Afera taśmowa ujawniła konieczność dokonania zasadniczego przełomu systemowego w sposobie zarządzania sektorem rządowym. W trwającej od kilku tygodni publicznej dyskusji najbardziej słyszalne są głosy podnoszące kwestie: przyspieszenia i poszerzenia zakresu prywatyzacji spółek Skarbu Państwa, bardziej profesjonalnych kadr zarządzających, zapewnienia odpolitycznienia, przejrzystości i jawności wyłaniania rad nadzorczych, rewizji ustawy kominowej.
Są to jednak tylko wycinkowe próby rozwiązania problemu.
Problem spółek Skarbu Państwa jest jedynie odzwierciedleniem szerszej kwestii - strukturalnej. Obecny, odziedziczony po PRL model organizacyjny Polski będzie stałym generatorem nepotyzmu i kolesiostwa, jeśli nie nastąpią głębokie zmiany.
Podstawową bolączką polskiego sektora publicznego, a co za tym idzie całego państwa jest trudność w określeniu jego zakresu. Innymi słowy, państwo „nie jest policzone". Mapa sektora publicznego przywodzi na myśl różnorodność złożonej z tysięcy wysp Indonezji. Zlokalizowanie na niej podmiotów państwowych i zależnych od państwa napotyka na rafy w postaci braku wymogu jednolitego raportowania, braku dostępu do informacji lub posługiwania się wyłącznie danymi o dużym stopniu agregacji, nadmiernej liczby jednostek uprawnionych do tworzenia spółek oraz niejasnych zadań, jakie mają realizować.
Debata na temat nieprawidłowości w spółkach Skarbu Państwa oprócz niebezpiecznej tendencji koncentrowania się na personaliach charakteryzuje się niemożnością objęcia całego zjawiska podmiotów zależnych od państwa, co skazuje ją na fragmentaryczność i doraźność. U podstaw takiej sytuacji leży kilka przyczyn.