Reklama

Wildstein: Komorowski honoruje Jaruzelskiego

Zdrada, a więc sprzeniewierzenie się narodowej wspólnocie, powinno prowadzić do eliminacji z życia publicznego w wolnym państwie – pisze publicysta „Rzeczpospolitej"

Aktualizacja: 14.12.2010 18:53 Publikacja: 14.12.2010 18:47

Bronisław Wildstein

Bronisław Wildstein

Foto: Fotorzepa, Bartosz Siedlik

Prezydent Bronisław Komorowski na początku uhonorował Wojciecha Jaruzelskiego godnością swojego doradcy, a następnie uraczył nas wypowiedzią dla PAP, w której tak głęboko uzasadnia tę decyzję, że uznać można ją za fundamentalne prezydenckie przesłanie. Tak w każdym razie potraktował go sam zainteresowany, eksponując jako najważniejszy dokument na swojej internetowej prezydenckiej stronie.

W wypowiedzi tej opiewającej własne zasługi tudzież pełnej wzruszeń swoją martyrologią ogłosił, że jego gest wobec Jaruzelskiego jest "zakończeniem wojny polsko-polskiej". Ten heroiczny akt, wyjaśnia nam prezydent, mógł być wyłącznie dziełem kogoś o tak bohaterskiej jak jego własna drodze życiowej, toteż tym mniej zasłużonym (czyli wszystkim innym) wara od jego oceny. Jeśli się na to poważają, oznacza to, że powodują nimi kompleksy.

[srodtytul]Erystyczna sztuczka [/srodtytul]

Już od zarania III RP mieliśmy do czynienia z autopromującymi się bohaterami narodowymi, którzy deklarowali: cierpiałem za was, a więc w waszym imieniu wybaczam; walczyłem za was w przeszłości, a więc zgodnie z własnym rozeznaniem urządzę wam przyszłość itd., a jednak czegoś tak kuriozalnego, zwłaszcza że w prezydenckim wydaniu, dotąd nie spotkaliśmy. Śmiem twierdzić, że jest to także ewenement w historii demokracji światowej.

Zostawmy na boku żenującą licytację na zasługi, która, przekształcając w towar wymienny, tym samym podaje je w wątpliwość. Przyjmijmy, że Komorowski jest naszym Józefem Piłsudskim, a jego martyrologia zawstydzić może nawet Waleriana Łukasińskiego. Czy oznaczać miałoby to, że ogrom jego dotychczasowych osiągnięć odbiera możliwość osądu jego politycznych propozycji? Jak by się to miało do demokracji?

Reklama
Reklama

Uzasadnianie zasługami swojego stanowiska, tak jak piętnowanie przywar adwersarzy zamiast polemiki z ich argumentami – jest najbardziej typową sztuczką erystyczną i wyklucza racjonalną dyskusję. Oznacza także likwidację demokracji, gdyż musi prowadzić do przyznawania politycznych racji tym bardziej zasłużonym (kto i w jakim trybie będzie ich naznaczał?), a więc odbiera możność wyboru obywatelom.

Debata jest fundamentem demokracji. Postawa Komorowskiego ten fundament unieważnia. Na jakiej zasadzie zresztą przeszłe zasługi dają monopol słuszności w politycznych sporach?

Jeśli chodzi natomiast o wojnę polsko-polską, to wydawało się, że problem został rozstrzygnięty wraz z narodzinami III RP. W jej konstytucji komunizm uznany został za ideologię zbrodniczą. Polska dziś afirmuje swoją niepodległość i normy demokratycznego państwa prawa. PRL był zbudowany na zaprzeczeniu tych zasad.

Komunizm narzuciła nam Moskwa, a PRL trwał wyłącznie dzięki sowieckiej armii. Przyznawali to również w sposób zawoalowany, acz nieustannie, jego rządcy, opowiadając o "geopolitycznych uwarunkowaniach", z powodu których muszą dzierżyć władzę.

W sposób najbardziej ostentacyjny podległość Moskwie udowodnił Jaruzelski, twierdząc, że stan wojenny wprowadził, aby uratować nas przed sowiecką interwencją. Pozostawiając na boku prawdziwość tego uzasadnienia, uznać trzeba, że było prawdopodobne. Innymi słowy: próba nieco innego urządzenia sytuacji wewnętrznej w kraju bez naruszania zasad ustroju, czyli "wiodącej roli PZPR", nie mówiąc w ogóle o sprawach międzynarodowych, spowodować mogła wojskową agresję ościennego mocarstwa przywracającego w Polsce status quo ante. Czy może być bardziej ostentacyjny dowód podległości kraju?

Jaruzelski tak jak i jego poprzednicy był więc sowieckim namiestnikiem. Było to zresztą oczywiste i nieukrywane, gdyż wybór wszystkich przywódców PRL musiał być zatwierdzony, a właściwie dokonany w Moskwie. Nie było więc wojny polsko-polskiej, ale wojna narodu z narzuconą mu władzą. To, że zasiadali w niej etniczni Polacy, niczego nie zmienia. Tak jak nie zmieniał statusu rozbiorowej podległości fakt, że zaborcy również posługiwali się Polakami.

Reklama
Reklama

[srodtytul]Postać z wierszyka[/srodtytul]

Opowiadając dzisiaj o wojnie polsko-polskiej, Komorowski nobilituje rządców PRL do rzędu reprezentantów jakichś polskich racji. Jeśli tak by miało być, to zasługi Komorowskiego wynikające z udziału w wojnie domowej zaczynają wyglądać wątpliwie.

Przeszłe zasługi nie dają nikomu racji w politycznej debacie, acz powinny być brane pod uwagę (co nie znaczy, że decydować) w politycznych wyborach. Natomiast zdrada, a więc sprzeniewierzenie się narodowej wspólnocie, powinno prowadzić do – co najmniej – eliminacji z życia publicznego w wolnym państwie. W odpowiedzi na tego typu argumenty Bronisław Komorowski rozprawia o swoim bohaterstwie.

Wstyd mi, że prezydent mojego kraju kojarzyć się może ze Stefkiem Burczymuchą z wierszyka dla dzieci Marii Konopnickiej.

[ramka][srodtytul][link=http://www.prezydent.pl/aktualnosci/wiadomosci/art,1576,prezydent-nie-zmieniam-oceny-ws-gen-jaruzelskiego.html]Wypowiedź prezydenta Bronisława Komorowskiego[/link] [/srodtytul][/ramka]

Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Polacy wychodzili sobie defiladę w Święto Wojska Polskiego. Nieprawdą jest, że czci się wyłącznie porażki
Opinie polityczno - społeczne
Rusłan Szoszyn: Piąta rocznica wielkich protestów. Co się dzieje na Białorusi?
Opinie polityczno - społeczne
Największe kłamstwo wyboru Karola Nawrockiego. PiS sprzedaje nową narrację
Opinie polityczno - społeczne
Pracownicy: Działania dyrektora Ruchniewicza budzą nasze poważne wątpliwości
Opinie polityczno - społeczne
Jacek Nizinkiewicz: W Sejmie PiS pokazało butę i arogancję. Czy triumfalizm i pycha ich zgubią?
Reklama
Reklama