Żadna inne gospodarka o podobnej wielkości nie jest tak bardzo uzależniona od dochodów naftowych jak rosyjska. Spadek cen ropy w dłuższym okresie oznaczałby katastrofę dla budżetu Rosji. Nie mniejszym zagrożeniem jest możliwość znaczącego spadku wydobycia ropy.
Władze Rosji od lat deklarują, że ich celem jest zmniejszanie uzależnienia gospodarki od ceny ropy. Kilka dni temu z kolejnym tego typu oświadczeniem podczas Forum Ekonomicznego w Petersburgu wystąpił Władimir Putin. Rosyjski prezydent przyznał, że wpływ dochodów naftowych na gospodarkę jest jej piętą achillesową, ale jednocześnie zadeklarował, że przyjęte zostaną nowe przepisy, zgodnie z którymi zobowiązania budżetowe nie będą wiązane z cenami ropy. Wydaje się jednak, że jest to kolejny przykład myślenia życzeniowego Kremla. Nic nie wskazuje na to, aby w najbliższych latach Rosja była w stanie zrealizować ten postulat. Należy raczej oczekiwać, że zagrożenia dla gospodarki rosyjskiej związane z ropą naftową jeszcze się zwiększą.
Zagrożenie pierwsze: cena ropy
W ostatnich latach uzależnienie państwa rosyjskiego od cen ropy systematycznie rosło. W zeszłym roku 44 proc. wpływów budżetowych stanowiły dochody z opodatkowania sektora naftowego. Dla porównania – w tym samym czasie podatki zapłacone przez Gazprom stanowiły niecałe 5 proc. O ile jeszcze kilka lat temu budżet Rosji był bezdeficytowy przy cenie 40–50 dolarów za baryłkę, to w 2011 roku poziom ten wzrósł do 108 dolarów. W tym roku, aby pozbyć się deficytu, ropa musiałaby już kosztować około 115 dolarów. Rozdęte wydatki państwa, głównie o charakterze socjalnym, są konsekwencją obietnic przedwyborczych.
Na szczęście dla Rosji cena surowca w ostatnich latach bije kolejne rekordy. O ile średnioroczna cena ropy Urals w 2001 roku wyniosła – trudne dzisiaj do wyobrażenia – 23 dolary za baryłkę, to w 2011 roku sięgnęła 109,4 dolarów. W ciągu pierwszych pięciu miesięcy tego roku czarne złoto kosztowało już średnio 115 dolarów. Jak duże ma to znaczenie dla Rosji, pokazuje jedna tylko liczba – wzrost ceny o 1 dolar za baryłkę przynosi budżetowi dodatkowe 2 mld dochodu. To z kolei wpływa na wzrost udziału dochodów z eksportu ropy i produktów naftowych w ogólnej wartości rosyjskiego eksportu. W ub.r. stanowiły one 53,1 proc. całości sprzedaży zagranicznej Rosji.
Prognozowanie przyszłych cen ropy jest jak wróżenie z fusów i wielokrotnie w ubiegłych latach szybki wzrost lub spadek wartości surowca był zaskoczeniem dla uczestników i obserwatorów rynku. W ostatnich tygodniach kilka szacownych instytucji opublikowało sprzeczne prognozy. Część twierdzi, że wejście w życie embarga na import surowca z Iranu, rosnący popyt w Azji oraz wzrost kosztów wydobycia sprawią, że cena utrzyma się na poziomie powyżej 100 dolarów. Inni, m.in. Morgan Stanley czy Citi, przewidują, że kończy się okres drogiej ropy i ceny znacząco spadną. Przy pesymistycznym rozwoju sytuacji w strefie euro baryłka może kosztować nawet 60 dolarów. Dla Rosji oznaczałoby to bardzo poważne kłopoty. Stabilność gospodarcza, a co za tym idzie – polityczna Rosji zależy od wysokich cen na ropę. Przy cenie poniżej 70 dolarów rosyjski PKB zacznie się kurczyć. Nawet utrzymanie się ceny surowca na poziomie zbliżonym do obecnego nie gwarantuje gospodarce rosyjskiej szybkiego rozwoju. W ocenie Merrill Lynch będzie ona wówczas rosła o skromne 3,9 proc. rocznie. Niezależnie od tego, ile będzie kosztować ropa, niewiele jest państw bardziej niż Rosja zainteresowanych utrzymaniem obecnego poziomu cen.