„Durnia mamy za prezydenta" - powiedział w 2007 roku były prezydent Lech Wałęsa o ówczesnym prezydencie Lechu Kaczyńskim. Stało się to w nadawanym na żywo programie. Było jeszcze: „mały, zakompleksiony człowiek" (Stefan Niesiołowski), było: „uważam prezydenta za chama" (Janusz Palikot), a także: „small, retarded, stupid man called the president of Poland" (Figurski z Wojewódzkim).
We wszystkich tych przypadkach do akcji wchodził art. 135 § 2 kodeksu karnego, który mówi o znieważeniu głowy państwa i zmusza prokuraturę do podjęcia czynności. We wszystkich przypadkach skończyło się na niczym. Trudno powiedzieć, jak wyglądałoby orzeczenie, gdyby Lech Kaczyński zdecydował się pozwać któregokolwiek z wymienionych wyżej dżentelmenów o naruszenie dóbr osobistych w trybie cywilnym. Gdyby jednak zastosować tutaj zwykłą logikę, trzeba by uznać, że skoro prokuratura umarzała postępowania, to i sąd cywilny nie powinien przyznać powodowi racji w razie ewentualnego procesu. Inna sprawa, że orzeczenia polskich sądów ze zwykłą logiką coraz częściej nie mają wiele wspólnego.
Nie fakty, lecz opinie
Wiemy już zatem, że prezydenta można nazywać durniem lub chamem (jak rozumiem, obecnego również). Wiemy też jednak, że nie można użyć określenia „rozpuszczeni smarkacze" wobec grupki młodych ludzi, których nagrodzono salonowymi pieniami zachwytu za zadymę wokół wiszącego w szkole krzyża. Licealiści domagali się jego zdjęcia i stworzyli w tej sprawie petycję.
Sąd uznał właśnie, że prof. Ryszard Legutko, europoseł i filozof, tłumacz dzieł Platona, naruszył dobra osobiste dwojga ówczesnych licealistów. Kuriozalny jest przy tym fakt, że powodom kibicowała Helsińska Fundacja Praw Człowieka obserwująca proces. HFPC zajmuje się między innymi kwestiami wolności słowa, w tym przypadku zaś stanęła po stronie tych, którzy chcą wolność słowa ograniczyć.
Żeby było jasne - pisałem o tym także w „Rzeczpospolitej" - dla zabezpieczenia wolności słowa oraz wobec tendencji, aby zamiast polemik, do gnębienia oponentów zaprzęgać sądy, powinniśmy zrezygnować z niektórych przepisów kodeksu karnego. To nie tylko słynny art. 212, ale też wspomniany art. 135 (znieważenie głowy państwa) czy art. 226 (znieważenie konstytucyjnego organu Rzeczypospolitej).