Aż dziw bierze, że Wildstein nie wystąpił z referatem w Jachrance na kongresie komitetów popierających Jarosława Kaczyńskiego. Mógłby tam zaprezentować swoje przemyślenia dotyczące rosyjsko-fińskiej „wojny zimowej” jako niedościgłego wzoru postępowania państwa w kryzysie. Problem z publicystyką plemienną polega bowiem na tym, że zawsze operuje perspektywą albo – albo, nie zna stanu pośredniego.

Nie przypadkiem Wildstein wspomina swoje boje z komunistami. W istocie nie widzi różnicy między nimi a rządem demokratycznym wolnego kraju i jest gotowy przykładać taką samą miarę niechęci i potępienia, jak zresztą cała polska prawica. Ale równocześnie zauważa, że wobec niego polemiści stosują wciąż ten sam chwyt, posądzając go o kolejne obsesje: na temat liberalizmu, postkomunizmu, Tuska i czego tam jeszcze.

To jak z alkoholem: jeśli jedna czy druga osoba mówi, że jesteś pijany – lekceważ to, ale gdy mówi to czwarta – idź się przespać. Przyzwoitość przywołana w tytule polemiki Wildsteina oznacza u niego po prostu wyznawanie jego obsesji. Jeśli to jest przyzwoitość, to ja już wolę być draniem. Ale trzeźwym..