Większość polskich mediów nie zauważyła pouczającej informacji z Niemiec. Oto Związek Wypędzonych pod wodzą Eriki Steinbach na swoim zjeździe - „Dniu ziem ojczystych" w miniony weekend - ponowił żądanie wobec rządu RFN w sprawie odszkodowań za przypadki przymusowej pracy Niemców po wojnie w krajach Europy Wschodniej.
Na te sugestie natychmiast i odmownie zareagował Hans-Peter Friedrich, minister spraw wewnętrznych z CSU. Friedrich wskazał, że praca przymusowa Niemców musi być pod względem moralnym oceniona krytycznie: jako wydarzenie historyczne, ale zarazem tylko jeden z elementów masowego losu (w oryginale Massenschicksal) Niemców po wojnie. Z tego powodu więc - w opinii ministra - nie należy wyciągać z tych faktów z przeszłości zobowiązania do wypłacania jakichś nowych odszkodowań.
Oczywiście można się domyślać, że szef niemieckiego MSW reaguje alergicznie na nowe roszczenia ziomkostw z racji kryzysu budżetu, jaki dotyka też Niemcy.
Dla Związku Wypędzonych stanowcza postawa ministra to cios tym większy, że Friedrich reprezentuje bawarską chadecję, tradycyjnie lubiącą przyjmować rolę patrona wysiedlonych Niemców
Ale ważniejsze jest coś innego. Wielu Polaków przy okazji sporu o „Centrum wypędzeń" zadawało pytanie, dlaczego spośród wielu ofiar III Rzeszy – poległych na frontach, rozstrzelanych przez Gestapo, kobiet zgwałconych przez Rosjan, ofiar bombardowań, jeńców którzy zamarzli na Syberii, ofiar powojennej nędzy, głodu i chorób – osobnym muzeum i specjalnym dniem pamięci trzeba czcić osoby, które musiały opuścić swoje rodzinne ziemie.