latego ludzi prawdziwie niewierzących na próżno przekonywać. Nie przekonają ich argumenty, nie przekona ich to, że zmienia się ogólny stan wiedzy, okoliczności. Powiązania faktów, które odrzuca ich wiara, choćby narzucały się w oczywisty sposób, oni negują z całą stanowczością. Efekt cieplarniany będzie dla nich efektem cieplarnianym, choćby zimą temperatura schodziła poniżej minus trzydziestu. Wypadek, gdy ma być wypadkiem, będzie nim niewątpliwie, choćby nawet znaleziono zakrwawiony nóż z odciskami palców sprawcy na trzonku. Niewierzący nad matematyków, ekspertyzy, konotacje, doświadczenie i logiczne wnioski zawsze przedłożą autorytet i swoją wiarę, którą żartobliwie nazywają wiarą w rozum lub zdrowy rozsądek.
N
iewierzących wierzących najlepiej sportretowano kilka lat temu w świetnym horrorze opartym na powieści Stephena Kinga zatytułowanym „Mgła" („The Mist"). Tych, którzy nie widzieli, przepraszam za zdradzenie szczegółów rozwinięcia akcji: amerykańskie miasteczko spowiła mgła, w której kryją się straszliwe potwory. W miejskim supermarkecie znajduje się kilkadziesiąt osób, które muszą jakoś zmierzyć się z sytuacją, bo obecność krwiożerczych istot staje się coraz bardziej naoczna. Pierwsza objawia się grupa sceptyków pod przewodnictwem światłego prawnika z Nowego Jorku. Oni nie wierzą, choć widzą. Ich wiara nakazuje im za wszelką cenę wiedzieć, że potwory nie istnieją. Wychodzą na zewnątrz sklepu i giną straszną śmiercią. Umierają za swoją wiarę. Można by rzec, że jako najlepsi zostali powołani pierwsi. Cóż za religijny akt niewiary!
B
o wbrew temu, co sądzą tradycyjnie wierzący, niewierzący też bywają męczennikami. Ich męczeństwo jest zresztą dużo bardziej dramatyczne, bo u kresu – tak jak w filmie – towarzyszy mu wielkie, spóźnione zdziwienie, że jednak we mgle coś się czai.