Z opóźnieniem doczytałem się, że redaktor Adam Leszczyński z „Gazety Wyborczej” wywołuje mnie do głosu, domagając się kpiarsko, abym potępił Pawła Lisickiego za proces wytoczony Sławomirowi Popowskiemu. Redaktor Leszczyński przypomina, co byłem pisałem o procesach wytaczanych przez Adama Michnika i, sugerując, iż sprawa jest identyczna, tylko dotyczy innych osób, twierdzi, że jeśli chcę być konsekwentny, o sprawie Lisicki vs. Popowski powinienem napisać to samo.
Są dwie możliwości: albo Adam Leszczyński udaje głupiego, albo nie udaje. W sumie zresztą nie robi to wielkiej różnicy.
Najpierw o samej sprawie, bo jest to jedna ze spraw najbardziej skandalicznych i zarazem najbardziej dobitnie świadczących o degeneracji władzy i mediów pod panowaniem Donalda Tuska.
Jak czytelnicy zapewne wiedzą, przedstawiciele skarbu państwa w wydającej „Rzeczpospolitą” spółce „Presspublica” złożyli do sądu wniosek o rozwiązanie spółki. Prawo przewiduje taką możliwość w określonych wypadkach ? jeśli na przykład spółka znajduje się w stanie paraliżu decyzyjnego, jeśli generuje straty i mniejszościowy udziałowiec narażony jest na ponoszenie finansowych skutków decyzji większościowego. W wypadku wydawcy „Rzeczpospolitej” nic podobnego nie ma miejsca. Zarząd spółki, mimo nieustannych prób obstrukcji ze strony mniejszościowego udziałowca, działa sprawnie, gazeta w ostatnim roku zwiększyła sprzedaż, może nieznacznie, bo zaledwie o 2 proc. ? ale to nielichy sukces w czasie, gdy, jak ogólnie wiadomo, „sieć pożera papier” i sprzedaż gazet papierowych leci jak w studnię, w wypadku głównej konkurencji o kilkanaście procent rok do roku. Również bilans finansowy gazety jest dodatni, co także jest sukcesem w czasach poważnego kryzysu na rynku reklamy.
Nie ma więc nawet pozoru jakiegokolwiek merytorycznego uzasadnienia działań delegatów ministra Grada. I oni też nie za bardzo próbują ściemniać, wszyscy wiedzą, o co chodzi: o renacjonalizację gazety, a co najmniej wywarcie presji (bo zamieszanie prawne wokół spółki zawsze się źle odbija na jej wynikach) na brytyjskiego właściciela tytułu. „Rzeczpospolita”, gazeta, która nagłośniła aferę hazardową i zmusiła premiera do przetasowań w rządzie, która u samego zarania rozpruła dęty przez michnikowszczyznę balon, niwecząc szeroko zakrojoną kampanię propagandową wokół książki Grossa „Strach”, i na szereg innych sposobów zalazła szeroko rozumianej władzy za skórę, ma się zmienić. Od trzech lat dochodzą do nas odgłosy kolejnych, to prawem, to lewem podejmowanych prób wyperswadowania Brytyjczykom, że „nie jesteśmy w Portugalii”, i jeśli chcą robić dobre interesy, muszą „mieć prosto na dzielnicy”.