Kolejny raz zapomina o tym "Gazeta Wyborcza" i otwiera nowy front. Prowadzi wojnę już nie tylko z tzw. śmieciowymi umowami (zapominając, że lepsza taka forma zatrudnienia niż żadna). Wczoraj pochyliła się nad tzw. biednymi pracującymi. Współczuje ludziom, którzy pracując, ledwo wiążą koniec z końcem, ale nie dostrzega, że dzieje się tak za sprawą rosnącego fiskalizmu, który funduje nam rząd.
Wydźwięk tekstu jest taki, że lepiej nie pracować wcale, niż robić to za niewielkie pieniądze. A to już promocja zgubnej bierności.
"GW" doszukuje się przyczyn biedy w umowach na czas określony. Ryzykowny zabieg – praca wszak daje dochód, a jej brak wpędza w nędzę. "GW" woli też nie widzieć, że:
1. Osoba niepracująca często skazana jest na marginalizację. Długotrwałe bezrobocie powoduje apatię i regres umiejętności, coraz trudniej też wrócić na rynek. Aktywność zawsze jest lepsza od bierności; daje nadzieję na poprawę losu.
2. Rząd funduje nam podwyżkową ofensywę – wzrósł VAT, rośnie choćby cena paliwa (to podraża koszty życia), rynkowi pracy zaszkodzi podniesienie o 2 pkt proc. składki rentowej. Może zamiast sugerowanych przez "GW" dopłat do najniższych pensji lepiej nie zabierać ludziom ich pieniędzy?