Wiemy, że PO chce wymienić zastępców prokuratora generalnego, żeby mieć tam bardziej swoich ludzi. Ale nieomal umknęła mediom rola w tych zdarzeniach prezydenta Bronisława Komorowskiego.
A to on naciskał w kierunku pójścia dalej w wykorzystaniu zmian w kompetencjach i usytuowaniu prokuratury. Chciał wymiany samego prokuratora generalnego Andrzeja Seremeta. Opierał się za to likwidacji prokuratury wojskowej, którą on i jego ludzie uważali za naturalną przestrzeń prezydenckiego władztwa.
Zaprzecza dawniejszym czynom
Rzecz w tym, że klucz do zwiększenia wpływu obozu rządzącego na PO trzyma on. W dużo większym stopniu niż rząd, który może jedynie podyktować sejmowej większości, co ma ona przegłosować. To jednak prezydent będzie mianować nowych zastępców prokuratora generalnego. Dano mu to uprawnienie, bo w teorii głowa państwa stoi trochę z boku i nie zagraża niezależności organu, który miał być uwolniony od wpływu polityków.
Z powodu oporu ministra Gowina, a możliwe, że i Tuska, Komorowski nie całkiem postawił na swoim. Ale i tak to on będzie głównym rozgrywającym przy okazji rozdawania nowych kart w prokuraturze. Niedoceniany, traktowany jako poczciwina od kandelabrów, pokazuje, że na tych wąskich obszarach, gdzie sięga prezydencka ręka, umie być twardym rozgrywającym.
Zarazem pozostaje w grze także i na inne sposoby. Pasywny w pierwszym okresie czyni teraz Pałac Prezydencki ośrodkiem debaty. A to stanie w obronie lekcji historii. A to zaskoczy wręcz eurosceptycznymi wypowiedziami, kontrując federalistyczne pokusy ministra Sikorskiego. A to da sygnał, że nie całkiem się nie zgadza z polityką PO na Śląsku, gdzie jest ona partnerem odśrodkowego Ruchu Autonomii Śląska.