Zderzenie cywilizacji - Chiny kontra Zachód

Czy w konfrontacji z Chinami zachodni politycy, zależni od sondaży i kolejnych wyborów, odważą się swoim społeczeństwom powiedzieć, że trzeba zacisnąć pasa, bo prawa człowieka kosztują? Czy odważyłby się na to na przykład nasz ponowoczesny przywódca Donald Tusk? – pyta znawca tematyki chińskiej

Aktualizacja: 14.12.2010 18:15 Publikacja: 14.12.2010 17:44

Radosław Pyffel

Radosław Pyffel

Foto: Fotorzepa, Kuba Kamiński kkam Kuba Kamiński Kuba Kamiński

Red

Puste krzesło w czasie ceremonii noblowskiej w Oslo to smutny symbol niezrozumienia między Zachodem a Chinami, który niestety może stać się początkiem otwartej już konfrontacji między tymi dwiema cywilizacjami.

Największą klęską Zachodu był wymowny fakt, iż po siedmiu latach zbrojnej demokratyzacji, za namową Chin, ceremonię noblowską zbojkotował Irak, przyłączając się do obozu kilkunastu krajów surowcowo-autorytarnych popierających Państwo Środka. Niesmak wzbudziło także wahanie Ukrainy, a zwłaszcza Serbii, która ostatecznie się na ceremonii pojawiła, ale tylko ze względu na korzyści z ewentualnego wstąpienia do UE. W tej sytuacji o żadnym moralnym poparciu nie może być mowy. Jeśli w Europie, o czym często wspomina w Polsce profesor Krzysztof Rybiński, na dno pójdą Hiszpania, Irlandia, Portugalia, to Chiny, ze swoimi przekraczającymi 2,5 mld dolarów rezerwami, staną się w obliczu kryzysu alternatywą dla krajów europejskich, równie atrakcyjną, jaką obecnie są dla krajów afrykańskich.

[srodtytul]Nobel kontra Konfucjusz[/srodtytul]

Niepokojąca jest w tym kontekście powszechnie wyśmiewana na Zachodzie chińska nagroda Nobla (pokojowa nagroda Konfucjusza). Rzeczywiście została źle przygotowana, zaledwie w ciągu trzech tygodni, jako rozwiązanie doraźne. W dodatku dla samego laureata Lian Zhana, byłego premiera i wiceprezydenta Tajwanu, który doprowadził w ostatnich latach do ścisłej integracji z Chinami (rozpoczął rozmowy, które zakończyły się między innymi ustanowieniem bezpośrednich połączeń lotniczych i otworzyły Tajwan na turystów z kontynentu), okazała się bardzo niezręczna. Proniepodległościowa opozycja śmiała się z niego na potęgę. Telefony od dziennikarzy odbierała jego asystentka, mówiąc, iż o takiej nagrodzie w ogóle nie słyszała, a sam Lian zdecydował się milczeć, odmawiając tym samym legitymizowania tej nagrody w świecie.

Alternatywny Nobel sygnalizuje jednak niezwykle groźne zjawisko: Chiny nie godzą się, by parlament norweski wystawiał wotum nieufności dla ich wizji modernizacyjnej, czyli hybrydowego systemu gospodarczego łączącego elementy socjalizmu i kapitalizmu z zapewniającą stabilność polityczną dyktaturą. Kontestacja tego modelu, który wywindował Chiny w ostatnich 30 latach z pozycji maoistowskiego pariasa do światowego mocarstwa numer dwa, może skłonić je do rezygnacji z harmonijnego wejścia w uformowany w obecnym kształcie system światowy. Podejmą wtedy próbę budowy systemu alternatywnego, w którym będą przyznawać własne Noble, wyznaczać własne standardy i sądzić "własnych", czyli zachodnich (lub działających na korzyść Zachodu) "zbrodniarzy wojennych".

Jeśli tylko władze w Pekinie zdecydują się na nagrodę Konfucjusza przeznaczyć więcej pieniędzy, użyć rozległych politycznych wpływów i nadać jej większy rozgłos, jednym słowem, jeśli lepiej się przygotują i wybiorą lepszego kandydata, to za parę lat możemy już komentować w grudniu werdykty dwóch pokojowych nagród.

[srodtytul]Siła moralna [/srodtytul]

By stać się mocarstwem z prawdziwego zdarzenia, poza siłą gospodarczą i – odgrywającą w dzisiejszym świecie mniejszą rolę – militarną, potrzebna jest atrakcyjność własnej kultury i wizji świata, czyli siła moralna. Chińczykom udaje się do niej przekonać wiele krajów, zwłaszcza w Afryce, która nie chce słyszeć o demokracji i prawach człowieka. Ale czy znajdą oni kandydata na nagrodę Konfucjusza, który w atrakcyjny i, co ważne, autentyczny sposób zaprezentuje chińską wizję światowego pokoju, a najlepiej jeszcze przy okazji skompromituje Zachód? Murowanym faworytem mógłby być Julian Assenge, twórca WikiLeaks ujawniający państwowe tajemnice krajów demokratycznych (teoretycznie oskarżony i aresztowany w sprawie o gwałt). Byłby to jednak ze strony Chin ruch bardzo ryzykowny, w WikiLeaks bowiem znaleziono amerykańskie depesze opisujące kontrowersyjne interesy chińskiego rządu.

Z kolei przyznanie nagrody postaci wygodnej dla Pekinu, np. mianowanemu przez ChRL Panczenlamie lub dyktatorowi w stylu Fidela Castro, skompromitowałoby nagrodę, zbliżając ją do poziomu radzieckiego filmu, tak nierealistycznego, że wywołującego u widzów nieoczekiwany przez jego twórców atak śmiechu. Jeśli jednak znajdzie się szanowana w świecie postać, która zgodzi się nagrodę przyjąć, a w dodatku będzie autentyczna, jak na przykład głoszący koncepcje zbieżnych z wizją chińskiego kierownictwa wartości azjatyckich emerytowany premier Malezji (doprowadził ją na drodze dyktatury do dobrobytu). Mahatir bin Mohamad, multimilioner Bill Gates, cieszący się szacunkiem także w Chinach Władimir Putin lub bohater świata arabskiego (np. popieranej przez Chiny Palestyny) czy wreszcie któryś z przywódców afrykańskich – już nie będzie nam na Zachodzie tak do śmiechu.

Zwłaszcza że chętnych do poparcia Chin powinno przybywać. Pamiętajmy, że w tym roku okazję, by siedzieć cicho przy okazji Nagrody Nobla, wykorzystała prochińska Afryka i, nieoczekiwanie, autorytarna i wiele zawdzięczająca Pekinowi Białoruś (Chińczycy zainwestowali tam kilkanaście miliardów dolarów). W ostatniej chwili wycofały się Ukraina i wspomniana Serbia.

[srodtytul]Pieniądze i propaganda [/srodtytul]

By operacja pod tytułem "Chiński Nobel" zakończyła się sukcesem, potrzebne są pieniądze (siła ekonomiczna) plus zręczny PR. Tego drugiego Chiny, wbrew rozpowszechnianemu mitowi o chińskim Soft Power, nie mają. Świadczy o tym choćby kiepskie przygotowanie ceremonii nagrody Konfucjusza. Nie mają także wpływowych mediów w krajach zachodnich, a te, które istnieją, są w ogóle niezauważane lub trafiają, jak np. w Polsce, wyłącznie do diaspory chińskiej i garstki specjalistów zainteresowanych stanowiskiem rządu chińskiego.

Tyle tylko, że Chiny mają pierwszy element, czyli pieniądze – mogą więc wynająć, kogo zechcą. Pokazuje to przykład artystów takich jak pochodzący z Hongkongu aktor Jackie Chan czy dawniej niechętny rządowi chiński reżyser Zhang Yimou i wielu innych, dobrze opłaconych i chętnie współpracujących. Powiązany z własnym państwem chiński kapitał może także kupić media i nadawać w nich, co zechce, aczkolwiek w sytuacji konfrontacji Zachód – Chiny prawo do swobodnej wypowiedzi rządu chińskiego w demokratycznych krajach Zachodu zostanie z pewnością ograniczone. Oczywiście, w Chinach rząd bardzo strzeże własnego rynku medialnego i nie oddaje go zagranicznym koncernom, mając pełną kontrolę nad przekazem.

Pieniądze i PR uruchomione zostaną jednak dopiero wtedy, gdy decyzję podejmą rządzący Chinami inżynierowie z politbiura. Byłaby to jednak rewolucja, gdyż dotychczas w chińskiej polityce zagranicznej obowiązywała doktryna pokojowego wzrostu, którego celem było zapewnienie im stabilnego otoczenia międzynarodowego dla rozwoju gospodarczego. Jednak każde wkraczające na arenę dziejów światowe mocarstwo wywoływało opór. Nie inaczej jest z Chinami. Nic nie pomogła zmiana nazwy doktryny z pokojowego wzrostu na pokojowy rozwój na początku XXI wieku. Nadzieje na stopniową ewolucję Chin w stronę demokracji liberalnej, uznawanej na Zachodzie za uniwersalną, nie spełniły się. Państwo Środka wzbudza lęki, obawy i nieufność świata zachodniego – jest coraz potężniejsze i nadal autorytarne, czego Zachód nie chce zaakceptować.

[srodtytul]Łańcuch czystych serc? [/srodtytul]

Tymczasem Chiny wydają się już po prostu za silne, by pozostawać w cieniu. Znajdujący się pod presją przywódcy ChRL będą musieli sobie odpowiedzieć na pytanie, czy Zachód jest na tyle słaby, że nadszedł już czas na odrzucenie doktryny pokojowego rozwoju i przejście do strategii bardziej ofensywnej. Wywierając ekonomiczną presję lub rozgrywając – starym cesarskim zwyczajem – jedne kraje przeciw drugim, będzie wtedy można spowodować, iż Zachód albo wycofa się ze swoich zarzutów i potulnie złoży samokrytykę, albo okaże się podzielony i zdolny – jak w czasie pekińskich igrzysk – jedynie do wzniosłych deklaracji i petycji.

Czy może Chiny tylko postraszą alternatywnym Noblem, ale uznają, że są jeszcze za słabe na konfrontację i wycofają się? A jeśli jednak się nie wycofają, czy zachodni politycy, zależni od sondaży i kolejnych wyborów, odważą się swoim społeczeństwom powiedzieć, że trzeba zacisnąć pasa, bo prawa człowieka kosztują? Czy odważyłby się na to na przykład nasz ponowoczesny przywódca Donald Tusk? Jest to mocno wątpliwe. Przecież nawet Ameryka na potęgę zadłużała się w Pekinie, jednocześnie nie odstępując oczywiście od krytykowania Chin za łamanie praw człowieka. Wystawne i wygodne życie na kredyt, jakie prowadzą zachodnie społeczeństwa, kosztuje, a Chińczycy skwapliwie dostarczali tanich produktów. Po światowym kryzysie 2008 roku same stały się inwestorem i zaoferowały atrakcyjne pożyczki, z których już skorzystały między innymi Grecja i Islandia.

Ciężko będzie utrzymać poziom życia, do jakiego prawiące o wartościach, zadłużone po uszy zachodnie społeczeństwa konsumpcyjne się przyzwyczaiły. Kiedy minie noblowska euforia, może się okazać, że zachodni przywódcy, widząc, jak Chiny rozprawiają się z maleńką Norwegią, której już poprzysięgły zemstę za decyzję jej parlamentu, będą przestraszeni stali z boku, a niektórzy z nadzieją na kredyty (a zatem utrzymanie popularności i władzy) wręcz sami przyłączą się do bogatego Pekinu. We wtorek w Pekinie, zaledwie kilka dni po wzruszającej noblowskiej ceremonii, przyciśnięta do muru Portugalia ustami swojego ministra finansów prosiła już o wsparcie i zakup portugalskich obligacji.

Chyba że – wcale nie piszę tego ironicznie – zrealizuje się wspaniały sen obrońców praw człowieka: obywatele państw demokratycznych wyjdą na ulice i utworzą łańcuch czystych serc, rezygnując z pożyczek i kredytów, godząc się na niższy poziom życia i bezrobocie, dając świadectwo wartościom Zachodu, pokazując, że warto za nie ponosić ofiary.

Puste krzesło możemy za kilkadziesiąt lat wspominać jako początek wojny Zachód – Chiny. Wygra bogatszy, silniejszy, bardziej zdeterminowany. Być może wygra bardziej moralny. Bo z moralności i wiary płynie jednak ogromna siła. Kto będzie miał jej więcej? Przekonamy się w XXI wieku.

[i]Autor jest socjologiem i publicystą, prezesem Centrum Studiów Polska – Azja[/i]

Puste krzesło w czasie ceremonii noblowskiej w Oslo to smutny symbol niezrozumienia między Zachodem a Chinami, który niestety może stać się początkiem otwartej już konfrontacji między tymi dwiema cywilizacjami.

Największą klęską Zachodu był wymowny fakt, iż po siedmiu latach zbrojnej demokratyzacji, za namową Chin, ceremonię noblowską zbojkotował Irak, przyłączając się do obozu kilkunastu krajów surowcowo-autorytarnych popierających Państwo Środka. Niesmak wzbudziło także wahanie Ukrainy, a zwłaszcza Serbii, która ostatecznie się na ceremonii pojawiła, ale tylko ze względu na korzyści z ewentualnego wstąpienia do UE. W tej sytuacji o żadnym moralnym poparciu nie może być mowy. Jeśli w Europie, o czym często wspomina w Polsce profesor Krzysztof Rybiński, na dno pójdą Hiszpania, Irlandia, Portugalia, to Chiny, ze swoimi przekraczającymi 2,5 mld dolarów rezerwami, staną się w obliczu kryzysu alternatywą dla krajów europejskich, równie atrakcyjną, jaką obecnie są dla krajów afrykańskich.

Pozostało 90% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Izrael atakuje Polskę. Kolejna historyczna prowokacja
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Zwierzęta muszą poczekać, bo jaśnie państwo z Konfederacji się obrazi
Opinie polityczno - społeczne
Tomasz Grzegorz Grosse: Europejskie dylematy Trumpa
Opinie polityczno - społeczne
Konrad Szymański: Polska ma do odegrania ważną rolę w napiętych stosunkach Unii z USA
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie polityczno - społeczne
Robert Gwiazdowski: Dlaczego strategiczne mają być TVN i Polsat, a nie Telewizja Republika?