Kilkudziesięcioletnie doświadczenia eksploratorskie na różnych szerokościach geograficznych pozwoliły mi poznać kultury zarówno wysoko cywilizowanych narodów, jak i plemion tubylczych zachowujących własne dziedzictwo kulturowe, od których wiele się nauczyłem. Zawsze stykałem się z poglądem, że ważniejszy jest sąsiad za miedzą niż brat za górą. Stąd pomysł wystąpienia w roli orędownika normalizacji stosunków sąsiedzkich oraz zacieśniania więzi międzyludzkich.
Mottem rozpoczynającej się wkrótce misji „Szlakiem polskich badaczy Syberii", mogłoby być „Syberia nie dzieli, a łączy". Zamierzam odświeżyć burzliwe losy naszych wybitnych uczonych i przypomnieć o bogatym dziedzictwie narodowym w zauralskim kraju. Oprócz zesłańców politycznych skazanych na katorgę, liczni docierali tam także z własnej woli. Ich wyobraźnię pobudzało pionierskie wyzwanie i londonowski duch przygody. W efekcie cała rzesza Polaków wniosła doniosłe zasługi i na polu badawczym, i w oswojeniu rozległych dziewiczych terytoriów.
Skorzystać z doświadczeń
Mój pomysł (zobacz: www.syberia2013.com) zrodził się jako przeciwwaga dla historycznej nieufności dzielącej Polaków i Rosjan. Wydawałoby się, że aktualny stan rzeczy nie skłania do optymizmu, ale pamiętajmy, że podobnie miały się do niedawna stosunki polsko-niemieckie. Okazało się, że można zmienić ton relacji między narodami. Czas przysłania gorzką prawdę, interpretacja „uciekającej historii" zmienia się wraz z postępującym życiem. Nie można wciąż być zakotwiczonym w schematach przeszłości. Weźmy Włochy i Jugosławię, dla których trudna historia nie była żadną przeszkodą w zbudowaniu dobrych stosunków. Francja też wrzuciła do archiwum grzechy Niemców z drugiej wojny światowej. To historyczne pojednanie utorowało potem drogę do powstania Unii Europejskiej. Historia przyznała rację polskim biskupom i Prymasowi Tysiąclecia, których dalekowzroczność prawie pół wieku temu nadała procesowi porozumienia między Polską a Niemcami nowy wymiar. Warto o tym przypomnieć wiedząc, że dzisiejsza Europa czyni wysiłki, aby zażegnywać uprzedzenia czy animozje narodowe i zachęca do budowania lepszej rzeczywistości.
Jako człowiek wolny, niezwiązany z żadnym ugrupowaniem politycznym, mam przyjemność cieszyć sie szacunkiem wysokich przedstawicieli władzy państwowej w Rzeczypospolitej Polskiej i Federacji Rosyjskiej, a także korzystać z poparcia środowisk, którym na sercu leży dobro obu narodów. Kilka lat temu Michaił Gorbaczow napisał do mojej książki o Syberii: „Rozwijana przez Autora działalność przyczynia się do ustanowienia wzajemnego zrozumienia między ludźmi". Zaś Bronisław Komorowski podczas publicznego wystąpienia mówił, że bardzo chciał pojechać z Pałkiewiczem na Syberię, ale na przeszkodzie stanął mu fotel prezydencki.
Wyjść poza schematy przeszłości
Szereg instytucji państwowych i władzy w Polsce, oraz różne organy koordynujące działania polonijne w ramach administracji państwowej podkreślają, iż inicjatywa ta ze wszech miar godna jest wsparcia. W praktyce, nikt jednak oficjalnie, z wyjątkiem Narodowego Centrum Kultury, tego nie uczynił. Nawet Senat, który z urzędu powinien pilotować temat ochrony dziedzictwa polskiej kultury i historii za granicą oraz więzi z krajem osób polskiego pochodzenia. Marszałek Bogdan Borusewicz nie chciał o tym słyszeć, bo wyczerpał już chyba swój limit patronatów dla: Targów Bursztynu, Powiślańskiego Przeglądu Muzyki i Kultury Myśliwskiej, Spinningowego Pucharu Martwej Wisły, Konkursu "Sołtys Roku", obchodów 80. rocznicy urodzin pisarki Anki Kowalskiej, 60-lecia Koła Przewodników Miejskich, Mistrzostw Świata w Poławianiu Bursztynu, Turnieju Szachowego, Biegu Orłów w Czarnej Dąbrówce, czy Mistrzostw Europy Balonów (z pełnym szacunkiem dla tych przedsięwzięć). Wolał zlecić sprawę Komisji Spraw Emigracji i Łączności z Polakami za Granicą. Nie skorzystałem z jej opiekuńczego gestu, bo dwa lata temu walcząc o finał w kampanii Siedem Nowych Cudów Natury, pomimo wielu zapewnień, niczego nie uczyniła. Ale odznaczenia za sukces Mazur w globalnym plebiscycie pan Borusewicz otrzymywał. Panie Marszałku, w Senacie są jeszcze ludzie, którym bliska jest idea opieki nad Polonią. Wpadł do mnie w tych dniach pewien członek izby wyższej parlamentu zbulwersowany Pańską postawą i zaproponował swoją dwumiesięczną dietę senatorską na wsparcie projektu. Niby symboliczny gest, ale bardzo wymowny.