Wsparł ją urząd pełnomocnika rządu ds. równego traktowania Agnieszki Kozłowskiej-Rajewicz. Ponieważ pani pełnomocnik bardzo wyraźnie wzięła na siebie rolę bojowej szpicy kulturowej rewolucji, jej poparcie jest samo w sobie dzwonkiem alarmowym.
Zdaniem Lipowicz uchwalona rok temu ustawa wymaga poprawek. Dlaczego? Dlatego, że zawarty w niej katalog dyskryminowanych jest według p. rzecznik niepełny. Ustawa wymienia bowiem pewne rodzaje dyskryminacji - ze względu na rasę, pochodzenie etniczne, płeć i religię. Pomija zaś inne - niepełnosprawnych, dzieci, starszych. A, no i jeszcze taki zupełnie nieistotny dodatek - „mniejszości seksualne"...
I tak naprawdę o owe „mniejszości" chodzi, bo podpinanie walki o przywileje dla środowisk homoseksualnych pod postulaty grup niepełnosprawnych czy np. seniorów jest znaną na świecie taktyką gejowskich aktywistów. Każdy normalny człowiek z sympatią odnosi się bowiem do postulatów poprawienia sytuacji niepełnosprawnych czy seniorów, więc w takim pakiecie łatwiej forsować żądania, które artykułowane oddzielnie spowodowałyby większy opór.
To pakietowe myślenie, włączanie gejów na listy ofiar dyskryminacji na równi z inwalidami, walczącymi z barierami architektonicznymi czy seniorami, którym banki odmawiają kredytów, powinno spotkać się ze sprzeciwem. Nie tylko dlatego, że jest nadużyciem intelektualnym i moralnym. Przede wszystkim dlatego, że jest to działanie groźne. Bo otwiera drogę - nie teraz, ale za kilkanaście lat - do ideologicznie motywowanego prześladowania tradycjonalnego segmentu społeczeństwa.
W krajach Zachodu bywa tak już dziś. Na mocy antydyskryminacyjnych przepisów prześladuje się np. chrześcijańskie organizacje adopcyjne, odmawiające współdziałania w gejowskich adopcjach, czy skautów nieakceptujących jawnie homoseksualnych instruktorów. Tam też kiedyś zaczęło się niewinnie, od wprowadzania „mniejszości seksualnych" do katalogu dyskryminowanych.