Konrad Piasecki: PiS czeka narewolucję

Po latach poddawania się, dyktowanej przez spin doktorów i polityczny pragmatyzm taktyce ocieplania wizerunku i łagodzenia kantów, PiS chce wrócić do korzeni – twierdzi publicysta

Aktualizacja: 17.01.2011 04:08 Publikacja: 17.01.2011 00:16

Konrad Piasecki: PiS czeka narewolucję

Foto: Fotorzepa, Dominik Pisarek Dominik Pisarek

Red

Prawo i Sprawiedliwość zastygło w oczekiwaniu. Politycy PiS żywią się przekonaniem, że prędzej czy później zdarzy się coś, co ukróci dominację Platformy. Na politycznym horyzoncie wypatrują symptomów zmiany politycznego klimatu.

I przekonują, że cierpliwości wystarczy im na lata.

[srodtytul]Sprawdzona droga[/srodtytul]

„Bycie w opozycji jest strasznie frustrujące. Czegokolwiek bym nie wymyślił, jakiejkolwiek ustawy nie napisał – i tak wyląduje w koszu. Ale trudno, wolę czekać długo na odzyskanie władzy, niż znów przeżywać to, co w czasie kampanii wyborczej” – mówi na sejmowym korytarzu jeden z posłów kojarzonych z frakcją Zbigniewa Ziobry.

Jego głos dobrze oddaje to, co myśli dziś lwia część polityków Prawa i Sprawiedliwości. Przybici smoleńską tragedią, rozgoryczeni, nierozumiejący i nieakceptujący łagodnej retoryki z czasów walki Jarosława Kaczyńskiego o prezydenturę – działacze PiS czują się dziś jak ktoś, kto znów może być sobą.

Ci, którzy w kampanii przebierali się za dzieci kwiaty i śpiewali „Give peace a chance” („przyzna pan, że dwa miesiące po tragedii to było niesmaczne” – przekonuje mnie młody działacz PiS), są już poza partią. Ci, którzy pozostali, nie muszą niczego udawać, nie muszą powściągać języka, mogą mówić o rządzących to, co myślą. A że myślą jak najgorzej – słyszymy od nich o „dziadowskiej polityce” i „indolencji” Tuska, o „namiestniku” Komorowskim i „kondominium niemiecko-rosyjskim”, jakim staje się Polska pod rządami Platformy.

Ta – przekraczająca ramy zwykłej opozycyjnej ostrości – retoryka nie jest wyłącznie odbiciem silnych emocji targających po 10 kwietnia politykami PiS. Jest też świadomą taktyką sytuowania się i okopywania na pozycjach twardych, bezkompromisowych, negujących moralne i polityczne prawo Platformy do sprawowania władzy.

Jarosław Kaczyński już kilkakrotnie w swej karierze udowodnił, że tworząc opozycję fundamentalną, potrafi czekać latami na to, aż zaświeci mu polityczna gwiazda. Tak było w latach 90., gdy jego Porozumienie Centrum, piętnując system postokrągłostołowy, ostro krytykując łagodność polityki karnej i przenikanie się światów polityki i biznesu, wegetowało na obrzeżach polskiej polityki.

Wtedy twardość i niechęć do zawierania kompromisów (z wyjątkiem krótkiego epizodu współtworzenia AWS) przyniosła owoce. Najpierw, gdy ministrem sprawiedliwości i najpopularniejszym polskim politykiem został Lech Kaczyński, środowisko PC, wzmocnione sierotami po AWS, wróciło do gry parlamentarnej. Cztery lata później, na fali afery Rywina i rozsypki obozu lewicy, PiS wygrał wybory i doszedł do władzy.

Rozmowy z liderami Prawa i Sprawiedliwości dowodzą, że dziś zamierzają poprowadzić partię drogą utorowaną przez te doświadczenia. Po latach poddawania się dyktowanej przez spin doktorów i polityczny pragmatyzm taktyce ocieplania wizerunku i łagodzenia kantów PiS chce wrócić do korzeni. Chce być – i jest – chmurne, gniewne i rozsierdzone. Jego sztandary mają być czarne, a tragedia smoleńska ma się stać punktem odniesienia i dopełnieniem legendy założycielskiej.

[srodtytul]Fluidy zmian[/srodtytul]

Katastrofa prezydenckiego tupolewa to emocjonalna oś PiS. W każdej rozmowie z politykami tej partii wydarzenia z 10 kwietnia powracają wielokrotnie – przywoływane jako osobista trauma, ale też jako polityczna wskazówka.

– Stawianie twardych żądań dotyczących wyjaśnienia przyczyn i okoliczności wypadku i dbałość o upamiętnienie ofiar tragedii to nasza powinność moralna, ale też gwarancja wiarygodności – mówi Adam Lipiński.

I choć PiS ma w planie ofensywy legislacyjne (najbliższa ma ruszyć w lutym i przebiec pod hasłami nowych pomysłów na politykę gospodarczą) czy wydarzenia medialne podobne do spotkania Kaczyńskiego z młodzieżą z rocznika ‘89, to nikt – łącznie z pomysłodawcami tych projektów – nie ma złudzeń, że to nie wysyp pomysłów ekonomicznych przyniesie partii Kaczyńskiego wyborcze triumfy.

„Każde pokolenie musi przeżyć własną rewolucję. Przyjdzie czas na rewolucję przeciwko wszechwładzy Platformy. I ta rewolucja wyniesie nas znów do władzy” – tłumaczy partyjnym podwładnym Jarosław Kaczyński.

Ta rewolucja w marzeniach prezesa ma być oczywiście rewolucją wewnątrzsystemową i demokratyczną – takim polskim „no pasaran” wykrzyczanym przez wyborców rządom Tuska. Jej zaczynem i paliwem – jak wróżą liderzy PiS – mógłby być społeczny gniew wywołany ustaleniami śledztw smoleńskich (albo też takim ślimaczeniem się postępowań, które Polacy przestaną tolerować), ale też coraz gorsza sytuacja gospodarcza i finansowa.

To one zrodzić mają nastroje społeczne podobne do tych, które panowały, gdy tworzył się PiS albo – jeszcze lepiej – w czasach, gdy afera Rywina odsłaniała słabości państwa.

[srodtytul]Prezes na długie lata[/srodtytul]

Pełna nadziei diagnoza stawiana przez PiS zawiera w sobie przekonanie, że w Polakach narasta niechęć do Tuska i jego rządów. – W powietrzu czuć już fluidy zmian – uważa Adam Lipiński, który, podobnie jak jego koledzy, przekonuje, że w zachowaniach rządzących przed tragedią smoleńską i po niej tkwi tykająca bomba zegarowa i prędzej czy później coś uruchomi jej mechanizm.

„Poczekamy. Za rok wielkich szans na zwycięstwo nie mamy, ale już za pięć…” – mówią po cichu, ale zgodnie posłowie największej partii opozycyjnej.

I wzmacniają się psychicznie, przypominając sobie dzieje polityków i formacji prawicy, które we współczesnej Europie długo czekały na powrót do rządzenia. „Brytyjscy konserwatyści stracili władzę na 13 lat. Na Węgrzech Orban i jego Fidesz dwukrotnie przełykali gorycz wyborczej porażki – i po ośmiu latach znów rządzą” – to można usłyszeć z ust niemal każdego polityka PiS pytanego o perspektywy długiego żywota w ławach opozycji.

Te kojące mantry mają w sobie także – u części działaczy – coś z samouspokajania i utwierdzania się w przekonaniu o słuszności decyzji podejmowanych w ostatnich tygodniach. Wielu pisowskich polityków młodego i średniego pokolenia musiało się zmierzyć z ciężkim dylematem, czy porzucić partię i wyemigrować do PJN czy też pozostać wiernymi Jarosławowi Kaczyńskiemu.

Frondyści rozmawiali z wieloma posłami. To te rozmowy i snucie planów partyjnej insurekcji były – jak się w PiS mówi – powodem decyzji o usunięciu Joanny Kluzik i Elżbiety Jakubiak. Jeden z kuszonych i zachęcanych przez nie do odejścia zdradził plany rozłamowców Jarosławowi Kaczyńskiemu, ten, mając dowód nielojalności i chcąc wyprzedzić ruchy rywali, uderzył pierwszy i zmusił przeciwników do działania.

Zdaniem wielu polityków PiS – także tych, którzy w listopadzie i grudniu bili się z myślami i w końcu zdecydowali się pozostać w partii – to wyprzedzające posunięcie prezesa będzie decydujące dla losów PJN. „Przez rok się wypalą, nic z tego nie będzie….” – pocieszają się zarówno ci, którzy się wahali, jak i ci, którzy wahań nie przeżywali. I choć żal po rozstaniu z większością tych, którzy odeszli wraz z Kluzik-Rostkowską, jest wciąż żywy, to wraz z ich zniknięciem umarła opowieść o nadzwyczajnym wpływie i opętaniu prezesa przez Zbigniewa Ziobrę.

Politycy PiS – czasem z dumą, czasem z troską – mówią: „Partią rządzi prezes. Niepodzielnie”. Jako tych, którzy stanowią najbliższe i najbardziej wpływowe otoczenie Jarosława Kaczyńskiego, wymienia się Adama Lipińskiego, Mariusza Błaszczaka i Joachima Brudzińskiego. Wpływów byłego ministra sprawiedliwości nikt nie lekceważy. Ale też niewielu jest takich, którzy widzą w nim pewnego i rychłego następcę prezesa.

Sądząc po wewnątrzpartyjnych nastrojach, Jarosław Kaczyński może być spokojny o fotel prezesa jeszcze przez długie lata. Wydaje się, że nawet spodziewana tegoroczna porażka wyborcza – o ile nie będzie nadto dotkliwa – nie zachwieje jego pozycją. A gdyby udało mu się (a w partii snuje się takie scenariusze) doprowadzić do zawarcia koalicji „wszyscy przeciw PO”, to będzie mógł spać spokojny o swą partyjną pozycję przez długie lata.

Patriarchalny styl rządzenia partią nie rodzi u tych, którzy pozostali w PiS, większych oporów. Kaczyński wciąż budzi u podwładnych silne emocje, na które składają się i autorytet, i współczucie, i przekonanie, że jego przywództwo gwarantuje partii co najmniej dwudziestokilkuprocentowe poparcie.

Spokojni o byt, mający słodką pewność utrzymania parlamentarnych foteli i pozycji największej partii opozycyjnej działacze cieszą się na razie stabilnymi sondażami, nielicznymi sukcesami, które przyniosły wybory samorządowe, i czekają. Wierzą, że obiecana przez prezesa rewolucja musi kiedyś nadejść.

[i]Autor jest dziennikarzem i publicystą związanym z TVN 24 oraz RMF FM[/i]

Prawo i Sprawiedliwość zastygło w oczekiwaniu. Politycy PiS żywią się przekonaniem, że prędzej czy później zdarzy się coś, co ukróci dominację Platformy. Na politycznym horyzoncie wypatrują symptomów zmiany politycznego klimatu.

I przekonują, że cierpliwości wystarczy im na lata.

Pozostało 97% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Michał Szułdrzyński: Joe Biden wymierzył liberalnej demokracji solidny cios
Opinie polityczno - społeczne
Juliusz Braun: Religię w szkolę zastąpmy nowym przedmiotem – roboczo go nazwijmy „transcendentalnym”
Opinie polityczno - społeczne
Skrzywdzeni w Kościele: Potrzeba transparentności i realnych zmian prawnych
Opinie polityczno - społeczne
Edukacja zdrowotna, to nadzieja na lepszą ochronę dzieci i młodzieży. List otwarty
Materiał Promocyjny
Przewaga technologii sprawdza się na drodze
Opinie polityczno - społeczne
Marek A. Cichocki: Prawdziwy test dla Polski zacznie się dopiero po zakończeniu wojny w Ukrainie
Walka o Klimat
„Rzeczpospolita” nagrodziła zasłużonych dla środowiska