Zgoda tylko dla wybranych?

Czy na udział w święcie narodowego pojednania zasługuje 8 milionów osób, które oddały głos na kandydata mającego na koncie tygodnie agresywnego milczenia, udawanie kogoś innego, niż jest naprawdę, a na rękach krew Barbary Blidy? – zastanawia się publicysta

Publikacja: 13.07.2010 00:40

Łukasz Warzecha

Łukasz Warzecha

Foto: Rzeczpospolita

Zgoda buduje – to piękne hasło wyborcze Bronisława Komorowskiego nigdy nie zostało do końca zdefiniowane. Nie dowiedzieliśmy się ani w trakcie kampanii, ani już po wyborach, jak ta zgoda ma wyglądać ani kto będzie do niej dopuszczony. Możemy się jedynie domyślać na podstawie różnych przesłanek, że zgoda nie jest dla każdego i że część uczestników życia publicznego na udział w niej nie zasługuje.

Znaczący moment miał miejsce tuż po ogłoszeniu wyniku wyborów. Marszałek Komorowski zaprosił wówczas na scenę Władysława Bartoszewskiego – człowieka, który był autorem jednej z najdrastyczniejszych, najbardziej aroganckich i agresywnych wypowiedzi tej kampanii, a który wcześniej wsławił się tak eleganckimi określeniami politycznych przeciwników jak „dyplomatołki” czy „bydło”.

Widok Bartoszewskiego obściskującego się z Komorowskim właściwie nie pozostawia wątpliwości: zgoda, owszem, buduje, ale zgoda w rozsądnych granicach. Kto się w nich nie pomieści?

[srodtytul]Oprócz historyków, dziennikarzy i księży[/srodtytul]

Na pewno nie zmieszczą się ci historycy z IPN, którzy zamachnęli się na dobro narodowe, jakim dla PO jest Lech Wałęsa, i ośmielili się zadawać nienawistne pytania dotyczące jego przeszłości, a także działalności w latach 90. Nikt rozsądny nie będzie przecież budował narodowej zgody z karłami moralnymi (określenie Radka Sikorskiego): Cenckiewiczem i Gontarczykiem.

Na narodową zgodę nie załapuje się prof. Andrzej Nowak, redaktor naczelny krakowskich „Arcanów”, który wydał jeszcze bardziej obrzydliwą książkę Pawła Zyzaka. O samym Zyzaku już nie mówiąc. Ale tu sprawy wziął w swoje ręce niezawisły sąd, który nakazał wydawnictwu, aby oświadczyło, iż Lech Wałęsa nigdy żadnych zobowiązań do współpracy nie podpisał.

Jest też oczywiste, że na udział w narodowej zgodzie nie mogą liczyć agresywni, pełni nienawiści pisowscy publicyści, którzy opanowali media publiczne i tam prowadzili otwartą wojnę z marszałkiem Komorowskim. Nikt nie będzie zapraszał do budowania zgody Joanny Lichockiej, Michała Karnowskiego, a już z całą pewnością Jana Pospieszalskiego, z których każdego napisanego i wypowiedzianego słowa wylewa się nienawiść. Publicyści dzielą się, jak wiadomo, na obiektywnych (Żakowski, Paradowska, Stasiński, Pacewicz, Kurski, Kuczyński, Władyka, Lis) i pisowskich. Ci ostatni nie dorośli do tego, aby brać udział w wielkim narodowym święcie zgody.

Poważnie trzeba rozważyć możliwość zaproszenia do udziału w zgodzie tych hierarchów Kościoła katolickiego, którzy w bezwstydny sposób upolityczniali religię, każąc wiernym głosować na kandydata uczciwego i wyznającego patriotyczne wartości. Nie podawali wprawdzie nazwiska, ale było jasne, że tak groźne cechy miał tylko Jarosław Kaczyński. Tę skandaliczną postawę piętnował znany z heroicznej walki o neutralność Kościoła abp Józef Życiński.

Jeden z największych orędowników narodowej zgody poseł Janusz Palikot wskazał również, że nie mają prawa do włączenia się w nią bliscy zmarłego tragicznie prezydenta Lecha Kaczyńskiego, bo dotąd nie przeprosili. Jak wyjaśnił, za katastrofę odpowiada właśnie zmarły prezydent. Oczywiście do bliskich zaliczyć należy także samego Jarosława Kaczyńskiego, który od razu po wyborach zaczął się bezczelnie domagać rzetelnego wyjaśnienia przyczyn upadku tupolewa. A to już sabotaż zgody nie tylko na poziomie krajowym, ale i ponadnarodowym, mianowicie zgody z wielkim narodem rosyjskim.

[srodtytul]Oprócz wyborców PiS[/srodtytul]

Problem jest jednak o wiele szerszy: pytanie brzmi, czy na udział w święcie narodowego pojednania zasługuje 8 milionów osób, które oddały swój głos na kandydata mającego na koncie tygodnie agresywnego milczenia, udawanie kogoś innego, niż jest naprawdę, na rękach krew Barbary Blidy i generalnie kipiącego nienawiścią.

Tu prezydent elekt powinien wsłuchać się w głosy swojego elektoratu, który jest przecież rozsądny, racjonalny, nie kieruje się emocjami, chce Polski spokojnej i dostatniej, a przede wszystkim niczego nie pragnie tak jak zakończenia podziałów. Ten elektorat w ogromnej liczbie przemówił w Internecie. Młodzi, wykształceni, z dużych miast przywitali zwycięstwo swojego kandydata, opisując własną wizję budowania zgody ze zwolennikami konkurenta. „Yes, yes, yes jebany kaczor przegrał!”, „Jak Kaczor wygra, to obrzucę pałac prez. papierem toalet. w kaczki. Kaczki do mycia sraczki, korrwa” – to z Twittera.

„[…] nie da się ukryć, że po kilkudziesięciu latach Peerelu a następnie kilkunastu latach rządów przygłupich i niewyedukowanych mieszczuchów […] wieś polska jest w olbrzymiej mierze zapóźniona cywilizacyjnie i przez to wieśniacka i zapyziała. W skali Europy to skansen. Porównywalny z poziomem wsi albańskiej, rumuńskiej i mołdawskiej i podobnych. I dlatego Kaczyński wygra na wsi”. „Ale 4ta rp to również nienawiść upaństwowiona. Zło instytucjonalne. Aktualny kandydat, a były premier (wtedy jeszcze z bratem) nie tylko zasiał nienawiść, której owoce zbieramy i zbierać będziemy jeszcze długo, ale wmontował zło, kalumnie, pomówienia i jeszcze inny rynsztok w strukturę państwa” – to Salon24.

„Co pozostało PiS-komuchom? Będą toczyć pianę z obłędem w oczach, czego im serdecznie życzę!” – to Gazeta.pl. Powie ktoś, że Internet nie jest reprezentatywny, ale przecież to właśnie miejsce, gdzie zbierają się i najchętniej wypowiadają „młodzi, wykształceni, z dużych miast”.

Głos narodu, rozbrzmiewający w sieci, nie pozostawia wątpliwości: do zgody można ewentualnie dopuścić jedynie tych pisiorów, którzy złożą publiczną samokrytykę, włożą koszulki z wizerunkiem Palikota na plecach, a Komorowskiego na przedzie, i podpiszą petycję w sprawie wycofania się Jarosława Kaczyńskiego raz na zawsze z życia publicznego. Oczywiście po przeprosinach za swojego brata.

[srodtytul]Porozumienie, ale co do czego?[/srodtytul]

Można sobie dworować bez końca z prezydenckiego hasła Komorowskiego, co nie zmienia faktu, że jest ono skonstruowane z takim samym poszanowaniem dla rzeczywistości co tytuł sztandarowego sowieckiego dziennika „Prawda”. „500 dni spokoju”, o które prosili politycy PO, posłuży między innymi do przeprowadzenia – oczywiście przy ochoczym współdziałaniu Władysława Bartoszewskiego, Andrzeja Wajdy, Kazimierza Kutza i innych członków elity – olbrzymiej operacji społeczno-wizerunkowej polegającej na wyłączeniu z publicznego dyskursu i publicznej przestrzeni wszystkich, którzy mogliby zgodę zakłócać.

A gdyby nawet uznać, że nowy prezydent naprawdę chce się zabrać za budowanie zgody, to jak miałaby ona w praktyce wyglądać? Tego pytania nikt niestety marszałkowi Komorowskiemu nie zadał, a przecież jest ono kluczowe.

W jakiej mianowicie kwestii miałaby obowiązywać zgoda, skoro w kluczowych punktach wizje Polski, przedstawiane przez obu kandydatów, zasadniczo się różniły, podobnie jak różnią się oczekiwania ich elektoratów? Jak na przykład zbudować zgodę w kwestii przebiegu smoleńskiego śledztwa, skoro elektorat Kaczyńskiego chce międzynarodowej komisji, asertywności, wyjaśniania niejasności, a PO martwi głównie to, aby nie urazić Moskwy?

Jak budować zgodę w kwestii polityki zagranicznej, skoro dla kandydata PiS ważne jest twarde rozpychanie się w Unii, a dla PO – wizerunek kraju zgodnego i łagodnego? Jak budować wspólną politykę wschodnią, skoro minister spraw zagranicznych kpił z prezydenta „wałęsającego się po górach Kaukazu”, a PiS chce wzmacniać naszą pozycję poprzez budowanie związków z państwami na wschód od nas?

Jak zbudować zgodę w kwestii kształtu państwa, skoro PiS chce państwa silnego, a PO stawia na maksymalną decentralizację i zdjęcie odpowiedzialności z rządu za co się tylko da? Jak tworzyć zgodę, skoro Platforma weszła w bliski sojusz z establishmentem, który domaga się dla siebie specjalnych praw i nietykalności, a mottem kandydata PiS było, aby wszyscy mieli równe prawa i szanse? Gdzie tu obszar do budowania zgody?

Owszem, w jednej dziedzinie można by ją stworzyć: w sferze wzajemnego szacunku dla swoich poglądów i zapatrywań. Ale tu przed oczami stają Niesiołowski, Palikot, Kutz, Bartoszewski. Zgoda jest tylko dla wybranych.

Zgoda buduje – to piękne hasło wyborcze Bronisława Komorowskiego nigdy nie zostało do końca zdefiniowane. Nie dowiedzieliśmy się ani w trakcie kampanii, ani już po wyborach, jak ta zgoda ma wyglądać ani kto będzie do niej dopuszczony. Możemy się jedynie domyślać na podstawie różnych przesłanek, że zgoda nie jest dla każdego i że część uczestników życia publicznego na udział w niej nie zasługuje.

Pozostało 94% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Izrael atakuje Polskę. Kolejna historyczna prowokacja
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Zwierzęta muszą poczekać, bo jaśnie państwo z Konfederacji się obrazi
Opinie polityczno - społeczne
Tomasz Grzegorz Grosse: Europejskie dylematy Trumpa
Opinie polityczno - społeczne
Konrad Szymański: Polska ma do odegrania ważną rolę w napiętych stosunkach Unii z USA
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie polityczno - społeczne
Robert Gwiazdowski: Dlaczego strategiczne mają być TVN i Polsat, a nie Telewizja Republika?