Niemiecki Trybunał Konstytucyjny właśnie zadecydował, że 3-procentowy próg w wyborach do europarlamentu jest niezgodny z niemiecką konstytucją.
W swej decyzji powołał się na konstytucyjne wartości równości wobec prawa oraz równości szans każdego obywatela. Czyli w istocie na podstawową, a często przemilczaną ideę demokracji – „one man – one vote".
Przypomnijmy, że do czasu wejścia w życie jednolitej procedury wyborczej (czy to w ogóle kiedyś nastąpi?) wybory w państwach członkowskich Unii Europejskiej przeprowadzane są na podstawie krajowych ordynacji wyborczych. Mimo że w większości krajów jest ustalony próg wyborczy, są kraje, w których progu nie ma.
Oczywiście decyzja Trybunału w Niemczech spotkała się z rozlicznymi głosami krytyki. Otwieramy w ten sposób drogę do opiniotwórczych funkcji dla ekstremalnych bądź choćby tylko bardzo dziwacznych osób, mówią jedni. Poprzez rozproszenie stanowisk w ważnych sprawach zmniejszamy swój narodowy wpływ na ważne unijne decyzje, mówią inni. Wprowadzamy do europarlamentu bałagan zamiast tak pożądanego porządku, mówią jeszcze inni.
Dochodzimy w ten sposób do klasycznego dylematu – domniemana efektywność działania instytucji a podstawowe prawa obywateli. W tym kontekście dużo do myślenia może nam dać przykład funkcjonowania wolnorynkowej gospodarki, będącej najlepszym znanym dotychczas sposobem radzenia sobie w warunkach niedoboru dóbr (a czymże innym są decyzje polityczne, przesądzające np. o podziale budżetu?). W jej ramach każdy z nas podejmuje decyzje „wyborcze" w istocie każdego dnia, przeznaczając odpowiednie kwoty na zakup produktów i usług.