Niektórym się zdaje, że coś wiedzą o moralności, bo są porządnymi i inteligentnymi ludźmi. Niestety, z mówieniem z sensem na tematy etyczne jest tak samo jak w przypadku innych dziedzin – trzeba choć trochę się na tym znać, a najpierw zdać sobie sprawę z tego, że jest tu czego się uczyć.
Tymczasem ignoranci myślą, że etyka to po prostu dziedzina opinii, przekonań albo wiary. Ktoś ma takie przekonania, a ktoś inne – postawy etyczne różnią się od siebie tak, jak wyznania religijne, w których są osadzone. Jeden ma taki „system wartości", a drugi jakiś inny. A że tu jest „kraj katolicki", to obowiązują przekonania głoszone przez Kościół. Albo inaczej: każdy ma swoje sumienie i ma prawo postępować tak, jak mu to sumienie dyktuje, i nikt nie może mu niczego narzucać ani za jego wybory sumienia potępiać czy karać.
Te i inne durne klisze objawiają się w przestrzeni publicznej, ilekroć toczy się debata na temat moralnie drażliwy. W obliczu kakofonii absurdów, które wygłasza się w związku z ustawą aborcyjną i przepisem o klauzuli sumienia, pozwalam sobie na kilka uwag natury czysto porządkującej. Może to coś pomoże?
Wierność sobie
Niektóre teorie etyczne odwołują się do pojęcia sumienia. W średniowieczu słowo to (conscientia) oznaczało zwykle tzw. podmiotową normę moralną, polegającą na zdolności odniesienia pewnej abstrakcyjnej zasady (np. nakazującej chronić życie, zdrowie, własność) do konkretnego przypadku, napotkanego we własnym życiu. W czasach nowożytnych sumieniem najczęściej nazywano zmysł moralny, a więc psychiczną zdolność do przeżywania odczuć związanych z moralnymi aspektami działania, a zwłaszcza współczucia bądź wzburzenia, a także wstydu (nieczyste sumienie).
Współcześnie zaś, w języku potocznym (także polskim) sumieniem nazywa się łącznie (zwykle nie odróżniając jednego od drugiego) ową zdolność do silnych i motywujących do działania przeżyć moralnych oraz głęboko ugruntowane przekonania moralne, mówiące, jak należy i jak nie należy się zachowywać.