Subotnik Ziemkiewicza: Dlaczego Lisicki pozywa Popowskiego

Subotnik Ziemkiewicza

Publikacja: 20.11.2010 10:56

Rafał A. Ziemkiewicz

Rafał A. Ziemkiewicz

Foto: Fotorzepa, Ryszard Waniek Rys Ryszard Waniek

Z opóźnieniem doczytałem się, że redaktor Adam Leszczyński z „Gazety Wyborczej” wywołuje mnie do głosu, domagając się kpiarsko, abym potępił Pawła Lisickiego za proces wytoczony Sławomirowi Popowskiemu. Redaktor Leszczyński przypomina, co byłem pisałem o procesach wytaczanych przez Adama Michnika i, sugerując, iż sprawa jest identyczna, tylko dotyczy innych osób, twierdzi, że jeśli chcę być konsekwentny, o sprawie Lisicki vs. Popowski powinienem napisać to samo.

Są dwie możliwości: albo Adam Leszczyński udaje głupiego, albo nie udaje. W sumie zresztą nie robi to wielkiej różnicy.

Najpierw o samej sprawie, bo jest to jedna ze spraw najbardziej skandalicznych i zarazem najbardziej dobitnie świadczących o degeneracji władzy i mediów pod panowaniem Donalda Tuska.

Jak czytelnicy zapewne wiedzą, przedstawiciele skarbu państwa w wydającej „Rzeczpospolitą” spółce „Presspublica” złożyli do sądu wniosek o rozwiązanie spółki. Prawo przewiduje taką możliwość w określonych wypadkach ? jeśli na przykład spółka znajduje się w stanie paraliżu decyzyjnego, jeśli generuje straty i mniejszościowy udziałowiec narażony jest na ponoszenie finansowych skutków decyzji większościowego. W wypadku wydawcy „Rzeczpospolitej” nic podobnego nie ma miejsca. Zarząd spółki, mimo nieustannych prób obstrukcji ze strony mniejszościowego udziałowca, działa sprawnie, gazeta w ostatnim roku zwiększyła sprzedaż, może nieznacznie, bo zaledwie o 2 proc. ? ale to nielichy sukces w czasie, gdy, jak ogólnie wiadomo, „sieć pożera papier” i sprzedaż gazet papierowych leci jak w studnię, w wypadku głównej konkurencji o kilkanaście procent rok do roku. Również bilans finansowy gazety jest dodatni, co także jest sukcesem w czasach poważnego kryzysu na rynku reklamy.

Nie ma więc nawet pozoru jakiegokolwiek merytorycznego uzasadnienia działań delegatów ministra Grada. I oni też nie za bardzo próbują ściemniać, wszyscy wiedzą, o co chodzi: o renacjonalizację gazety, a co najmniej wywarcie presji (bo zamieszanie prawne wokół spółki zawsze się źle odbija na jej wynikach) na brytyjskiego właściciela tytułu. „Rzeczpospolita”, gazeta, która nagłośniła aferę hazardową i zmusiła premiera do przetasowań w rządzie, która u samego zarania rozpruła dęty przez michnikowszczyznę balon, niwecząc szeroko zakrojoną kampanię propagandową wokół książki Grossa „Strach”, i na szereg innych sposobów zalazła szeroko rozumianej władzy za skórę, ma się zmienić. Od trzech lat dochodzą do nas odgłosy kolejnych, to prawem, to lewem podejmowanych prób wyperswadowania Brytyjczykom, że „nie jesteśmy w Portugalii”, i jeśli chcą robić dobre interesy, muszą „mieć prosto na dzielnicy”.

Przyznajmy, że władza wykazuje tutaj pewną skłonność do kompromisu; już nie pada żądanie, aby gazeta dołączyła do chóru chwalców, których Partia ma wszak pod dostatkiem, mniejszościowy udziałowiec żąda tylko, aby wydawca zmienił jej profil na ściśle biznesowy, usuwając z łamów publicystów politycznych (i oczywiście naczelnego). Brzmi to jak wymyślony naprędce żart, ale naprawdę: delegat ministra Grada uparcie twierdzi, że to pomysł na zrobienie wielkiego kasabubu, poprzez pozyskanie rzeszy czytelniczych sierot po więdnącym „Dzienniku”. I właśnie to, że Brytyjczycy uporczywie odmawiają pójścia za jego światłą koncepcją podaje jako pretekst wniosku o likwidację spółki i oddanie gazety na powrót pod bezpośredni zarząd ministra.

Takie pogrywanie sobie przez rząd z poważnym, było nie było, zagranicznym inwestorem, bliższe jest standardów Birmy czy Białorusi, niż Europy. Podobnie jak niemal całkowita cisza, jaką zareagowało na chamówę ministerstwa zdominowane przez najemnych i ochotniczych propagandystów Partii środowisko dziennikarskie. Zareagowała europejska organizacja dziennikarzy, ale polskie SDP, którego szefowa niedawno tak ochoczo dołączyła do nagonki na szefa radiowej Trójki, domagając się (szefowa związku zawodowego – kuriozum na skalę światową!) jego natychmiastowego zwolnienia za rzekome zaangażowanie w kampanię PiS, którego nie było ? teraz nabrało wody w usta. Tak zwana Rada Etyki Mediów, zajmująca się wyłącznie gorliwym potępianiem Radia Maryja, także milczy. Podobnie jak „branżowy” periodyk, skupiony na lansowaniu dziennikarstwa słusznego i potępianiu niesłusznego, „pisowskiego”. A z publicystów jedna Dominika Wielowieyska odważyła się na ostrożne skrytykowanie rządu, zresztą w tonie niedowierzania, że, czyżby, mogło tutaj chodzić o polityczną presję? Czyżby nasz Tusk mógł zrobić coś, co w imię głoszonych zasad musielibyśmy uznać za rzecz brzydką? Trochę przypominało to zdziwienie bułhakowowskiego Wolanda, że w Moskwie ? czyżby? ? zdarzają się złodzieje, ale zważywszy, gdzie Wielowieyska pracuje, trzeba docenić jej uczciwość i, jednak, odwagę. Poza nią bowiem na reakcję, zresztą w podobnym tonie zdumienia, zdobyła się tylko prasa brytyjska.

Właśnie ostrożny artykulik Wielowiejskiej stał się obiektem ataku wspomnianego Sławomira Popowskiego, który przywołał ją do porządku, bluzgając stekiem oskarżeń pod naszym adresem, sprowadzających się w sumie do jednej obelgi ? że jesteśmy jego zdaniem gazetą „pisowską”. Gdyby na tej obeldze mądrość Popowskiego się wyczerpywała, Adam Leszczyński miałby rację ? procesowanie się z nim nie miałoby sensu i przypominałoby do złudzenia zachowanie Michnika, który zwykł wytaczać procesy za wyrażone na jego temat opinie.

Ale Popowski pomieścił w swoim paszkwilu na „Rzeczpospolitą” coś, co idealnie spełnia kodeksową definicję „fałszywej, zniesławiającej informacji”. A mianowicie oznajmił światu, że w chwili, gdy Mecom odkupywał od norweskiej spółki Orkla większościowy pakiet udziałów w „Presspublice”, zawarty został tajny dil między szefem spółki, Dawidem Montgomerym, a szefem rządzącej wówczas partii, Jarosławem Kaczyńskim, na mocy którego obiecano Montgomery’emu, że dostanie na preferencyjnych warunkach pozostałe, należące do Skarbu Państwa 49 proc. udziałów, jeśli zatrudni wskazanego przez Kaczyńskiego redaktora naczelnego i uczyni gazetę propagandową tubą PiS.

Jest to, o ile mi wiadomo, całkowite kłamstwo, którego zresztą w żaden sposób nie uprawdopodobniają fakty. Fakt, iż rząd PiS pod koniec sprawowania władzy podjął kroki zmierzające do sprzedaży owych udziałów (sprzedaży, a nie żadnego preferencyjnego przekazania) wytłumaczyć można bez spiskowych teorii, a o rzekomej „pisowskości”, insynuowanej gazecie, najlepiej mówi fakt, iż na dworze prezesa to właśnie „Rzeczpospolita” obarczana jest winą za przegrane wybory prezydenckie, do czego miała doprowadzić świadomie i na wiadome zamówienie mobilizując „lemingi” sondażem wskazującym na możliwość zwycięstwa Kaczyńskiego (a teraz inspirujemy i wspieramy wymierzony w PiS rozłam… wszystkie do siebie pasuje, jak zwykle). Fakt, że nie ujadamy w chórze nienawiści i pogardy dla „polskiego NRD, które głosuje na Kaczyńskiego” nijak się ma do zarzutów o partyjne zaangażowanie. Uważam, że jeden nasz ekspercki tekst, taki jak np. „Wysokie koszty walki z układem” (jest w archiwum internetowym) trafniej obnażał wady rządu PiS-Samoobrony-LPR niż cała histeryczna pisanina konkurentów.

Wszystko wskazuje na to, że Popowski zagalopował się w oczywiste kłamstwa, ale należy mu dać szansę przedstawienia dowodów owego tajnego porozumienia. Jeśli ich nie ma ? powinien przeprosić i wycofać się z oszczerstwa. Chyba nie ma, skoro przyjął metodę obrony podobną do p. Aliny Całej, która, gdy wytknięto jej rażące przekłamania i żonglowanie faktami, nie próbowała odpowiedzieć merytoryczną polemiką, tylko zorganizowała w swej obronie manifestację, podając się za ofiarę polskiego antysemityzmu.

Popowski zamilkł i nie przedstawia żadnych dowodów na poparcie swego oskarżenia. Za to uaktywniła się „Gazeta Wyborcza”, publikując kpinki Leszczyńskiego, porównującego Lisickiego do Michnika, oraz ? jakżeby inaczej ? list z poparciem dla Popowskiego. List ten podpisało kilku byłych pracowników „Rzeczpospolitej” oraz nestor polskiego dziennikarstwa Stefan Bratkowski. Temu ostatniemu skłonny jestem odpuścić z racji dawnych zasług. Honorowy prezes SDP zasłynął niedawno pryncypialnym skrytykowaniem książki, której, jak przyznał, nigdy nie przeczyta, trudno więc orzec, czy aby znowu nie wypowiada się autorytatywnie o sprawach, o których zwyczajnie nic nie wie.

Natomiast pozostali sygnatariusze, jak rozumiem, biorą w ten sposób na siebie obowiązek, który z mocy prawa ciąży na Popowskim ? udowodnienia tezy o spisku Montgomery’ego z Kaczyńskim. Bo tylko to oskarżenie jest przedmiotem zapowiadanego procesu; pozostałe opinie p. Popowskiego warte są tyle, co przeciętne wpisy na forach internetowych, i można tylko ubolewać, że ludzie na takim poziomie uczą dziś kandydatów do dziennikarstwa, wychowując ich na godnych następców Falskiej, Tumanowicza i Barańskiego.

Wiem, że spełnienie marzeń jest blisko ? tak niewielu pisowskich szczekaczy, którzy próbują „robić politykę”, zamiast włączać się w konstruktywne działania Partii na rzecz rozwoju, pozostało już do wykończenia… Ta bliskość upragnionej „jedności moralno-politycznej Polaków” a co najmniej polskich, wręcz zrenacjonalizowanych mediów, odbiera niektórym rozum i odziera z resztek przyzwoitości.

Pan Leszczyński jest młody, więc może nie pamiętać, że ten mechanizm, który znowu ćwiczymy, po pewnym czasie kończy się tzw. odwilżą, czyli odnową. Wyniki finansowe Partii dają zaś pewność, że nie trzeba będzie na nią zbyt długo czekać. Doradzałbym więc za bardzo się nie angażować; raczej parę głębokich oddechów i relaks…

Opinie polityczno - społeczne
Marek A. Cichocki: Polityczna intryga wokół AfD
Opinie polityczno - społeczne
Rusłan Szoszyn: Umowa surowcowa Ukrainy z USA. Jak Zełenski chce udobruchać Trumpa
Opinie polityczno - społeczne
Michał Szułdrzyński: Fotka z Donaldem Trumpem – ostatnia szansa na podreperowanie wizerunku Karola Nawrockiego?
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Rosyjskie obozy koncentracyjne
Materiał Promocyjny
Tech trendy to zmiana rynku pracy
Opinie polityczno - społeczne
Jędrzej Bielecki: Donald Trump, mistrz porażki
Materiał Partnera
Polska ma ogromny potencjał jeśli chodzi o samochody elektryczne