Rok temu rozgorzała dyskusja wokół regulacji, ACTA, która potencjalnie mogłaby ograniczyć korzystanie z nielegalnie udostępnianych filmów, książek, muzyki, prasy. Polska jej ostatecznie nie podpisała. Jaka jest pani opinia na temat ACTA?
Agnieszka Odorowicz:
Nie podzielam większości zarzutów wobec ACTA, które wskazywały, że jego celem i rezultatem będzie inwigilacja, a także ściganie zwykłego użytkownika Internetu. ACTA to intencyjny akt prawny, w którym państwa członkowskie zgadzały się co do kierunków działania i który dawał możliwość poszczególnym rządom do podjęcia decyzji, jak ścigać handel podrobionymi towarami i treściami udostępnianymi z nielegalnych źródeł.
W całej swojej treści ACTA koncentrował się na przestępstwach na skalę przemysłową. Mówił, że należy zwalczać i ścigać biznes oparty na handlu i pośrednictwie w handlu oraz przesyłaniu podrobionych towarów i treści z nielegalnych źródeł na dużą skalę. Nie dotyczył ścigania zwykłych użytkowników Internetu. To pierwsze nieporozumienie w sprawie ACTA.
Po drugie, żeby wprowadzić jakiekolwiek rozwiązanie proponowane przez ACTA (abstrahując od tego, że zdecydowana większość proponowanych działań w polskim prawie istnieje od dawna, tylko niekoniecznie te przepisy są skutecznie egzekwowane), trzeba to robić w formie nowelizacji ustaw. Obawa protestujących przeciw ACTA, że rządzący potajemnie wprowadzą inwigilację użytkowników Internetu była pewnie popularna, ale bezpodstawna.