Rosja Putina nie potrzebuje destalinizacji

Ostatnio wszyscy jak mantrę powtarzają, że Rosja potrzebuje destalinizacji. Nieprawda. Rosja potrzebuje desowietyzacji – pisze publicysta „Rzeczpospolitej”

Aktualizacja: 28.12.2010 19:03 Publikacja: 28.12.2010 19:01

Piotr Zychowicz

Piotr Zychowicz

Foto: Fotorzepa, Ryszard Waniek Rys Ryszard Waniek

Dobrych kilka miesięcy temu przedstawiciele rosyjskiego obozu władzy w ramach lansowanej przez siebie kampanii modernizacyjnej zaczęli nagle potępiać „zbrodniczy reżim stalinowski”. Nasiliło się to szczególnie przy okazji kwietniowej podróży premiera Donalda Tuska do Katynia, gdy nawet Władimir Putin pozwolił sobie na kilka krytycznych słów pod adresem sowieckiego dyktatora. Apogeum tego zjawiska obserwujemy obecnie. Duma potępiła Katyń jako „zbrodnię stalinowską”, a rosyjskie media i politycy odmieniają słowo „stalinizm” przez wszystkie przypadki. Moskiewskie gazety piszą wręcz o całej prezydenckiej kampanii „destalinizacji” Rosji, która ma polegać na uświadomieniu obywatelom, że „reżim Stalina” był reżimem zbrodniczym.

Wszystko to silnie rezonuje w Polsce. Nasi najważniejsi urzędnicy, politycy, historycy, artyści i dziennikarze reprezentujący wszelkie możliwe opcje ideowe z zachwytem mówią i piszą o owej „destalinizacji”. Zerwanie ze spuścizną i nostalgią za „reżimem stalinowskim” ma być bowiem jedyną receptą nie tylko na odwilż na linii Warszawa – Moskwa, ale również na demokratyzację i głęboką przemianę Rosji.

Warto jednak nieco ochłonąć i zadać podstawowe pytanie: jak można zerwać z czymś, co nigdy nie istniało? Ów mityczny „stalinizm” jest bowiem wymysłem sowieckiej propagandy. Wszystko zaczęło się w 1956 roku, gdy jeden z największych sowieckich zbrodniarzy lat 30. i 40. Nikita Chruszczow – któremu udało się wtedy przechwycić władzę w Sowietach – wystąpił na zjeździe partii ze słynnym referatem „O kulcie jednostki i jego następstwach”.

[srodtytul]Miedwiediew śladami Chruszczowa [/srodtytul]

Pomysł był prosty – zrzucić wszystko na Stalina. Przeciwstawić dobry komunizm złemu stalinizmowi. Zgodnie z tą wykładnią Związek Sowiecki był rajem na ziemi. Aż tu nagle, jak diabeł z pudełka, wyskoczył okropny watażka o bonapartystowskich zapędach. A tak właściwie to Stalin nawet nie był prawdziwym komunistą, tylko zwykłym wojskowym dyktatorem (nosił w końcu mundur!), który wypaczył piękną ideę Lenina.

W 1956 roku owa wolta – nazwijmy ją pierwszą destalinizacją – wywołała na, dążącym do koegzystencji z Sowietami, Zachodzie ekstazę. Wreszcie wszystko się wyjaśniło. Łagry, terror policji politycznej, strzelanie w tył głowy przeciwnikom politycznym, eksterminacja całych narodów i grup społecznych, morzenie głodem milionów, podboje sąsiednich państw – wszystko było winą paskudnego Stalina. Ale sam komunizm i Związek Sowiecki są okej.

Trudno jednak zrozumieć, dlaczego dziś, w roku 2010, taki zachwyt wzbudza to, że suwerenna Rosja sięga po taktykę, której używał totalitarny Związek Sowiecki 54 lata temu? Doprawdy, trudno nazwać to postępem. Także przyznanie, że zbrodni katyńskiej dokonało NKWD, a nie gestapo – co zostało przyjęte w Polsce jako epokowy przełom – to nic nowego. Zrobił to już przecież w 1990 roku, a więc na rok przed upadkiem Sowietów, Michaił Gorbaczow.

Obecna, druga „destalinizacja” w wykonaniu duetu Putin – Miedwiediew ma dokładnie ten sam cel co „destalinizacja” numer jeden w wykonaniu Chruszczowa. Obronę Związku Sowieckiego, za którym tęskni – jak wynika z najnowszego sondażu – 55 procent Rosjan. A więc spora grupa potencjalnych wyborców. Sam Putin zresztą zasłynął z powiedzenia, że upadek sowieckiego molocha był „największą geopolityczną katastrofą XX wieku”. Zapewniam, że zdania nie zmienił. W całej sprawie nie chodzi zresztą tylko o to, że powtarzając rosyjskie teorie o „reżimie stalinowskim” (czytałem już gdzieś nawet, że Polska została w 1939 roku rozebrana między... „nazistowskie Niemcy i stalinowski Związek Sowiecki”!), wpisujemy się w propagandowy scenariusz Kremla. Jest to wyjątkowo nie na miejscu, przede wszystkim z moralnego punktu widzenia.

[srodtytul]Ofiary lepsze i gorsze [/srodtytul]

Jeśli bowiem uznamy, że tylko okres rządów Józefa Stalina (1929 – 1953) jest w historii Związku Sowieckiego godny potępienia, to co z ofiarami lat 1917 – 1929 i 1953 – 1991? Terror w Sowietach nie zaczął się przecież wraz z przechwyceniem władzy przez Dżugaszwilego i nie zakończył wraz z jego śmiercią. Czy Rosjanin zamordowany w kazamatach Czeka w roku 1919 zasługuje na mniejsze współczucie niż ofiara NKWD z roku 1937?

[wyimek]Dlaczego porucznik Pasternacki, który w 1920 roku dostał się do bolszewickiej niewoli i któremu przed egzekucją obcięto język, uszy i nos, ma być mniej godny szacunku i pamięci niż oficer WP zgładzony w 1940 roku w Katyniu? [/wyimek]

Dlaczego polski oficer, porucznik Pasternacki, który w 1920 roku dostał się do bolszewickiej niewoli pod Śniadowem i któremu przed egzekucją obcięto język, uszy i nos (inne praktyki stosowane wówczas przez sowieckich najeźdźców: okaleczanie genitaliów, makabryczne ściąganie „rękawiczek” i wycinanie „lampasów), ma być mniej godny szacunku i pamięci niż oficer WP zgładzony w 1940 roku w Katyniu? Bo zginął za wcześnie i nie miał szans zostać ofiarą „stalinizmu”?

Już Chruszczow w swoim referacie dzielił ofiary na lepsze i gorsze. „Terror [Stalina] – pisał – był faktycznie skierowany nie przeciwko resztkom rozbitych klas wyzyskiwaczy [tych mordować można – P.Z.], lecz przeciwko uczciwym pracownikom partii i państwa sowieckiego, przeciwko którym wysuwano kłamliwe, oszczercze, niedorzeczne oskarżenia. (...) Wskutek podejrzliwości Stalina unicestwiono (...) wielu dowódców wojskowych i pracowników politycznych”. Oczywiście za rządów Stalina zginęły miliony niewinnych ludzi. Choćby ofiary kolektywizacji i industrializacji. Warto jednak pamiętać, że dla zachodnich intelektualistów i dla wielu dzisiejszych Rosjan ów stalinizm to twór prześladujący przede wszystkim komunistycznych aparatczyków. Według nich jego największą zbrodnią było wprowadzenie w życie powiedzenia o rewolucji zjadającej własne dzieci.

Proszę nie zrozumieć mnie źle. Bardzo cenię całą literaturę analizującą mechanizmy Wielkiej Czystki, wzajemnego wyrzynania się komunistów za rządów Stalina. Książki Aleksandra Weissberga-Cybulskiego, Arthura Koestlera, Wiktora Krawczenki, Eugenii Ginzburg czy wczesnego Aleksandra Sołżenicyna (później całe szczęście z pozycji „antystalinowskich” przeszedł na pozycje antysowieckie) są fascynujące i czytać je trzeba.

Jednak tych wszystkich fanatycznych komunistów – którzy sami rzucali się do gardła „wrogom ludu”, aby dzień później skomleć w katowni NKWD i zapewniać śledczych o swojej wierności partii – jakoś niespecjalnie mi żal. Warto przypomnieć, że ofiarą czystek padł choćby ich wcześniejszy główny organizator Nikołaj Jeżow i tysiące innych bezwzględnych komunistycznych zbrodniarzy. A na pewno mniej mi ich żal od milionów niewinnych rosyjskich patriotów wymordowanych przez komunistów w trakcie rewolucji i w latach, które nastąpiły po niej. Wszyscy ci „kontrrewolucjoniści”: inteligenci, arystokraci, oficerowie, pracownicy wolnych zawodów i członkowie ich rodzin, zginęli w czasach, gdy o Stalinie jako przywódcy Związku Sowieckiego, nie mówiąc już o jakimś „stalinizmie”, nikomu się nawet nie śniło.

[srodtytul]Kto stworzył Stalina? [/srodtytul]

Wróćmy do czasów obecnych. Komentatorzy, którzy wskazują, że Rosja nie będzie normalnym państwem, jeżeli nie rozliczy się ze swoją tragiczną historią XX wieku, mają oczywiście racje. To wpływy minionej epoki – zarówno w strukturach władzy, jak i w mentalności zwykłych obywateli – odpowiadają za większość patologii tego państwa. Patologii, które boleśnie odczuwają nie tylko Rosjanie, ale również mieszkańcy państw sąsiednich.

Selektywne rozliczenie z historią, jakie lansują obecnie Miedwiediew i Putin – i które, niestety, tak bezkrytycznie odbierane jest w Polsce – niczego jednak nie zmieni. Rosja nie potrzebuje bowiem żadnej destalinizacji. Rosja potrzebuje głębokiej, uczciwej desowietyzacji. Zerwania nie z tradycją Stalina, którego czasy pamięta ułamek procentu jej populacji, ale z tradycją Związku Sowieckiego jako takiego.

To bowiem nie Stalin stworzył ludobójczy, totalitarny system. To ten system stworzył jego.

Dobrych kilka miesięcy temu przedstawiciele rosyjskiego obozu władzy w ramach lansowanej przez siebie kampanii modernizacyjnej zaczęli nagle potępiać „zbrodniczy reżim stalinowski”. Nasiliło się to szczególnie przy okazji kwietniowej podróży premiera Donalda Tuska do Katynia, gdy nawet Władimir Putin pozwolił sobie na kilka krytycznych słów pod adresem sowieckiego dyktatora. Apogeum tego zjawiska obserwujemy obecnie. Duma potępiła Katyń jako „zbrodnię stalinowską”, a rosyjskie media i politycy odmieniają słowo „stalinizm” przez wszystkie przypadki. Moskiewskie gazety piszą wręcz o całej prezydenckiej kampanii „destalinizacji” Rosji, która ma polegać na uświadomieniu obywatelom, że „reżim Stalina” był reżimem zbrodniczym.

Pozostało 91% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Izrael atakuje Polskę. Kolejna historyczna prowokacja
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Zwierzęta muszą poczekać, bo jaśnie państwo z Konfederacji się obrazi
Opinie polityczno - społeczne
Tomasz Grzegorz Grosse: Europejskie dylematy Trumpa
Opinie polityczno - społeczne
Konrad Szymański: Polska ma do odegrania ważną rolę w napiętych stosunkach Unii z USA
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie polityczno - społeczne
Robert Gwiazdowski: Dlaczego strategiczne mają być TVN i Polsat, a nie Telewizja Republika?