Polski syndrom

W polsko-amerykańskiej potyczce o głupie wizy do USA odzwierciedlają się dwa światy: z jednej strony nasze narodowe chciejstwo, ambicje, emocje, ułańskie szable, a z drugiej pragmatyzm najpotężniejszego narodu na świecie

Aktualizacja: 06.07.2010 20:52 Publikacja: 06.07.2010 20:46

Mariusz Max Kolonko

Mariusz Max Kolonko

Foto: archiwum prywatne

Red

Byli działacze Solidarności, państwo Gwiazdowie, zrezygnowali z zaproszenia członków Koła Solidarności w Chicago. W liście do Polonii argumentują m.in., że zrezygnowali, "bo nie każdy Polak ma dostęp do Internetu i kolorowej drukarki, by wypełnić formularz wizowy, że koszt wizy jest duży (490 zł) i jest bezprawnym haraczem, że rząd USA zbiera tą drogą dane osobowe, że instrukcje są aroganckie, że polsko-amerykańska wymiana turystyczna nie jest partnerska, zaś rząd polski nie chroni godności i interesów swoich obywateli".

Po przeczytaniu listu państwa Gwiazdów uzasadniającego ich rezygnację z wyjazdu do USA, publicyście "Rzeczpospolitej" Rafałowi Ziemkiewiczowi "nóż się w kieszeni otworzył" i uraczył rodaków tekstem [link=http://www.rp.pl/artykul/9157,503007_Ziemkiewicz__Ukochani_aroganci_.html" "target=_blank]"Ukochani Aroganci" [/link](tj. Amerykanie).

"Amerykańscy biurokraci traktują Polaków z buta i z lekceważeniem godnym carskich czynowników!" - woła w nim pan redaktor. I dalej: "Nie do przyjęcia są procedury przypominające policyjne przesłuchanie zatrzymanego na gorącym uczynku złodziejaszka. Tym bardziej nie do przyjęcia jest mnożenie biurokratycznych przeszkód, stosowanie internetowych formularzy, które nie dają się wypełnić, ani zachowanie konsulów godne kolonialnych namiestników gdzieś w głębokiej dziczy". Jako z pewnością nie ukochany, ale ani chybi arogancki reprezentant narodu Waszyngtona muszę zauważyć, przy całym szacunku dla publicystyki redaktora Ziemkiewicza, że tym razem pan Rafał nie dźga nas nożem. Niczym sejmikowy sarmata pan Ziemkiewicz kręci wąsa, krzyczy: Hańba! i wywija przed Amerykanami polską szabelką. Niestety.

[srodtytul]Co ma Ala? A - Kota? B - Psa?[/srodtytul]

Z listu państwa Gwiazdów wynika, że mieli kłopoty z wypelnieniem formularza wizowego w internecie. To sie zdarza. Internet według Ala Gora „wymyślił” przecież Al Gore, demokrata, a oni nic tylko utrudniają życie normalnym ludziom. Al Gore na pewno maczał też palce w wynalezieniu cyfrowej nagrywarki wideo, bo mój sąsiad w New Jersey (makler z Wall Street) żadną miarą nie potrafi urządzenia zaprogramować. Przekupuje on więc swą 10-letnią córkę (5 dol. każdorazowo za usługę), by ta nagrała mu transmisje z meczów piłki nożnej. Dziecko programuje, a zarobione u niegramotnego taty pieniążki odkłada cichcem w fundusz inwestycyjny Mattel Inc.(ten, który produkuje lalki Barbie). Takie czasy.

Niestety w sprawie amerykańskich formularzy wizowych nic się nie zmieni. Prowadzona od lat przez Polonię w Nowym Jorku kampania, by rodacy odwiedzający rodziny w Greenpoint wypełniali tzw. wersję skróconą formularza wizowego (Co ma Ala? Kota? Psa? – niepotrzebne skreślić) po raz kolejny nie uzyskała wymaganej liczby podpisów.

Zostawmy Polish jokes. W lamencie redaktora Ziemkiewicza nad perypetiami wyjazdowymi zasłużonego działacza Solidarności do Stanów odbija się niestety sposób, w jaki wielu Polaków patrzy na politykę wizową Ameryki. Tej nasz naród nie rozumie, a ściślej, zrozumieć nie chce. Zrozumienie oznaczałoby przyjęcie do świadomości prawd, których naród Pułaskiego dziwną miarą przyswoić sobie nie chce. Jest jak pacjent, który stale posyła do stu diabłów lekarza, gdy ten mu mówi, że pora by zabrać się za siebie.

[srodtytul]Mity i Reality[/srodtytul]

Z amerykańskiego punktu widzenia Polska jest krajem ubogim. Według danych Eursotatu nie jestesmy żadnym tam „tygrysem” Europy, a czwartym krajem od jej końca. Pod względem PKB na jednego mieszkańca wyprzedzamy jedynie Litwę, Łotwę Rumunię i Bułgarię. Nasz PKB na mieszkańca wynosi 39 proc. średniej w Unii. Wynagrodzenia w polskich przedsiębiorstwach należą do jednych z najniższych w Europie. W zbankrutowanej Grecji średnia pensja jest trzy razy wyższa niż w Polsce.Według danych Eurostatu w 2008 r. 11 proc. pracowników zatrudnionych w Polsce na pełny etat żyło poniżej granicy ubóstwa.

Spróbujmy jednak powiedzieć Polakowi, że jest biedny! Polak nigdy nie przyjmie tego do wiadomości. Nie po to gnaliśmy do Europy, żeby teraz nie uważać się za Europejczyków par excellence. Polak się na nas obrazi. Obrazi i znienawidzi. Jak dziecko, które kładzie poduszkę na głowę, żeby nie słyszeć niedobrych bajek.

Tymczasem poziom odmów wniosków wizowych do USA jest wyznaczkiem zamożności społeczeństwa. Wyjeżdżający musi udowodnić, co ma. Jeśli ma mało albo tyle co nic, nie jedzie i tyle. Ile zatem ma przeciętny Polak?

Płaca minimalna w Polsce jest najniższa w UE: 1,317 złotych czyli nieco ponad 40 proc. przeciętnego wynagrodzenia (ok. 3000 zł miesięcznie). To raptem ok. 1000 dolarów. Tyle zarabia w Stanach elektryk w nieco ponad dwa dni. Nie wiem, ile zarabia red. Ziemkiewicz w "Rzeczpospolitej", ale gdyby Polska była rzeczywiście tak rozwiniętym krajem, jakim jest w świadomości jej obywateli domagających się ruchu bezwizowego z USA, pan redaktor kasowałby pensję równą 300 tys. złotych rocznie (pensja redaktora w dzienniku "New York Times") zaś dziennikarz telewizyjny „lecący ryjem” w prime time mógłby skasować 15 milionów rocznie (kontrakt Katie Kuric, prowadzącej CBS News).

Ale to gwiazdy. Spójrzmy w dół. Kamerzysta „taniego” CNN bierze 200 dol. za godzinę pracy, stringer z kamerą od 1 tys. do 2 tys. dol. za dzień zdjęciowy. Bruno Vespa, prezenter RAI, telewizji publicznej Włoch, dostaje 1,6 mln euro rocznie, przy którym 45 tys. złotych miesięcznie prezentera TVP wygląda jak kieszonkowe. Nie pamiętam też, abym jako korespondent TVP zarabiał 1.8 mln dolarów w rok, a tyle zarabia Leslie Stahl, korespondentka programu CBS "60 Minutes".

Spójrzmy na biznes filmowy. Reżyser serialu telewizyjnego: 40 tys. dol. za jeden epizod. Aktorka, która robi za tło, dostaje 150 dol. za wejście na plan, zaś mydlane gwiazdeczki jak Eva Longoria z "Desperate Housewives" ("Gotowe na wszystko") - 200 tys. dol. za odcinek. Wynagrodzenie, przy którym niejedna polska aktorka wygląda jak zdesperowana żonka właśnie.

[srodtytul]Panie Kowalski, jak się panu powodzi?[/srodtytul]

Amerykanie uważnie śledzą gospodarki świata. Wiedzą, czego w swej masie na ogół nie wie przeciętny Polak: w Polsce rośnie stopa bezrobocia. W marcu 9,1 proc., w styczniu 8,9 proc., miesiąc wcześniej 8,7 proc. Rok wcześniej – 7,4 proc. Deficyt budżetowy zbliża się do pułapu uruchamiającego hamulce konstytucyjne i tak naprawdą nie wiemy, ile w oficjalnym wyniku jest prawdy, a ile wysiłku księgowych idących przykładem księgowych administracji Busha, by spychać faktyczny poziom deficytu pod stół na okres po wyborach. Jesteśmy jak dom, którego właściciele wydają połowę tego co zarobią, by spłacić dług.

Jest dla mnie zdumiewające, że sytuacja ekonomiczna mieszkańców Polski nie jest przedmiotem żadnej debaty, ani medialnej, ani politycznej. Nie mówili o tym nic w debatach kandydaci na prezydenta, żaden polski dziennikarz nie zadał prostego pytania, które powtarza się przy każdych wyborach w Ameryce: panie Kowalski, czy żyje się panu lepiej niż rok temu?

Społeczeństwo jest zdrowe, kiedy odpowiedź brzmi: tak, żyje mi się lepiej. Chore, kiedy odpowiedzią jest: powodzi mi się gorzej. Martwe, kiedy nie ma na ten temat żadnej dyskusji.

W Ameryce kongresmeni mają świadomość tego, jak uboga jest Polska w swej masie. Doskonale zdają sobie sprawę, że gdyby zniesiono obowiązek wizowy dla Polaków reakcja ubogiej części naszego narodu przebiegałaby wzdłuż linii "ostatni gasi światło". Wszak bezdomny leżąc na ulicy na Manhattanie wyciąga $20 tys. rocznie z papierowego kubka. Coś mi się zdaje, że wielu rodaków dałoby się za takie pieniądze spokojnie rozłożyć na Piątej Alei...

Mam pełen szacunek dla państwa Gwiazdów i świadomość frustracji rodaków, wynikającej z konieczności potyczki z funkcjonariuszami konsulatów amerykańskich w Polsce i proszę o wybaczenie, że ich perypetie posłużyły mi do wyciągania opornego królika za uszy z kapelusza.

Ale w tej polsko-amerykańskiej potyczce o głupie wizy do USA odzwierciedlają się dwa światy: z jednej strony nasze narodowe chciejstwo, ambicje, emocje, ułańskie szable, a z drugiej pragmatyzm najpotężniejszego narodu na świecie, który swą siłę zbudował z matematyczną precyzją masońskiego architekta, przykładającego szkiełko i oko tam, gdzie u nas istnieje na ogół jedynie czucie i wiara.

W książce "Odkrywanie Ameryki" nazywam tę naszą narodową przypadłość mianem Polskiego Syndromu: zespołu naszych narodowych cech, które powodują, że odstajemy jako naród od rozwiniętych demokracji świata. Cech, które choć wspaniałe, uporczywie celebrowane przez naród w swej masie zostawiają nas w grupie goniących stale uciekający nam peleton krajów, który zawsze jakoś zostawia nas na mecie w swoim ogonie.

Jedną z tych cech jest przekonanie, że nam Polakom "się należy". Amerykanie nazywają to "entitlement", jakimś szczególnym uprawnieniem, jakimś figlem natury, który uprawnia nas do posiadania tego, co inni zdobyli latami, i co czyni nas ślepymi i nieświadomymi faktycznego miejsca, które zajmujemy na drabinie organizmów państwowych. Jest to jakaś psychiczna dolegliwość narodu, który ma krótką pamięć, wielkie ambicje i który zdumiewająco szybko zapomina, skąd pochodzi, gdzie jeszcze niedawno był, gdzie jest i co z tej nieszczególnie istotnej dla świata pozycji dla nas wynika.

Kiedyś pewna dziennikarka zapytała mnie, kiedy zniesione będą wizy do Stanów. Odparłem w ten sposób: "Przy 55 Ulicy na nowojorskim Manhattanie jest taki klub, który nie ma nawet tablicy na drzwiach, a do którego chcą należeć wszyscy, bo bawi się tam elita. Pewna znajoma zapytała mnie kiedyś, jak Pani o wizy: jak można dostać się tam dostać i kiedy? Odpowiedziałem: wpisowe kosztuje 50 tys. dol. plus 15 tys. dol. miesięcznie za członkostwo. Chyba, że jesteś kimś, wtedy zaproszą cię za darmo".

Tak samo jest z naszymi wizami. Zamiast pukać w te drzwi, zajmijmy prostowaniem dróg w Polsce, daniem ludziom pracy i podniesieniem standardu życia. Wtedy wizy do Stanów nie będą nam do niczego potrzebne, a Amerykanie będą przyjeżdżać na saksy do nas. Oczywiście, jeśli dostaną wizę.

Byli działacze Solidarności, państwo Gwiazdowie, zrezygnowali z zaproszenia członków Koła Solidarności w Chicago. W liście do Polonii argumentują m.in., że zrezygnowali, "bo nie każdy Polak ma dostęp do Internetu i kolorowej drukarki, by wypełnić formularz wizowy, że koszt wizy jest duży (490 zł) i jest bezprawnym haraczem, że rząd USA zbiera tą drogą dane osobowe, że instrukcje są aroganckie, że polsko-amerykańska wymiana turystyczna nie jest partnerska, zaś rząd polski nie chroni godności i interesów swoich obywateli".

Pozostało 95% artykułu
felietony
Jacek Czaputowicz: Jak trwoga to do Andrzeja Dudy
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Zuzanna Dąbrowska: Nowy spot PiS o drożyźnie. Kto wygra kampanię prezydencką na odcinku masła?
Opinie polityczno - społeczne
Artur Bartkiewicz: Sondaże pokazują, że Karol Nawrocki wie, co robi, nosząc lodówkę
Opinie polityczno - społeczne
Rząd Donalda Tuska może być słusznie krytykowany za tempo i zakres rozliczeń
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Katedrą Notre Dame w Kreml