Zaraz po jej wyborze na szefową Partii Pracy bardzo słabe notowania ugrupowania poszybowały w górę. Z 8 do 21 procent! Już teraz pojawiają się głosy, że pod wodzą nowej, charyzmatycznej liderki Partia Pracy może odbudować swoją pozycję w Izraelu i ponownie zdominować scenę polityczną. Jeżeli tak się stanie, Jachimowicz zostanie kolejnym premierem Izraela o polskich korzeniach.

W obu profesjach, jakie uprawiała Jachimowicz – dziennikarstwie i polityce – nadal dominują Żydzi z Polski. Swoje korzenie ma tu kilku ministrów obecnego rządu, m.in. były lider Partii Pracy Ehud Barak, tu urodził się prezydent Szymon Peres, stąd wreszcie wywodzą się czołowi przedstawiciele mediów. Mówię naprawdę o największych gwiazdach naszego radia, telewizji i gazet: Arie Golan, Jossi Melman, Roman Frister, Ran Kislew i wielu innych.

Polscy Żydzi rozdają karty również w innych kluczowych zawodach w Izraelu. W wojsku, w adwokaturze, na uczelniach itp. Elity państwa żydowskiego nadal w dużej mierze pochodzą z Polski. Oczywiście nie jest tak jak w latach 50., gdy politycy w Knesecie często rozmawiali ze sobą po polsku, ale nadal jest to duża i wpływowa grupa. Skoro to nic nowego, to po co pisać o pani Jachimowicz?

Otóż ona nie jest jedyna. Właśnie odbywają się wybory w innej izraelskiej partii lewicowej – Meretz. Największe szanse na zwycięstwo ma... wywodząca się z Polski Zahawa Gal-On. Urodziła się ona w Wilnie i do dziś mówi po polsku, a nawet trochę w jidysz. Wygląda więc na to, że jednak mamy do czynienia z nowym zjawiskiem. To polsko-żydowski feminizm wśród izraelskich elit politycznych.