Między oboma panami iskrzy (w sensie negatywnym) od dłuższego czasu, a terenem wymiany złośliwości jest przeważnie właśnie Twitter. Tak też stało się u schyłku ubiegłego tygodnia, kiedy to Warzecha zalinkował tam („z dedykacją dla ministra") swój komentarz na temat tego, że „MSZ pod kierownictwem Radosława Sikorskiego praktycznie odcięło prezydenta Lecha Kaczyńskiego od informacji" (poprzez niedostarczanie mu oryginałów depesz ambasadorów). Sikorski ripostował: „Polityka zagraniczna PL jest jedna, formułowana przez Radę Ministrów. Prezydent może ją realizować lub sabotować". A gdy publicysta „Faktu" napisał, że „ogólne kierownictwo nadal nie oznacza, że ma Pan prawo zakazywać czegoś prezydentowi", zareagował twittem: „Dlatego tylko doradzałem. Ale Prezydent Kaczyński uważał tak jak Pan, że nic go nie wiąże. Wiemy, jak to się skończyło".
Następnie Warzecha:
„Zdaje Pan sobie sprawę, co Pan właśnie napisał? Czyli - prezydent zginął, bo Pana nie posłuchał?".
A Sikorski: „Miałem na myśli jego nieskuteczność i niepopularność, ale ewidentnie, gdyby poleciał do Charkowa, toby nie zginął w Smoleńsku". Bo, jak wyjaśnił minister, zapewne pogoda w Charkowie byłaby inna.
Po wymianie paru następnych twittów Warzecha kąśliwie spytał: „Młody Śmietanko ma fuchę w Sztokholmie. Skandal!!! A jak tam się miewa posada Mai 'Fuck Me Like a Whore I Am' Rostowskiej?". Córka ministra finansów, zatrudniona w MSZ w charakterze tłumaczki (ministerstwo tłumaczyło wówczas, że konieczny był w resorcie ktoś z idiomatycznym angielskim i nikt z pracowników się nie nadawał), zasłynęła niegdyś z opublikowania na portalu społecznościowym fotografii, na której pozowała na tle plakatu tej właśnie treści. Rozeźlony Sikorski w odpowiedzi zbanował Warzechę.