Zamordowana piłka

Gdy korporacje zakończą żniwa, a kamery przestaną śledzić zmagania piłkarzy, zostaje tylko spalona ziemia. Jak w RPA, gdzie futbolowe igrzyska okazały swoją destrukcyjną moc. ?Po mistrzostwach pozostały tam straszące, wybudowane za gigantyczną kasę wielkie stadiony – piszą publicyści.

Publikacja: 12.06.2014 02:01

Brazylijczycy protestują przeciwko mundialowi. Czyżby futbol przestał być dla nich religią?

Brazylijczycy protestują przeciwko mundialowi. Czyżby futbol przestał być dla nich religią?

Foto: AFP, Yasuyoshi Chiba Yasuyoshi Chiba

Futbol przegrał swój najważniejszy mecz – o zachowanie piękna i źródłowej radości, które tkwiły w zmaganiach najwybitniejszych piłkarzy. O to, by ciarki przechodziły nam po plecach, kiedy oglądamy w internecie fragmenty wielkich pojedynków. Jak chociażby ten – symboliczny z dzisiejszej perspektywy – ćwierćfinał w Guadalajarze, w którym epicką, fantasmagoryczną bitwę stoczyły Francja i Brazylia. To jeden z tych meczów, których zapomnieć nie sposób, a które odciskają się w pamięci silniej niż pierwsza miłość. Tkwią w nas jak ożywcze wspomnienie pierwszych samodzielnych wakacji.

Dzisiaj – po prawie trzech dekadach od czasu, kiedy wpatrywaliśmy się z uwielbieniem w bezczelne dryblingi Zico i Rocheteau, doskonałe podania Sócratesa i Platiniego, niepoczytalne rajdy Careci i Tigany – tęsknimy do tamtych chwil nie dlatego, że w futbolu nie było wówczas wielkich pieniędzy, a dzisiaj nie ma wielkich piłkarzy. I wtedy były pieniądze, i dzisiaj są znakomici gracze. Ale wówczas, w roku 1986, imponderabilia trzymały się jeszcze mocno: przede wszystkim chodziło o futbol, o radość gry, o błyskotliwy drybling, o bezinteresowne podanie na drugi koniec boiska. Dzisiaj chodzi już tylko o pieniądze.

Przeciwnik zwykłych ludzi

Czy to właśnie jest zarazem powodem, dlaczego ludzie, ci prości „zjadacze chleba", mają dość futbolu? Ci, którzy po godzinach pracy kopią piłkę lub ojcowie oglądający z zapartym tchem, jak ich synowie po szkole podają starą futbolówkę – ci ludzie mówią dzisiejszej piłce nożnej: basta!

A przecież do wczoraj w naszej globalnej wiosce raz na cztery lata zawieszaliśmy nasze troski, by oglądać zmagania ludzi, którzy z piłki uczynili życiową pasję. Podziwialiśmy ich wysiłek, determinację, ale także solidarność i wspólnotowość, bez której przecież nie ma piłki czy idealnie zgranej drużyny. Tak, w indywidualistycznej kulturze futbol jawił się jako ostatni bastion sztuki bycia razem. Na dobre i na złe. Futbol to esencja tego, jak razem odnosi się sukces. Albo porażkę. Tu nie ma wyścigu szczurów, w którym wygrywa szczur największy i najsprawniejszy. Jest za to zaufanie, odpowiedzialność, współpraca.

Piłka nożna nie tylko jest symbolem dobrze rozumiejącej się wspólnoty, ale także podziału ról – że wspólnota potrzebuje nie tylko napastników czy liderów, ale i obrońców. Czy wyobrażacie sobie drużynę, która odnosi sukces, mając tylko ?11 Messich?

Futbol, ten jeden z najbardziej demokratycznych sportów, w którym wystarczy tylko piłka, by czerpać drobne rozkosze, stał się przeciwnikiem zwykłych ludzi. Mało tego, by dziś mogły odbywać się „futbolowe igrzyska", niszczy się, jak to ma miejsce w Brazylii i jak miało to miejsce w RPA, slamsy biedoty. Zrównuje się z ziemią fawele, by budować stadiony.

Futbol stał się symbolem igrzysk, które mają przykryć biedę, wykluczenie, zepchnięcie na margines szerokich mas ludzkich. To nie przypadek, że wielkie globalne imprezy sportowe ostatnich lat – RPA, Pekin, Soczi – odbywają się w krajach, gdzie można ignorować zdanie obywateli, że można ignorować zdanie ekologów. Tam, gdzie społeczeństwo obywatelskie jest silne, gdzie ludzie wolą dobrą, bezpłatną edukację zamiast igrzysk próżności, korporacji i kasy, nie ma na nie przyzwolenia.

Czy może więc dziwić, że Brazylijczycy protestują i że nie chcą mistrzostw świata? Czy może dziwić, że zamiast budowy stadionów, domagają się sprawnego transportu publicznego czy publicznej służby zdrowia?

Dziś mistrzostwa świata to nie święto ludzi, którzy chcą się spotkać, ale święto finansowych krezusów – banków, korporacji, sponsorów...

Dziś mistrzostwa świata to nie święto ludzi, którzy chcą się spotkać, by cieszyć się rozkoszą bycia razem, ale święto finansowych krezusów – banków, korporacji, sponsorów... Miasta, gdzie odbywają się mecze, do tej pory należące do mieszkańców, są oddawane w cudze ręce – ręce korporacji i sponsorów. Czas mistrzostw, którego państwo jest organizatorem, to czas „stanu wyjątkowego". By nie powiedzieć więcej: „stanu wojennego". Jeśli miałeś owo nieszczęście, że twój mały biznes, sklepik lub działka stanęły na drodze możnych futbolowego świata, tym gorzej dla ciebie. Twój kraj, w którym mieszkasz i płacisz podatki, wychowujesz dzieci, każe ci to wszystko zamknąć. Robi tak twój własny rząd, który – nie powinniście mieć złudzeń – bardziej dba o interesy FIFA niż obywateli. Tak więc nieważne, czy wygra w twoim kraju prawica czy lewica, bo i tak, jeśli rząd zdecyduje się na organizację mistrzostw, rządzić będzie FIFA.

Globalna święta krowa

Są tacy, którzy mimo wszystko utrzymują, że mistrzostwa świata to jednak święto futbolu, święto radości. Że tak nie jest, wystarczy zobaczyć, co się dzieje, gdy mistrzostwa się skończą. Gdy korporacje zakończą żniwa, a kamery przestaną śledzić zmagania piłkarzy. Gdy ucichną komentarze i dyskusje. Zostaje już tylko spalona ziemia. Jak w RPA, gdzie futbolowe igrzyska okazały swoją destrukcyjną moc. Po mistrzostwach pozostały tam straszące, wybudowane za gigantyczną kasę wielkie stadiony.

Dlaczego mimo tego futbolowego tsunami, które niesie dziś z sobą piłka nożna, futbol cieszy się statusem globalnej świętej krowy? Otóż nie było takich pieniędzy, których nie można byłoby wydać na kontrolowany zakup zbiorowych emocji, jakim jest w gruncie rzeczy przywilej organizacji mundialu. Wiemy już, jak wygląda „procedura" jego przyznawania.

Wiemy, jakimi „narzędziami" monarcha elekcyjny Sepp Blatter zapewnia sobie kolejne kadencje na tronie FIFA. Wiemy również, że Katarczycy najprawdopodobniej zwyczajnie kupili sobie piłkarskie mistrzostwa świata w 2022 roku. Za przyznaniem im prawa do organizacji mundialu głosował także nasz piłkarski idol Michel Platini.

W przywołanym meczu z Brazylią szef UEFA fatalnie przestrzelił rzut karny, ale poparcie Katarczyków może być dla niego samobójczym golem w rozgrywce o fotel prezydenta FIFA. Znamienne zresztą, że o kulisach głosowań dowiadujemy się najczęściej przy okazji kolejnych wyborów na to stanowisko, wyborów, przy których zmagania o najwyższe posady państwowe jawią się jako niewinne zabawy dzieciaków w piaskownicy.

Nic dziwnego, że organizacja, której jedynym długofalowym celem jest zarabianie miliardów dolarów, stworzyła idealne ramy dla systemu, gdzie chodzi dokładnie o to samo. Piłkarze dużo bardziej niż wygrywać chcą dzisiaj zarabiać. Bez względu na wszystko i obojętne gdzie – w tym sezonie na Camp Nou, w kolejnym na Santiago Bernabéu, a niebiesko-czarne koszulki Interu bez mrugnięcia powieką zmieniają na czerwono-czarne barwy AC Milan. Ich klubami są dzisiaj światowe brandy i marki samochodów – to wobec nich muszą być lojalni, dla nich grają z największym poświęceniem. Ostatni Mohikanie zjawiska zwanego wiernością barwom klubowym czy – z zgrozo – narodowym uchodzą za naiwniaków z epoki, kiedy po piasku Copacabany biegał jeszcze Garrincha.

Wykonywanie ?piłkarskich zadań

Futbolem ciągle rządzi sukces, ale już tylko finansowy. Dla jego zdobycia piłkarze zrobią niemało, a klubowi działacze – wszystko. Tak jak Florentino Pérez, prezes Realu Madryt, który za przejście do Królewskich Garetha Bale'a zapłacił – oficjalnie – 90 mln euro. W rzeczywistości kwota ta wynosiła być może nawet ponad 260 mln euro, a w transferze uczestniczyły dwa duże banki. Kolejna (poza niemoralną wręcz wysokością kwoty zakupu) granica została przekroczona i strach pomyśleć, co będzie dalej. Bo są kluby (jak chociażby Paris Saint-Germain), którym katarscy szejkowie zapewnią każdą ilość pieniędzy – piłkarskie potęgi karmione są dzisiaj przede wszystkim ropą.

Rozgrywane w takiej rzeczywistości mistrzostwa świata nie są więc niczym innym jak oddawaniem hołdu lennego globalnemu kapitalizmowi, zdominowanemu przez język praw do transmisji medialnych, oficjalnych sponsorów, transferów, kontraktów reklamowych i – zwłaszcza – ostatecznych zysków. Odpowiednio wysoki poziom sportowy jest niezbędnym warunkiem tych transakcji, ale nie jest już celem, lecz środkiem do osiągnięcia innego, ważniejszego sukcesu. Gryźć trawę można dzisiaj dla lukratywnego kontraktu reklamowego, kolejnego niebotycznego transferu, następnego bentleya w kolekcji samochodów czy domu o powierzchni hangaru dla samolotów. O to toczy się  prawdziwa gra we współczesnej piłce kopanej. Honor, poświęcenie zostały odesłane do lamusa.

Dlatego futbol jest dzisiaj martwy – nikogo już nie interesuje, jak pisał Péter Esterházy w znakomitej powieści „Niesztuka" – „(...) gra jako taka, granie, piękno rozmaitych możliwości, estetyka ukryta w dokonaniach". I dlatego tak żal nam meczów, w których tkwiła spontaniczna radość gry, niewysłowiona witalność brazyliany, ale i wysublimowane piękno włoskiego catennacio. Dziś takiego futbolu już nie ma, a to, co go zastąpiło – zimne, instrumentalne „wykonywanie piłkarskich zadań" – budzi niezwykle silny opór społeczny.

Znamienne, że najbardziej przeciwko tym mistrzostwom protestują rodacy owych największych, tych, których nazwiska wymieniamy z szacunkiem należnym bogom: Pelé, Vavá, Garrincha, Zico, Sócrates, Carlos, Romario, Ronaldo... Choć dla Brazylijczyków nie przestali być bogami, to właśnie w Brazylii futbol zakończył żywot świętej krowy. Futbol przestał być religią. I to w Kościele, jakim dla niego zawsze była Brazylia. A to oznacza tylko jedno: śmierć futbolu. Jaka szkoda!

Jarosław Makowski jest filozofem i publicystą, redaktorem naczelnym Instytutu Idei ?i szefem Instytutu Obywatelskiego ?(think tank związany z PO).

Artur Madaliński jest doktorem nauk humanistycznych, filologiem i krytykiem literackim. Zajmuje się literaturą XX wieku, współczesną prozą polską i melancholią.

Opinie polityczno - społeczne
Konrad Szymański: Polska ma do odegrania ważną rolę w napiętych stosunkach Unii z USA
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Robert Gwiazdowski: Dlaczego strategiczne mają być TVN i Polsat, a nie Telewizja Republika?
Opinie polityczno - społeczne
Łukasz Adamski: Donald Trump antyszczepionkowcem? Po raz kolejny igra z ogniem
felietony
Jacek Czaputowicz: Jak trwoga to do Andrzeja Dudy
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Opinie polityczno - społeczne
Zuzanna Dąbrowska: Nowy spot PiS o drożyźnie. Kto wygra kampanię prezydencką na odcinku masła?