Na wstępie uprzedzamy jednak ewentualne zarzuty. Nie, nie próbujemy obrazić prof. Lipowicz. W świetle stanowiska, które sformułowała jako rzecznik praw obywatelskich w sprawie programu „Równościowe przedszkole", postulat przyklejania sobie zarostu przestaje przecież być obraźliwy. Jest raczej logicznym rozwinięciem myśli, że należy bezkrytycznie chwalić wszystko, co służy idei walki ze stereotypami płciowymi.
Idei, która – jak się okazuje – jest dla pani rzecznik nadrzędna wobec praw rodziców i praw dziecka, czyli nadrzędna wobec praw obywateli. Ważniejsza również od potrzeby zapewnienia elementarnych standardów pedagogicznych w edukacji. Skoro przykładowy Staś z Pcimia Dolnego może być w przedszkolu zmuszany do zakładania peruki i spódniczki, szczytny cel równości płci wymaga tym większych ofiar od rzecznika praw obywatelskich.
Płeć nie ogranicza mnie...
Swoiście pojmowaną odwagą prof. Lipowicz już się zresztą wykazała, twórczo reinterpretując zadania swojego urzędu. Trzeba mieć sporo śmiałości, a może raczej tupetu, żeby zamiast bronić konstytucyjnych praw obywateli, do czego zostało się powołanym, aktywnie je ograniczać. W liście do ministra edukacji narodowej, będącym reakcją na nasz protest w sprawie programu „Równościowe przedszkole", RPO ochoczo pozbawia rodziców ich praw, pisząc, że owszem, mogą wychowywać swoje dzieci, ale... popołudniami i w weekendy.
Pięcioletni chłopcy ubierani w ramach równościowych zajęć w spódniczki są pozbawiani tożsamości płciowej, wbrew woli swojej i swoich rodziców
Prof. Lipowicz powołuje się m.in. na wyroki Europejskiego Trybunału Praw Człowieka. Można znaleźć inne ciekawe wyroki. Na przykład w Niemczech rodzice lądują w więzieniu za odmowę posłania dziecka na lekcje edukacji seksualnej. Ostatnio taki los spotkał nawet rodziców, których córka na takich zajęciach źle się poczuła i nie chciała wrócić do klasy.