Polska wojna o świeckość

Wbrew temu, co się często pisze ?w polskiej prasie, odwoływanie się ?do Boga nie stanowi opozycji wobec racjonalności, obiektywizmu etycznego, naukowości, świeckości państwa ?– uważa teolog, o. Nikodem Zbigniew Brzózy OP.

Publikacja: 28.08.2014 02:00

Amerykańska demokracja jest zakorzeniona w religii – przypomina autor. Na zdjęciu: Barack Obama z rę

Amerykańska demokracja jest zakorzeniona w religii – przypomina autor. Na zdjęciu: Barack Obama z ręką na Biblii składa przysięgę prezydencką, Waszyngton, 20 stycznia 2013 r.

Foto: AFP/Doug Mills/Pool

Red

W ostatnich miesiącach nasiliły się dyskusje na temat świeckości państwa polskiego. Mówi się w różnych mediach (szczególnie donośny jest tu głos „Gazety Wyborczej"), że świeckość państwa jest zagrożona przez narzucanie przez Kościół katolicki społeczeństwu demokratycznemu „chrześcijańskich wartości", ideologii religijnej, katolickiej nauki społecznej. Zarzuca się mu również niechęć do zasad demokracji i kompromisu, lekceważenie państwa, władzy i wolnej prasy, próbę wypierania neutralności światopoglądowej ideologią religijną, resentyment do tego wszystkiego, co nie jest po myśli Kościoła – w tym prawa stanowionego.

Krytyka dotyczy nie tylko episkopatu, ale również lekarzy przypominających o klauzuli sumienia, nauczycieli upominających się o prawo do wychowywania dzieci zgodnie z przekonaniami moralnymi rodziców, prawników i konstytucjonalistów szukających fundamentu porządku prawnego w obiektywnym porządku wartości. Za co się ich krytykuje, o co ich się oskarża? Za to, że mają własne wyraziste przekonania i sumienie, że odwołują się w swoich poglądach do chrześcijaństwa, że powątpiewają w taką neutralność światopoglądową, która ruguje z dyskursu społecznego wszelkie konotacje religijne, w tym chrześcijańskie, i za to, że zabrali głos. Dominika Wielowieyska, prof. Wojciech Sadurski, prof. Zbigniew Szawarski oskarżają wiceministra sprawiedliwości Michała Królikowskiego o to, że neguje on świecki charakter polskiej konstytucji. Znana dziennikarka wciągnęła nawet do tej krytyki  dominikanina ojca Pawła Gużyńskiego, który poucza wiceministra, że powinien pamiętać o autonomii państwa i Kościoła.

Fundamenty ?porządku społecznego

Postawmy dwa pytania. Pierwsze: jaki jest stosunek religii do etyki i prawa? Drugie: czym jest neutralność światopoglądowa i świeckość państwa? Spróbujmy zatem na nie odpowiedzieć.

Wbrew temu, co się często pisze w polskiej prasie, odwoływanie się do Boga nie stanowi opozycji wobec racjonalności, obiektywizmu etycznego, bezstronności intelektualnej, naukowości, świeckości państwa i jego instytucji. Jeżeli widzi się w niej zagrożenie, to dlatego, że pomija się związek pomiędzy prawdami religijnymi a zasadami etycznymi i antropologicznymi. Takie zasady jak „nie zabijaj", „nie kradnij", „nie cudzołóż", „szukaj źródeł sensu życia", „szukaj Boga", nie stanowią ideologii religijnej. To nie jest coś, co gwałci ludzki rozum i zostało wyjęte z kapelusza. Z jednej strony mamy tu rzeczywiście przykazania religijne, z drugiej zaś – również powszechnie odkryte i uznawane zasady moralne, czytelne dla ogółu ludzi. Myśl filozoficzna i chrześcijańska nazywa je często prawem naturalnym. To prawdy, o których mówi niejedna religia, i są one do pewnego stopnia rozpoznawalne dla umysłu. Do ich rozpoznania nie trzeba wiary lub ślepego posłuszeństwa.

Karol Wojtyła, szukając sensu religii, stwierdza w „Elementarzu etycznym", że zasady religijne i wiara pełnią rolę „soczewki powiększającej wyrazistość prawd ontologicznych i moralnych". Oznacza to, że religia nie wymyśla zasad moralnych, lecz że pomaga je dostrzec i je promuje. Święty Tomasz z Akwinu, najbardziej miarodajny filozof i teolog katolicki wszech czasów, powiada, że istnieją prawdy objawione i niedostępne dla umysłu (revelata), np. ta, że Bóg jest trójosobowy, oraz że istnieją prawdy objawione i jednocześnie dostępne dla umysłu (revelabilia), np. że Bóg istnieje i jest stwórcą świata, oraz że człowiek powinien czynić dobro. Do tych ostatnich prawd należą również wszystkie chrześcijańskie tezy antropologiczne i etyczne.

Trzeba też zauważyć, że zdecydowana większość filozofów starożytnych i nowożytnych, pytając o zasady moralne, a także o wartości i fundamenty życia społecznego, czyniła to w perspektywie wielkich pytań metafizycznych i religijnych. Przykładem mogą być Platon i Arystoteles, ale również Kartezjusz, Immanuel Kant, Hegel, Emmanuel Levinas i Leszek Kołakowski.

Katolicyzm  przyjmuje, że jego rolą jest nie tyle narzucanie prawd religijnych społeczeństwu, ile wskazywanie na filozoficzne fundamenty porządku społecznego. Dlatego dziwne wydają się tezy o tym, że katolicy powinni zawiesić swoje poglądy i swoje sumienie na kołku, kiedy wchodzą w przestrzeń społecznego działania i dysputy.

Wiceminister Królikowski w swoim artykule na łamach „Rzeczpospolitej" zauważył, że w polskiej konstytucji można odnaleźć inspiracje personalistyczne i chrześcijańskie. Zaraz więc został przywołany do porządku i ostro skrytykowany za to, że będąc wysokim rangą urzędnikiem, nie umacnia świeckości państwa i jego neutralności światopoglądowej, lecz  promuje idee państwa wyznaniowego.

Wykluwający się totalitaryzm

Odpowiedzmy więc na pytanie: czym jest świeckość państwa? Według niektórych polega ona na bez-?ideowości i nadrzędności prawa względem sumienia i przekonań religijnych. Uważają oni, że jeśli jakieś prawo zostało przyjęte zgodnie z demokratycznymi procedurami na drodze politycznego kompromisu, to w takim wypadku trzeba mu się bezwarunkowo podporządkować, nawet wtedy, gdy jest sprzeczne z naszym sumieniem. Stąd lekarz powinien podporządkować się prawu i – czy mu się to podoba czy nie – dokonywać legalnej aborcji. Chyba że prawo dopuszcza klauzulę sumienia, wtedy zwalnia go z tego przykrego obowiązku. Dziś na gruncie polskiego prawa regulującego wykonywanie zawodu lekarz powinien bezwzględnie – nawet wbrew swojemu sumieniu – wskazać pacjentce domagającej się aborcji szpital, gdzie może jej dokonać. Jeśli odmówi, wylatuje z pracy i jest napiętnowany.

Szokujące jest to, że mój współbrat Paweł Gużyński ostatnio tak się zapędził w aprobacie dla świeckości państwa i nadrzędności prawa stanowionego względem sumień, iż uznał bez bicia, że jeśli prawo będzie tego wymagało, to katolicy chcący pogodzić prawidła demokracji  z własnymi moralnymi przekonaniami i sumieniem, powinni nawet rezygnować z pewnych profesji, a przy tym nie powinni czuć się dyskryminowani. No bo przecież za rozstrzygnięciami prawnymi stoją kompromis polityczny i instytucje demokratyczne, a nie dyktatura proletariatu lub reżim faszystowski.

Neutralność światopoglądowa w polskim wydaniu nie jest bezstronnością i fundamentem dla wolności własnych przekonań, lecz wojującym sekularyzmem

Chciałbym jednak wyrazić wątpliwość i zapytać: czy państwo, które stawiałoby takie wymagania obywatelom, to jeszcze jest demokracja, czy już nie? A może to nowa forma wykluwającego się totalitaryzmu, semitotalitaryzmu czy jeszcze czego innego, co jeszcze nie ma nazwy?

Warto przypomnieć, że Jan Paweł II widział niebezpieczeństwo przerodzenia się niby  światopoglądowo neutralnych, a w gruncie rzeczy zideologizowanych demokracji w reżimy ograniczające wolność obywateli. Można też zapytać: co się wydarzy, jeśli w przyszłości prawo o wykonywaniu zawodu zostanie tak skonstruowane, że popadnie w sprzeczność z najgłębszymi przekonaniami etycznymi i religijnymi nie tylko lekarzy, ale również aktorów, dziennikarzy, policjantów, duchownych? Co nastąpi, gdy stanie ono w poprzek na drodze przekonań moralnych rodziców? Czy np. obowiązkowo będą oni musieli wysyłać dzieci na lekcje prowadzone przez tzw. edukatorów seksualnych?

Już nieraz słyszałem w publicznych mediach, że edukacja seksualna jest prawem dziecka i że w Polsce najbardziej kompetentnymi osobami do przekazywania wiedzy, a nie ideologii, są edukatorzy i edukatorki z grupy Ponton. A jeśli rodzice mają inne zdanie, to czy może w najbliższej przyszłości na mocy rozstrzygnięć ustawodawczych będą oni musieli zrezygnować z praw rodzicielskich do wychowania własnych dzieci? Wygląda na to, że skoro w dyktaturach niektóre rozstrzygnięcia można by uznać za przejaw totalitaryzmu, to w demokracji nie,  ponieważ stoją za nimi oklepany już kompromis polityczny i neutralność światopoglądowa. Ta ostatnia w polskim wydaniu nie jest bezstronnością i fundamentem dla wolności własnych przekonań, lecz wojującym sekularyzmem.

Wielu zapomina, że kompromis polityczny nie jest kompromisem sumień, a ponadto, że pewne zapisy prawne mogą być źle skonstruowane i nielogiczne. Do takich absurdów doprowadza swoista wizja neutralności państwa względem przekonań moralnych i religijnych obywateli. Problem w tym, że neutralność rozumiana jako „nagie forum publiczne" – gdzie obywatele nie mogą wyrażać swoich przekonań i nie mogą wpływać na kształtowanie rozwiązań ustawodawczych i prawnych – prowadzi do sytuacji, w których będą musieli oni  bezwzględnie podporządkować się prawu stanowionemu łamiącemu ich sumienia.

Niewątpliwymi fundamentami demokracji są wolny wybór władzy oraz wolna prasa i niezależne sądownictwo. W tej definicji nie mieści się np. putinowski model polityczny. Ale kiedy mówimy o demokracji społeczeństw zachodnich, to używamy ogólnika, bo Zachód składa się z wielu krajów o różnych tradycjach demokratycznych i generalnie różnych kulturach politycznych.

Jedną z podstawowych kwestii dotyczących demokracji jest ta dotycząca świeckości państwa. Państwo świeckie to takie, w którym przywódcy religijni nie są przywódcami politycznymi, a przepisy religijne nie zobowiązują prawnie, moralne zaś zobowiązują tylko w pewnych sytuacjach. Ale czy to oznacza, że poglądy religijne i światopoglądowe obywateli nie powinny być uwzględniane w tworzeniu fundamentów aksjologicznych narodu i państwa?

Czym jest zatem zasada świeckości, neutralności światopoglądowej i bezstronności politycznej względem obywateli? Odpowiedź rysuje się różnoraka. W skrajnych przypadkach świeckość przywołuje się po to, aby z debaty publicznej wyrugować poglądy religijne i zbyt jednoznaczne przekonania światopoglądowe. Forum publiczne ma być czyste, nagie, ogołocone z przekonań światopoglądowych i religijnych. Dotyczy to również symboli, inwokacji, świąt religijnych.

Różne demokracje

We Francji ceremoniał państwowy nie przewiduje obecności reprezentantów Kościołów, istnieją też ograniczenia co do obecności religii w szkole, a nawet co do noszenia strojów religijnych w budynkach instytucji państwowych. Ale już w Ameryce politycy włącznie z prezydentem na forum publicznym niejednokrotnie odwołują się do Boga i religii, a przekonania i tradycje kulturowe obywateli traktowane są jako coś nadrzędnego wobec struktur państwowych – nie podlegają one regulacjom administracyjnym i proceduralnym. Czy to niszczy amerykańską demokrację? To absurd. Alexis de Tocqueville powiedział kiedyś, że religie to pierwsza obywatelska instytucja amerykańskiej demokracji.

W Polsce zatem musimy głęboko przemyśleć to, czym świeckość jest dla nas. Zmusza nas do tego sytuacja. Nie można interpretować konstytucji, abstrahując od przekonań światopoglądowych i religijnych obywateli, bo i konstytucja od nich nie abstrahuje. Trzeba zapytać, czy chcemy takiego państwa, w którym głos w debacie publicznej mają jedynie dziennikarze z poczytnych dzienników, politycy i różnego rodzaju eksperci, natomiast głos Kościołów, instytucji pozarządowych i przekonania zwykłych ludzi są marginalizowane. Demokracja nie może uciekać od przekonań przeciętnego obywatela – „człowieka poczciwego". Przecież przestrzeń publiczna jest naturalnym miejscem wpływania na władzę i prawo. To esencja demokracji i wolności obywatelskiej.

W ostatnich miesiącach nasiliły się dyskusje na temat świeckości państwa polskiego. Mówi się w różnych mediach (szczególnie donośny jest tu głos „Gazety Wyborczej"), że świeckość państwa jest zagrożona przez narzucanie przez Kościół katolicki społeczeństwu demokratycznemu „chrześcijańskich wartości", ideologii religijnej, katolickiej nauki społecznej. Zarzuca się mu również niechęć do zasad demokracji i kompromisu, lekceważenie państwa, władzy i wolnej prasy, próbę wypierania neutralności światopoglądowej ideologią religijną, resentyment do tego wszystkiego, co nie jest po myśli Kościoła – w tym prawa stanowionego.

Pozostało 94% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Franciszek Rzońca: Polska polityka wymaga poważnych zmian. Jak uratować demokrację nad Wisłą?
Opinie polityczno - społeczne
Marek Kutarba: Czy Elon Musk stanie się amerykańskim Antonim Macierewiczem?
Opinie polityczno - społeczne
Polska prezydencja w Unii bez Kościoła?
Opinie polityczno - społeczne
Psychoterapeuci: Nowy zawód zaufania publicznego
Materiał Promocyjny
Przewaga technologii sprawdza się na drodze
analizy
Powódź i co dalej? Tak robią to Brytyjczycy: potrzebujemy wdrożyć nasz raport Pitta
Materiał Promocyjny
Transformacja w miastach wymaga współpracy samorządu z biznesem i nauką