Modernizacja nie może, a nawet nie powinna, oznaczać odrzucenia tradycji i kultury, narodowej tożsamości i dorobku minionych pokoleń. W warunkach polskich wymaga strategicznego zaangażowania państwa, ułożenia w sprawny mechanizm takich elementów, jak: prawo, instytucje rządowe i pozarządowe, administracja publiczna, społeczeństwo obywatelskie, samorządy i przedstawiciele przedsiębiorców. Nie powinna być ona przez nas traktowana jako przedsięwzięcie, wielki czyn, po którym osiągamy „zmodernizowanie". Powinna być zjawiskiem permanentnym – ciągłym staraniem o najwyższe standardy, ciągłym wykorzystywaniem szans do maksimum.
Często, odnosząc się do naszej zwycięskiej historii, wskazujemy na okres złotego wieku I Rzeczypospolitej jako czas siły i potęgi polskiego państwa. Okres ten bywa rozumiany jako afirmacja złotej wolności, szeroko definiowanego (jak na ówczesne czasy) pojęcia obywatela i liberalnych instytucji politycznych oraz filaru państwa w postaci nowoczesnej – jak na tamte czasy – konstytucji. Nie zapominając o jednej z pierwszych na świecie i w Europie publicznych instytucji zajmujących się oświatą, czyli Komisji Edukacji Narodowej. Te same zasady bywają „obwiniane" za upadek I RP. Taki obraz wyłania się z powodu postrzegania naszej historii z czysto politycznego punktu widzenia. Tymczasem równie ważnym wyznacznikiem potęgi państwa była – tak jak i dziś – gospodarka. Okres potęgi I RP kojarzy się z pojęciem „spichlerza Europy", a więc gospodarki opartej na prostych zasobach, niewymagających żadnych zaawansowanych procesów. Czy z takiego zorganizowania gospodarki nie wynika w konsekwencji także słabość i dysfunkcjonalność państwa?
Daleki jestem od wskazywania, że Polska upadła dlatego, że handlowała zbożem, a nie armatami, i budowała dwory, a nie manufaktury. A jednak zauważalna jest pewna analogia do sytuacji III RP. Również dzisiaj jakość rozwiązań systemowych, jakość warunków dla rozwoju biznesu oraz wejście na wyższy poziom współpracy pomiędzy różnymi instytucjami gospodarczymi i przedsiębiorstwami zadecyduje o tym, czy nie wpadniemy w pułapkę średniego rozwoju.
Bilans zysków i strat
Przez ostatnie ćwierć wieku nie zadbaliśmy wystarczająco o budowę nowoczesnego przemysłu. A przecież dorobek twórców II RP mógłby być dla nas inspiracją w tym zakresie. Łatwo też przyjmujemy pewne aksjomaty z zachodniej Europy, które same w sobie są być może słuszne i korzystne, ale tylko w określonych kontekstach. I tak np. popieramy wolny przepływ kapitału przy założeniu, że nie ma on narodowości. Tymczasem właściciele tego „nienarodowego" kapitału płacą podatki w konkretnych krajach, płacą określone pensje inżynierom i wynalazcom w swoich lokalnych działach badań i rozwoju, bogacą się jako obywatele konkretnych państw, a nie zawsze partycypują w kosztach i ciężarach nakładanych na obywateli państwa, w którym prowadzą swoją główną działalność biznesową. Albo dopuszczamy do pełnej niezależności niektórych instytucji państwowych, których decyzje potrafią stać w sprzeczności ze strategią rządu, co w dojrzałych gospodarkach raczej się nie zdarza.
W Polsce chwalimy trwanie przy swoim do samego końca. To nie sprzyja budowie kapitału społecznego