Szef NATO z Europy Środkowej?

Kilka krajów członkowskich z Europy Środkowej wysłało więcej oddziałów bojowych do Iraku i Afganistanu niż Europa Zachodnia – przypomina amerykański ekspert.

Publikacja: 05.09.2013 20:07

Szef NATO z Europy Środkowej?

Foto: materiały prasowe

Red

Po likwidacji misji Międzynarodowych Sił Wsparcia Bezpieczeństwa (ISAF) w Afganistanie wiele osób w Stanach Zjednoczonych i Europie zastanawia się, czy NATO wciąż jest potrzebne. Zwłaszcza że Rosja nie stanowi już takiego zagrożenia jak przed upadkiem Związku Radzieckiego i Układu Warszawskiego.

Na dodatek po interwencji w Iraku i Afganistanie operacje militarne straciły poparcie opinii publicznej. Większość społeczeństw Europy Zachodniej popiera wprawdzie jeszcze polityczną rolę Sojuszu, ale kwestionuje potrzebę istnienia sił zbrojnych, które mogłyby bronić Europy.

Kreml zwiększa budżet wojskowy i buduje jednostki ofensywne w Kaliningradzie oraz Pskowie

Stosunkowo silne poparcie dla misji wojskowej NATO, łącznie z mocnym wsparciem dla zobowiązania wszystkich członków Sojuszu do wypełniania Artykułu 5., istnieje zaś w krajach Europy Środkowej i Wschodniej. Nowe państwa członkowskie sojuszu leżące bliżej Rosji są bardziej skłonne wierzyć, że NATO pozostaje istotnym elementem obrony Europy. Szczególnie że Kreml zwiększa budżet wojskowy i buduje jednostki ofensywne w Kaliningradzie oraz Pskowie, nasilając w ten sposób militarną presję na kraje bałtyckie oraz Polskę.

Jeszcze przed wybuchem kryzysu gospodarczego wydatki na obronę w Europie zaczęły być redukowane, co widać wyraźnie na przykładzie budżetu Niemiec, kraju ważnego ze strategicznego punktu widzenia. Dzisiaj tylko Estonia i Polska są bliskie spełnienia wytycznej NATO dotyczącej przeznaczenia 2 proc. PKB na obronę. A to nie wszystko, wojna na Bałkanach, ostatnia misja NATO w Libii, a także francuska interwencja w Mali jasno pokazują niezdolność Europy do przeprowadzenia istotnych operacji wojskowych bez znaczącego udziału Stanów Zjednoczonych.

Nic bez Amerykanów

W ciągu ostatnich piętnastu lat Unia Europejska chwaliła się, że buduje skuteczne siły obronne, które będą przeprowadzać duże operacje z pominięciem NATO lub czasami brać udział w akcjach wojskowych razem z sojuszem. I rzeczywiście poczyniono pewne postępy, zwłaszcza w dziedzinie specjalizacji wojskowych oraz organizowaniu wspólnych operacji. Interwencje w Libii i Mali pokazują też chęć niektórych państw członkowskich UE do podjęcia inicjatywy. Tyle że nawet te dwie misje wymagały zaangażowania USA. W razie zaś bezpośredniego zagrożenia dla europejskich partnerów NATO nawet regionalne „grupy bojowe” nie byłyby w stanie działać na większą skalę niż pierwsza linia obrony.

Tymczasem Stany Zjednoczone po dwóch długich wojnach na Bliskim Wschodzie są przemęczone. Nie mają ochoty na interwencję, która wymagałaby zaangażowania znaczących sił w Syrii lub w innym miejscu, w którym nie byłoby bezpośredniego zagrożenia dla Amerykanów. Mimo wielkich słów o „czerwonych liniach”, których przekroczenie wywołałoby działania wojskowe przeciwko Iranowi, dziś byłoby trudno uzyskać wsparcie dla czegokolwiek więcej niż bardzo ograniczone działanie w rejonie Zatoki Perskiej. Budżet obronny USA jest redukowany. Ale nawet jeśli procent PKB przeznaczony na obronę zmniejszy się z 5 do 4, wydatki wojskowe USA nadal będą większe niż łączne wydatki pozostałych państw NATO.

Brak spoiwa

Od początku swojego istnienia NATO wybierało Europejczyka na sekretarza generalnego sojuszu i Amerykanina na dowódcę wojskowego. Niektórzy z ostatnich sekretarzy generalnych pochodzili z małych państw europejskich, których wkład w możliwości militarne Sojuszu był skromny. Choć były i takie jak Dania czy Norwegia, które zaangażowały się w Afganistanie. Co więcej, wśród członków sojuszu z Europy Środkowej są kraje, które niemal osiągnęły już cel NATO – przeznaczanie 2 proc. PKB na wydatki obronne. Również kilka krajów członkowskich z Europy Środkowej, w przeliczeniu na jednego mieszkańca, wysłało więcej oddziałów bojowych do Iraku i Afganistanu niż Europa Zachodnia (z wyjątkiem Wielkiej Brytanii i Norwegii).

Po Afganistanie i Iraku poważnym problemem NATO jest utrzymanie dynamizmu oraz idealizmu, które spajały Sojusz w pierwszych dniach zimnej wojny. Odpowiedzią na ten deficyt na pewno nie jest jednak sztuczne poszukiwanie „międzynarodowego kryzysu”. Rozwiązaniem nie wydaje się też użycie sił NATO w operacjach poza Europą, na które nie ma zgody, np. w Syrii.

Jest też jasne, że prezydent Rosji Władimir Putin uważa, iż Europę bardzo osłabił kryzys gospodarczy, w ciągu ostatnich dziesięciu lat mocno spadły jej wydatki na wyposażenie wojskowe, brakuje jej też chęci do reagowania – czego dowodem jest choćby kryzys gruziński z 2008 roku.

W ciągu ostatnich trzydziestu lat Stany Zjednoczone nakłaniały swoich europejskich sojuszników do zwiększenia nakładów finansowych na wspólne cele obronne. Nie miało to jednak większego wpływu na wydatki wojskowe w Europie. Można jednak założyć, że gdyby na czele NATO stanął polityk z kraju bardziej skłonnego do finansowania armii, Sojusz mógłby się ożywić. Taki krok byłby też wyrazem uznania dla coraz większego udziału nowych członków w NATO. Byłby także potwierdzeniem, że Sojusz jest świadomy ich niepewnej sytuacji w kwestii bezpieczeństwa. Poza tym mieszkańcy Europy Zachodniej mogliby lepiej zrozumieć znaczenie tych nowych – a często bardziej dynamicznych – członków Sojuszu.

Określenie minimalnego poziomu wydatków wojskowych na 1,5 proc. PKB dla krajów, których politycy mogliby aspirować na stanowisko sekretarza generalnego, również byłoby bardziej sprawiedliwym sposobem dzielenia się odpowiedzialnością.
Rzecz jasna zarówno w Europie Zachodniej, jak i w USA podniosą się zapewne głosy, że w krajach Europy Środkowej brakuje sprawdzonych polityków o zdolnościach potrzebnych do sprawowania przywództwa w Sojuszu. Takie aroganckie podejście niektórych przedstawicieli bogatych krajów powinno szybko odejść do lamusa.

Co więcej, przed mianowaniem następcy obecnego szefa sojuszu Andersa Fogha Rasmussena powinno się zlecić Radzie NATO przeanalizowanie tej kwestii. W Stanach Zjednoczonych Rada Bezpieczeństwa Narodowego (NSC) również powinna szybko sprawdzić, czy mianowanie na szefa NATO polityka z Europy Środkowej pomogłoby ożywić sojusz, zachęcić pozostałe państwa członkowskie do zwrócenia większej uwagi na jego działania i skupić ich uwagę na kwestiach obrony Europy. Staje się to szczególnie ważne w świetle przemieszczenia sił Stanów Zjednoczonych z Europy do Azji.

Autor jest ambasadorem w stanie spoczynku. Wieloletni pracownik Departamentu Stanu. Był ambasadorem USA w Wilnie. Pracował też m.in. w amerykańskich placówkach na Węgrzech, w Norwegii i Estonii. Obecnie ekspert Center for European Policy Analysis (CEPA), amerykańskiego think tanku, zajmujący się sprawami Europy Środkowo-Wschodniej.

Po likwidacji misji Międzynarodowych Sił Wsparcia Bezpieczeństwa (ISAF) w Afganistanie wiele osób w Stanach Zjednoczonych i Europie zastanawia się, czy NATO wciąż jest potrzebne. Zwłaszcza że Rosja nie stanowi już takiego zagrożenia jak przed upadkiem Związku Radzieckiego i Układu Warszawskiego.

Na dodatek po interwencji w Iraku i Afganistanie operacje militarne straciły poparcie opinii publicznej. Większość społeczeństw Europy Zachodniej popiera wprawdzie jeszcze polityczną rolę Sojuszu, ale kwestionuje potrzebę istnienia sił zbrojnych, które mogłyby bronić Europy.

Pozostało 92% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Izrael atakuje Polskę. Kolejna historyczna prowokacja
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Zwierzęta muszą poczekać, bo jaśnie państwo z Konfederacji się obrazi
Opinie polityczno - społeczne
Tomasz Grzegorz Grosse: Europejskie dylematy Trumpa
Opinie polityczno - społeczne
Konrad Szymański: Polska ma do odegrania ważną rolę w napiętych stosunkach Unii z USA
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie polityczno - społeczne
Robert Gwiazdowski: Dlaczego strategiczne mają być TVN i Polsat, a nie Telewizja Republika?