Rosja: historia zbrodni stalinizm

Cedzenie prawdy o popełnianych na Polakach zbrodniach powoduje, że wielu młodych, zamiast coraz więcej pojmować z rodzimej historii współczesnej, coraz bardziej jest nią znużonych – ostrzega znawczyni spraw rosyjskich

Publikacja: 02.06.2011 01:16

Rosja: historia zbrodni stalinizm

Foto: Archiwum

Red

Do nieszczęść historycznych, które przyniosła Polakom polityka Stalina, dochodzi dzisiejszy kłopot: liderzy Zachodu, nic (lub niewiele) o tych nieszczęściach niewiedzący, nas obarczają winą za złe stosunki z Moskwą (polska rusofobia), naszym władzom sugerują konieczność ich poprawy, zupełnie zaś ignorują antypolską politykę Kremla dotyczącą i teraźniejszości, i przeszłości. I to od naszych władz domagają się poprawy stosunków z Rosją, nie dostrzegając choćby skandalicznych posunięć ze strony tamtejszych mediów ściśle kierowanych przez kremlowską administrację.

Nic nie udowodniono...

Niewiele tu pomoże głoszona przez prezydenta Miedwiediewa destalinizacja, jeśli emitowany niedawno na głównym, odbieranym w całym kraju, kanale rosyjskiej telewizji program kłamie o planowym zabijaniu jeńców sowieckich w „polskich obozach śmierci". Albo w innym, niezwykle popularnym programie „Osądźcie sami" znany dziennikarz jednoznacznie stwierdza, że „w kwestii sprawstwa zbrodni katyńskiej dotychczas nic nie udowodniono".

 

O prawdziwej destalinizacji można będzie mówić dopiero wtedy, gdy trudne dla Rosjan fakty historyczne staną się faktami także i w ich podręcznikach szkolnych, a nie tylko kulami do politycznej żonglerki w rękach gospodarzy Kremla. Bo jak stwierdziła już dawno historyczka Krystyna Kersten: „władze Rosji ujawniają jedynie to, co od dawna znane, kierując się racjami politycznymi, nie zaś dążeniem do poznania prawdy historycznej".

Właśnie to cedzenie prawdy o popełnianych na Polakach zbrodniach, te od lat powtarzające się spektakle ze zwracaniem katyńskich akt, ten cyniczny fałsz strony przeciwnej powodują, że wielu młodych Polaków zamiast coraz więcej pojmować z rodzimej historii współczesnej, coraz bardziej jest nią znużonych. – Dajcie już spokój z tą historią – mówią, nie zdając sobie sprawy z tego, że tysiące innych młodych Polaków nawet nie mogą zapalić świeczki na grobach swoich bliskich, bo nie wiedzą, jak i kiedy zginęli. Wiedzą tylko, że w ZSRR.

W tym kontekście nie do przecenienia jest każda praca naprowadzająca na ich ślad. Ostatnio – niemal równocześnie – otrzymaliśmy dwie bulwersujące podpowiedzi. Jedną – co szczególnie ważne – ze strony Rosjanina Nikity Pietrowa, o czym przeczytaliśmy w „Gazecie Wyborczej" wraz z komentarzem „Sensacyjny dokument w sprawie 600 żołnierzy Armii Krajowej, których los był nieznany". Dokument ten (opublikowany w książce „Według scenariusza Stalina") potwierdza, że Polaków wymordował na Suwalszczyźnie radziecki kontrwywiad.

Niski pokłon należy się zarówno Nikicie Pietrowowi – znakomitemu, upartemu i rzetelnemu tropicielowi stalinowskich zbrodni, jak i stowarzyszeniu Memoriał, którego jest wiceprzewodniczącym.

Widziałem polskich jeńców...

Drugą – porażającą w swej wymowie – podpowiedzią jest książka Tadeusza A. Kisielewskiego o polskich żołnierzach i niższej rangi oficerach, o cywilach i kapłanach którzy przeżyli tragiczną wiosnę katyńską roku 1940, których widziano jeszcze w 1941 roku, i którzy zniknęli po inwazji Niemców na ZSRR, czyli po 22 czerwca 1941. Widziano ich w samym Smoleńsku, ale najczęściej w okolicach nieszczęsnego Katynia, a także w lasach na Zachód od niego.

I dlatego książka nosi tytuł „Zatajony Katyń 1941 – nieznana tragedia polskich wojskowych", a cytowana powyżej sentencja Krystyny Kerstenowej służy jej jako motto. Porażające oprócz ujawnionych w książce faktów są liczby: chodzi niemal o 17 tysięcy ludzi!

O prawdziwej destalinizacji można będzie mówić dopiero wtedy, gdy trudne dla Rosjan fakty historyczne staną się faktami także i w ich podręcznikach szkolnych

„W 1941 roku widziałem polskich jeńców wojennych, których wieziono samochodami na roboty i z robót gdzieś w rejonie samego Smoleńska albo prowadzono pod konwojem w szeregu na remont szosy witebskiej (...) Pracownicy polityczni mówili nam, że w lesie katyńskim i na zachód od niego rozmieszczone są obozy jenieckie polskich oficerów (...) Polacy pracowali grupami po 4 – 5 do 15 – 20 ludzi. Przy tym wraz z nimi stale znajdował się konwojent NKWD z karabinkiem gotowym do strzału (...) Wśród umundurowanych polskich jeńców znajdowały się również osoby w odzieży cywilnej (...) Politrucy przestrzegali nas, abyśmy w żadnym razie nie kontaktowali się z polskimi jeńcami przy spotkaniach" – pisze pułkownik rezerwy Ilja Kriwoj, w latach 40. kursant Smoleńskiej Szkoły Strzelców i Kaemistów.

Ilja Kriwoj widział ludzi w polskich mundurach jeszcze w roku 1941 żywych i jest przekonany, że rok wcześniej nie mogło ich zamordować NKWD, więc całe śledztwo katyńskie nie ma sensu. Lojalnie o tym donosi we wrześniu 2004 roku do Prokuratury Generalnej Federacji Rosyjskiej tuż po zakończeniu przez nią tego śledztwa. Zawiadamiał prokuraturę już wielokrotnie i dziwił się, że pan prokurator odpowiadał mu milczeniem, nie dołączając jego obszernego, pełnego szczegółów pisma do materiałów sprawy karnej GWP (Głównej Prokuratury Wojskowej) nr 159, czyli tzw. sprawy katyńskiej. Nie pojmował, że prokuratura ma komplet dokumentów potwierdzających zamordowanie polskich oficerów przez NKWD w kwietniu 1940 roku i nie zamierza gryźć się we własny ogon, rozszerzając to śledztwo jeszcze i na rok 1941, i na kolejne tysiące polskich ofiar.

Ilja Kriwoj neguje zbrodnię NKWD jedynie z obowiązku świadka historii. Nie podejrzewa, że jego „zawiadomienie" nie zawęża, lecz rozszerza zakres winy stalinowskich oprawców i wcale nie udowadnia – co było jego zamiarem – winy Niemców. Innym, o wiele cenniejszym dokumentem publikowanym w książce „Zatajony Katyń 1941" jest „apel do obywateli ZSRR (!), Polski i innych krajów" podpisany przez tajemniczą „administrację projektu »prawda o Katyniu«".

Rejony asfaltowo-betonowe

Zarówno dostęp do zamkniętych archiwów, jak i przytaczane detale sugerują, iż „prawdą o Katyniu" administrują fachowcy ze służb specjalnych reprezentujący komunistów gotowych przegryźć każde gardło mówiące o stalinowskich zbrodniach.

Chcąc udowodnić obecność polskich jeńców w okolicach Smoleńska jeszcze w 1941 roku (a tym samym fakt ich zabicia przez Niemców, po agresji na ZSRR, a nie rok wcześniej przez Sowietów), autorzy apelu przytaczają dokumenty archiwalne dowodzące, że na zachód od Smoleńska istniały trzy tzw. obozy specjalnego przeznaczenia, „w których trzymano byłych polskich wojskowych i urzędników państwowych wywiezionych w kwietniu – maju 1940 roku z trzech specjalnych obozów NKWD SZRS dla jeńców wojennych". Podają nawet ich liczebność!

Te „obozy specjalnego przeznaczenia" to zwykłe obozy pracy o nazwie rejony asfaltowo-betonowe (ABR). Istniał więc kuprinski ABR nr 10 (2 932 więźniów), smoleński ABR nr 9 (1500 – 2000 ludzi) i krasninski ABR nr 11 (ponad 3000) osób.

Na ich istnienie powołują się zresztą niejednokrotnie przedstawiciele Komunistycznej Partii Rosyjskiej Federacji, dowodząc, że Polaków nie zabili kaci radzieccy w 1940, tylko niemieccy – później. Oprócz tamtych obozów w lasach na zachód od Katynia funkcjonowało zresztą jeszcze dziewięć innych, które obozami pracy nie były.

Co się z więzionymi tam ludźmi, a także z wielu innymi, o których pisze Tadeusz A. Kisielewski, stało? Przecież to tysiące osób! Jest w książce „Zatajony Katyń 1941" mrożąca krew w żyłach relacja Icka Erlichsona – jedynego (dotychczas ujawnionego) świadka, który wczesną jesienią 1940 roku (a więc kilka miesięcy po znanej masakrze 4,4 tysiąca oficerów w Katyniu) – na własne oczy widział egzekucję więźniów obozu, z którego sam uciekł. Ilu Polaków, o których jeszcze nie wiemy, spotkał taki los?

Tadeusz A. Kisielewski śledzi te losy, do których udało mu się dotrzeć nie tylko w archiwach, lecz także podczas spotkań z żywymi świadkami tamtych zdarzeń. Słusznie wychodząc z założenia, że „nie każde prawdziwe oświadczenie musi być podpisane i opieczętowane", by stało się wiarygodne, także i z oświadczeń, z listów, z rozmów oraz luźnych notatek czyni bazę dowodową tezy, iż „większość polskich więźniów, głównie wojskowych (przede wszystkim szeregowych i podoficerów), a także nieco cywilów i duchownych zatrudnionych przy robotach drogowych, kolejowych i leśnych w okolicach Smoleńska, została zamordowana w lipcu 1941 roku przez funkcjonariuszy smoleńskiego NKWD".

Czemu tak mało wiemy?

Rosjanin Oleg Zakirov, który jako major smoleńskiego KGB sam prowadził śledztwo w sprawie katyńskiej (opisane w jego autobiografii „Obcy element"), zainspirował Tadeusza A. Kisielewskiego do szukania tropów potwierdzających, że przez cały rok 1940 i w 1941 do wybuchu wojny niemiecko-sowieckiej istniały obozy z tysiącami polskich jeńców, których potem zgładzono. Dziś da się słyszeć głosy, szczególnie ze strony historyków, że przecież to nic nowego, że już o tym słyszeli... Jeśli tak, to czemu nie złożyli doniesienia do Komisji Ścigania Zbrodni przeciw Narodowi Polskiemu? I czemu o tych obozach tak mało wiemy, a jeszcze mniej o dalszym losie uwięzionych?

„Zatajony Katyń 1941"" czyta się jak powieść detektywistyczną, choć wiele w niej dokumentów, zeznań świadków, rozmów i listów. Czy odnalezienie śladów niemal 17 tysięcy Polaków, których już może i szukać przestano, jest sensacją? Być może tak, i to nie mniejszą niż książka Nikity Pietrowa o tajnym mordzie na 600 żołnierzach AK w tzw. obławie augustowskiej.

Obie te prace jednak potwierdzają smutną konieczność nieustannego procesowania się z rosyjskimi władzami o prawdę i ciągłych próśb o otwarcie rosyjskich archiwów. Bo jest tak, jak pisze T.A. Kisielewski: archiwa pozostają zamknięte w tych państwach, które mają w nich ukryte trupy.

Autorka, z wykształcenia prawniczka, jest dziennikarką i reportażystką. Wieloletnia korespondentka polskich mediów w Rosji

Do nieszczęść historycznych, które przyniosła Polakom polityka Stalina, dochodzi dzisiejszy kłopot: liderzy Zachodu, nic (lub niewiele) o tych nieszczęściach niewiedzący, nas obarczają winą za złe stosunki z Moskwą (polska rusofobia), naszym władzom sugerują konieczność ich poprawy, zupełnie zaś ignorują antypolską politykę Kremla dotyczącą i teraźniejszości, i przeszłości. I to od naszych władz domagają się poprawy stosunków z Rosją, nie dostrzegając choćby skandalicznych posunięć ze strony tamtejszych mediów ściśle kierowanych przez kremlowską administrację.

Pozostało 94% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Konrad Szymański: Polska ma do odegrania ważną rolę w napiętych stosunkach Unii z USA
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Robert Gwiazdowski: Dlaczego strategiczne mają być TVN i Polsat, a nie Telewizja Republika?
Opinie polityczno - społeczne
Łukasz Adamski: Donald Trump antyszczepionkowcem? Po raz kolejny igra z ogniem
felietony
Jacek Czaputowicz: Jak trwoga to do Andrzeja Dudy
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie polityczno - społeczne
Zuzanna Dąbrowska: Nowy spot PiS o drożyźnie. Kto wygra kampanię prezydencką na odcinku masła?