Reklama

Piotr Zaremba o Łukaszu Kamińskim w IPN

Raz stało się w Polsce coś dobrego. Konkurs na ważne stanowisko wygrał młody człowiek, bez politycznych koneksji, a kompetentny. Przychodzący zreformować instytucję, a nie niszczyć jej dorobek, którego jest sam ważną częścią. Myślę o Łukaszu Kamińskim desygnowanym przez Radę IPN na jego prezesa.

Aktualizacja: 01.06.2011 19:47 Publikacja: 01.06.2011 19:44

Można odnieść wrażenie, że scenariusz miał być inny. PO wywierała w ostatnich latach naciski na IPN i chciała widzieć na jego czele kogoś bliższego swoim interesom. Była przekonana, że częściowo korporacyjny model wyborów – przez środowiska akademickie – kogoś takiego wyłoni.

Ale też trzeba uczciwie przyznać, że Sejm, wybierając ostatecznie głosami koalicji członków Rady IPN, nie kierował się żadną mechaniczną zasadą. Czy to na skutek czyjegoś zamysłu, czy błogosławionego chaosu nie wprowadzono tam wyłącznie swoich. Ani stawiano tylko na ludzi, którzy wyżywali się w atakach na poprzedniego szefa IPN.

A Janusz Kurtyka miał dwie zalety: był niezależny i był rzecznikiem uczciwego rozliczenia czasów PRL. Stawianie na czele IPN kogoś, kto tej ostatniej cnoty by nie posiadał, przypominałoby czynienie abstynenta ekspertem od win.

Pod Kamińskim nie będzie personalnej czystki i gwałtownego skręcania w inne strony. Mechanizm wahadła nie zadziałał. Czy platformerski parlament uszanuje ten wybór? Chwaląc Kamińskiego, boję się, żeby ktoś w Platformie nie powiedział: nie tak miało być. Ale możliwe, że tak się nie stanie. Partii rządzącej trudno byłoby powiedzieć, że system przedstawiany jako lek na zło się nie sprawdził. Bo wybrano nie tego, co trzeba.

Przestrzegam PO przed filozofią: skoro przeszła osoba nie całkiem nasza, będziemy ją zwalczać, a w każdym razie utrudniać jej życie. Co parlament i rząd mogą zrobić na wiele sposobów. Z drugiej strony przestrzegam i PiS przed wytwarzaniem wrażenia, że stało się coś złego. Dla opozycji wizja rządzących zawłaszczających cały kraj jest wizją atrakcyjną. Ale ten przypadek od tej wizji odstaje.

Reklama
Reklama

Wreszcie samemu prezesowi życzę odwagi. Historia powinna być w Polsce przedmiotem jak najszerszego konsensusu. Ale wciąż z uwzględnieniem mojej uwagi: abstynent win badać nie powinien.

Kurtyka był w 2005 roku kandydatem PO – PiS. Kto potem ten kompromis złamał, rzecz warta debaty. Ale może taki cud jest do powtórzenia?

Można odnieść wrażenie, że scenariusz miał być inny. PO wywierała w ostatnich latach naciski na IPN i chciała widzieć na jego czele kogoś bliższego swoim interesom. Była przekonana, że częściowo korporacyjny model wyborów – przez środowiska akademickie – kogoś takiego wyłoni.

Ale też trzeba uczciwie przyznać, że Sejm, wybierając ostatecznie głosami koalicji członków Rady IPN, nie kierował się żadną mechaniczną zasadą. Czy to na skutek czyjegoś zamysłu, czy błogosławionego chaosu nie wprowadzono tam wyłącznie swoich. Ani stawiano tylko na ludzi, którzy wyżywali się w atakach na poprzedniego szefa IPN.

Reklama
Opinie polityczno - społeczne
Niezauważalne sukcesy rządu. Dlaczego ekipa Donalda Tuska sprzedaje tylko złe wiadomości?
Opinie polityczno - społeczne
Na decyzji Andrzeja Dudy w sprawie Roberta Bąkiewicza zyska Konfederacja
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: „Nasi chłopcy”, nasza prowokacja, nasza histeria
Opinie polityczno - społeczne
Nadciąga polityczny armagedon: Konfederacja i Razem zastąpią PiS i PO
Materiał Promocyjny
Sprzedaż motocykli mocno się rozpędza
Opinie polityczno - społeczne
Marek Migalski: Pożytki z Karola Nawrockiego
Reklama
Reklama