Najważniejszym – być może jedynym ważnym – skutkiem wyborów 2011 jest stworzenie Platformie Obywatelskiej instytucjonalnych szans odgrywania roli partii hegemonistycznej – czyli takiej, która nie musi się liczyć z żadnymi politycznymi ograniczeniami przy realizacji swych zamierzeń. Nie jest to w tej chwili szczególnie niebezpieczne, bo PO, w każdym razie pod przywództwem Donalda Tuska, jest partią spokojną, racjonalną i przewidywalną, nawet jeśli niezbyt wizjonerską albo porywającą. Ale z punktu widzenia ogólnych wymogów demokracji jest to powód do pewnego zaniepokojenia.
Teoria polityczna zna pojęcie tzw. punktów wetujących (veto points), czyli elementów systemu, które hamują lub zmieniają proces decyzji politycznej między pierwszymi planami a finalną realizacją. Nie chodzi tu o weto w sensie prawnym, konstytucyjnym, ale o przeszkody i hamulce polityczne. Powszechnie uważa się, że istnienie takich "punktów wetujących" jest zdrowe dla demokracji.
Obecnie, przy wzmocnieniu obecności PO w Sejmie, przy wzmocnieniu kontroli nad Senatem, przy przyjaznym (choć czasem wybijającym się na odrębną tożsamość) prezydencie i – przede wszystkim – przy totalnie niekoherentnej lub irrelewantnej opozycji, Platforma może wszystko. W tej sytuacji ciężar debaty politycznej w kraju przesuwa się z polemiki międzypartyjnej na konkurencję frakcji wewnątrz partii hegemonistycznej. Czy to dobrze? Raczej nie – ale w ostatecznym rachunku zależy to od samej partii.
Polityczny parias
Najbardziej wyraźnym uwarunkowaniem hegemonii PO jest słabość opozycji. Jeśli chodzi o SLD i Ruch Palikota, to mogą one dogadywać się w sprawach swobód i wolności obywatelskich i w tej dziedzinie od czasu do czasu stwarzać małe "problemy" (i bardzo dobrze!) Platformie, ale na żaden głębszy sojusz nie można liczyć, bo ich filozofie ekonomiczno-społeczne są zupełnie odmienne.
Ta fundamentalna odmienność powoduje, że w parlamencie nie zaistnieje poważna opozycja ideologiczna względem polityki socjalnej i polityki gospodarczej. Lewicy (tak rozumianej) w tym parlamencie prawie nie będzie, a jedyne źródła "wrażliwości lewicowej" na sprawy ekonomicznie nieuprzywilejowanych grup i regionów kraju Platforma będzie musiała wykrzesać sama z siebie.