Fotorzepa, Raf Rafał Guz

Rzeczpospolita Polska pod rządami konstytucji z 1997 r. nie jest państwem o ustroju prezydenckim, lecz parlamentarno-gabinetowym. Władza wykonawcza jest wprawdzie podzielona między prezydenta a Radę Ministrów, ale jej centrum wraz z najszerszym zakresem zadań i kompetencji umieszczone zostało po stronie rządu. Nie oznacza to jednak, że urząd prezydenta Rzeczypospolitej pozbawiony jest jakiegokolwiek, poza symbolicznym, znaczenia i że wybory powszechne, które doprowadzić mają do jego obsady, są jedynie rozrywkową imprezą masową prowadzoną za publiczne pieniądze.

[srodtytul] Gladiatorzy i klauni? [/srodtytul]

Nie chcę w tym miejscu po raz kolejny przypominać, jakie zadania, obowiązki i uprawnienia konstytucyjne wiążą się z tym urzędem. Zakładam, że czytelnicy „Rzeczpospolitej” dobrze są w tej kwestii zorientowani. Niekoniecznie musi tak być z czytelnikami innych, zwłaszcza popularnych, gazet, widzami telewizji, a przede wszystkim z tymi licznymi, niestety, obywatelami naszego kraju, którzy życiem publicznym interesują się w niewielkim stopniu albo wcale. Wszyscy oni jednak uczestniczyć mogą na równych prawach w wyborach przesądzających o tym, kto zostanie prezydentem naszego państwa na kolejnych pięć lat.

W artykule pt. „Czego oczekują wyborcy” opublikowanym w „Rzeczpospolitej” Piotr Gursztyn stawia tezę, że „większość wyborców nie oczekuje dziś od »swoich« polityków wizji, programów ani obietnic. Niczego właściwie nie oczekuje. Poza jednym – aby wygrywali i gnębili swojego przeciwnika”. Nie ma zatem powodów, by liczyć, że toczona przez nich debata przedwyborcza będzie merytoryczna, że będzie dotyczyła ważnych dla kraju spraw, ponieważ ograniczy się do zderzenia wzajemnych pomówień i oskarżeń, podbarwionych jedynie uzasadnieniami o politycznym i ideologiczno-światopoglądowym charakterze.

Autora, jak się zdaje, martwi taki obrót spraw. Sądzi, że wydarzenia ostatnich tygodni nie wpłyną na kierunek i ton przedwyborczego dyskursu. Będzie tak jak bywało dotychczas przy podobnych okazjach, a pretendenci do urzędu prezydenta i ich zwolennicy dostosują się do oczekiwań wyborców.

Gotów byłbym podzielić zmartwienie Piotra Gursztyna, gdy w grę wchodzić by miała negatywna ocena (o ile jest trafna) oczekiwań polskich wyborców. Postrzeganie przez nich wyborów powszechnych wyłącznie jako areny walk gladiatorskich lub estrady, na której występować mają rozśmieszający nas klauni, byłoby rzeczywiście deprymujące. Wybory prezydenckie dotyczą wszakże urzędu, który z konstytucyjnych względów nie pozwala na realizację jakichś szerzej zakreślonych i ambitnych osobistych programów rządzenia. Brak zatem oczekiwań wyborców w tym względzie wydaje się racjonalny i nie powinien, moim zdaniem, dostarczać powodów do większych zmartwień.

[srodtytul]Chętny do współdziałania [/srodtytul]

Przypuszczam jednak, że znaczna część obywateli żywi nadzieję, że prezydent być może nie zapewni każdemu mieszkańcowi naszego kraju 100 milionów, a każdej rodzinie własnego, wygodnego mieszkania, ale sprawi na przykład, że Polska będzie się mogła poszczycić dobrym tempem rozwoju gospodarczego i silną pozycją w Unii Europejskiej.

Realizacja tak zakreślonego programu prezydentury nie zależy jednak od samej głowy państwa, ale głównie od rządu oraz od tego, jak będą się układały stosunki między między prezydentem i premierem, między prezydenckim a rządowym pionem władzy wykonawczej. Ale ponieważ obecnie wybierać mamy prezydenta, ważne jest, aby został nim człowiek dający rękojmię, iż zapewni dobre (i to niezależnie od ich personalno-politycznej obsady) współdziałanie władz publicznych, a także nada piastowanemu urzędowi właściwy mu prestiż i poważanie. Jest to bowiem urząd o najwyższym w państwie stopniu personalizacji znajdującej potwierdzenie w akcie powszechnego, ogólnokrajowego wyboru.

Dlatego też znacznie ważniejsze niż oczekiwania programowe są moim zdaniem oczekiwania dotyczące cech osobowych polityka, który urząd prezydenta będzie sprawować. Przez określenie „cechy osobowe” rozumiem nie tylko właściwości jego charakteru i skłonności jako człowieka, ale także jego inklinacje i temperament polityczny.

Sylwetkę prezydenta idealnego można kreślić rozmaicie. Rozumiem, że dla części obywateli wymarzonym prezydentem byłby ktoś, kto odpowiada wizerunkowi Polaka katolika, którego idealny obraz ukazał się w niektórych przekazach medialnych w ostatnich tygodniach. Ktoś inny, być może, chętnie widziałby na stanowisku prezydenta osobę cechującą się postawą obojętną wobec imponderabiliów narodowych albo o poglądach i stylu bycia bliskich środowiskom anarchizującej młodzieży. Lecz, by zasłużyć na miano szczerego Polaka katolika albo radykalnego liberała, trzeba nie tylko głosić publicznie określone poglądy, ale posiadać cechy charakteru, które ich propagowanie uczyni czymś wiarygodnym, bo autentycznie przeżywanym.

[srodtytul] Samokrytyczny [/srodtytul]

Każdy wyborca ma prawo, a kto wie czy nie obywatelski obowiązek, posiadać jakiś pogląd na temat cech osobowościowych przyszłego prezydenta. Może jest to myśl zbyt śmiała, ale zakładam, że pewne, na poważnie formułowane oczekiwania pod jego adresem mogą być przez większość obywateli podzielane. Gdy o mnie chodzi, przyjmuję, że przyszły prezydent powinien być człowiekiem zrównoważonym emocjonalnie, niepoddającym się uniesieniom, ale też niepopadającym w zniechęcenie czy pesymizm. Powinien być kimś, kto potrafi zachować zimną krew w najbardziej nawet niebezpiecznych sytuacjach.

Prezydent nie może być osobą kierująca się w swoich działaniach przesądami, stereotypami w myśleniu o obcych i bliskich (np. cudzoziemcach, politycznych konkurentach), nie może być także pamiętliwy (w złym tego słowa znaczeniu), złośliwy, podejrzliwy i nieufny w stosunku do ludzi. Winien być gotów do rozmowy z obywatelami o odmiennych przekonaniach i zdolny do rozumienia, co nie znaczy od razu do akceptowania, ich racji.

Prezydent powinien być człowiekiem zdolnym do samokrytycyzmu. Nie może polegać jedynie na własnej wiedzy. Warto, by korzystał z wiedzy mądrze dobranych doradców i nie obrażał się na tych, którzy go krytykują, nawet, jeśli czynią to niesprawiedliwie. Prezydent to postać wyrastająca ponad bazarowe kłótnie. Osoba zajmująca stanowisko głowy państwa, nawet gdyby była przed wyborem zapamiętałym w swoich przekonaniach przywódcą jakiejś partii politycznej, musi o niej zapomnieć. Nie może pozostać jej członkiem (tego zakazuje konstytucja), ale tym bardziej nie może ulec pokusie kierowania nią z tylnego fotela. Jest to wymóg bardzo trudny do spełnienia. Nie tylko ze względu na naturalne przywiązanie przywódcy do swoich zwolenników, ale też z powodu oczekiwań zwolenników wobec przywódcy.

Z dniem wyboru działacze i członkowie jego dawnej partii winni się stać dla prezydenta takimi samymi obywatelami, jak działacze stronnictwa, z którym toczył on dotychczas najbardziej zacięte nawet boje. Aby z partyjnego wodza przeistoczyć się w męża stanu, trzeba nie lada charakteru. Czy każdy polski polityk jest do tego zdolny? Oto jest pytanie.

[srodtytul] Przyjazny [/srodtytul]

Głowa polskiego państwa musi umieć nawiązać przyjazne kontakty z innymi państwami i politykami stojącymi na ich czele. Musi rozumieć, że broniąc polskiego interesu narodowego, nie może dawać okazji do podejrzeń, że czynić to będzie cudzym kosztem. Umiejętności negocjacyjne i koncyliacyjne byłyby w tym względzie bardzo przydatne. Przydatna byłaby dobra znajomość dziejów i obyczajów innych narodów oraz świadomość, że ich widzenie przeszłości nie musi być tożsame z naszym jej postrzeganiem. Nie zaszkodziłaby też znajomość języków obcych. Ale to dodatek.

Dotychczasowe polskie prezydentury dostarczają już sporego materiału do porównań. Mieliśmy różnych prezydentów w II i III Rzeczypospolitej. Nie chcę ich tu oceniać, choć nie ukrywam, że jedni podobali mi się bardziej niż inni. Wiedza o cechach ich osobowości była i pozostaje wiedzą głównie potoczną, kształtowaną nie tylko przez historyków, psychologów i politologów społecznych dzięki ich naukowym opracowaniom, ale, zwłaszcza w odniesieniu do III RP, przez środki masowego przekazu.

Niekoniecznie jest to wiedza wiernie odzwierciedlająca rzeczywistość. To samo można odnieść do obecnych kandydatów na prezydenta, tym bardziej że większość z nich to politycy od lat obecni w polskim życiu publicznym. Mamy już o nich jakieś wyobrażenie. Lecz nie przeszkadza to, sądzę, dopasowywaniu do niech naszych oczekiwań odnośnie idealnej prezydentury. Przypuszczam, że te właśnie oczekiwania będą powodować decyzjami dokonywanymi przez część przynajmniej wyborców w dniu 20 czerwca.

[i]Autor jest profesorem Uniwersytetu Warszawskiego, znawcą tematyki konstytucyjnej, stałym współpracownikiem „Rzeczpospolitej” [/i]

[ramka]Pisał w Opiniach Piotr Gursztyn: [link=http://www.rp.pl/artykul/9133,471026_Gursztyn__Czego_oczekuja_wyborcy.html]Czego oczekują wyborcy[/link] 5 maja 2010 r.[/ramka]

Rzeczpospolita Polska pod rządami konstytucji z 1997 r. nie jest państwem o ustroju prezydenckim, lecz parlamentarno-gabinetowym. Władza wykonawcza jest wprawdzie podzielona między prezydenta a Radę Ministrów, ale jej centrum wraz z najszerszym zakresem zadań i kompetencji umieszczone zostało po stronie rządu. Nie oznacza to jednak, że urząd prezydenta Rzeczypospolitej pozbawiony jest jakiegokolwiek, poza symbolicznym, znaczenia i że wybory powszechne, które doprowadzić mają do jego obsady, są jedynie rozrywkową imprezą masową prowadzoną za publiczne pieniądze.

Pozostało 94% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Izrael atakuje Polskę. Kolejna historyczna prowokacja
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Zwierzęta muszą poczekać, bo jaśnie państwo z Konfederacji się obrazi
Opinie polityczno - społeczne
Tomasz Grzegorz Grosse: Europejskie dylematy Trumpa
Opinie polityczno - społeczne
Konrad Szymański: Polska ma do odegrania ważną rolę w napiętych stosunkach Unii z USA
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie polityczno - społeczne
Robert Gwiazdowski: Dlaczego strategiczne mają być TVN i Polsat, a nie Telewizja Republika?