Po pierwsze: Krym jest częścią Ukrainy jak każdy inny jej region. Po drugie: agresja Rosji na tym terytorium jest faktem dokonanym. Pogwałcone zostały nawet te ustalenia, które Władimir Putin zawarł z Wiktorem Janukowyczem w Charkowie w 2010 roku. By oddalić od siebie kłopot, mało kto chce to formalnie przyznać. Zachód nie wie, co ma w tej sytuacji począć. Wstępna taktyka zachęcania Ukrainy do powściągliwości okazała się krótkowzroczna. Ukraińcy przykład nieskuteczności takiej taktyki mają tuż za miedzą: wszak obecny rząd Gruzji na systematyczne przejmowanie gruzińskiego terytorium przez rosyjskich żołnierzy reaguje w sposób umiarkowany.
Dyplomatyczna kanonada
Jeśli założyć, że Kreml jest na konfrontację wojskową zdecydowany, to, aby nie dopuścić do takiego scenariusza, trzeba podjąć ofensywę dyplomatyczną z Rosją na skalę, jakiej świat nie widział od czasu zakończenia zimnej wojny. Trzeba rozpocząć ofensywę informacyjną: Ukraińcom przypomnieć zobowiązania UE i świata zachodniego wobec Ukrainy, a Rosjanom wysłać jasny przekaz: wiemy, że jesteście przeciw wojnie, my też jej nie chcemy. Od fizycznego starcia i konfliktu z ofiarami liczonymi w tysiącach może nas, Zachód, Ukrainę, ale także Rosję uchronić jeszcze dobra dyplomatyczno-informacyjna kanonada.
W latach 30. Zachód z pokorą przyjmował kolejne ruchy Hitlera. Dlatego teraz dyplomaci unijni nie mogą „wyrażać zaniepokojenia", ale powinni przeciwstawić się działaniom Kremla
Putin w ramach akcji krymskiej nie zrobił dotąd niczego, co nie byłoby znane z czasów Stalina czy Chruszczowa. Uchwała Rady Federacji jest zbieżna z notą, którą Wiaczesław Mołotow wręczył we wrześniu 1939 roku polskiemu ambasadorowi w Moskwie Wacławowi Grzybowskiemu, zaś taktyka eskalacji konfliktu przypomina budowanie napięcia wokół Kuby. Zamiast czekać na rosyjskie czołgi w Doniecku, trzeba działać.
Kryzys krymski, bez względu na to, jak się skończy, zdewastował zaufanie do obecnego systemu bezpieczeństwa międzynarodowego. Niewiele warte okazały się porozumienia budapeszteńskie z 1994 roku, które gwarantowały Ukrainie bezpieczeństwo w zamian za oddanie Rosji broni atomowej. NATO jako całość od kilku dni bezradnie obserwuje sytuację. Rozczarowują „ostre na niby" deklaracje Baracka Obamy. Jeżeli nie jesteśmy w stanie za pomocą struktur międzynarodowych zapewnić bezpieczeństwa Ukrainie, nie możemy być pewni, że te same struktury pomogą nam, gdy my sami będziemy tego potrzebować.