Reklama

Pierwszy test Schetyny - esej Witolda Waszczykowskiego

Czy mając świadomość rosnącej agresywności Rosji, polska polityka zagraniczna była naiwna czy zaślepiona nienawiścią do PiS i kierowała się przekorą wobec śp. prezydenta Lecha Kaczyńskiego? – pyta polityk Prawa i Sprawiedliwości.

Publikacja: 06.11.2014 01:03

Witold Waszczykowski

Witold Waszczykowski

Foto: Fotorzepa, Marian Zubrzycki

Zmiana, jaka została przeprowadzona na stanowisku szefa polskiej dyplomacji, jest zaskakująca, ale i wielce potrzebna. Niespodziewana, gdyż zdymisjonowano nietykalnego przez lata ulubieńca salonów i osobę pozującą na kandydata na wszelkie stanowiska międzynarodowe. Zaskakująca, gdyż następcą została osoba bez większego doświadczenia międzynarodowego, będąca raczej wynikiem wewnątrzpartyjnych przetargów. Zmiana potrzebna, gdyż polityka zagraniczna poprzedniego ministra okazała się totalnym niepowodzeniem, a on sam człowiekiem nietolerowanym nawet w swoim środowisku politycznym. Jego arogancja i megalomaństwo były już nieznośne dla partnerów i w kraju, i za granicą.

Mamy nadzieję, że szef dyplomacji wyjaśni nam, czy Polska posiada jedną i spójną politykę zagraniczną

Rodzi się jednak pierwsze pytanie: Czy mało doświadczony w dyplomacji polityk, dobrany z frakcyjnego klucza, to odpowiedni minister spraw zagranicznych na trudne czasy? Czy ujmujący uśmiech i kumpelska postawa wobec wszystkich to wystarczające kompetencje, aby poradzić sobie z problemami bezpieczeństwa kraju?

Być może częściową odpowiedź znajdziemy dziś w sejmowej informacji ministra Grzegorza Schetyny. Testem tych kompetencji będzie prawidłowe odczytanie polskiej racji stanu, zdefiniowanie zagrożeń oraz przedstawienie instrumentów zaradczych. Ostatni miesiąc nowego rządu wprowadził do polityki zagranicznej wiele chaosu i niedyplomatycznych działań i wypowiedzi.

Chaos kompetencyjny

Należałoby zatem oczekiwać, że Grzegorz Schetyna wyjaśni, kto prowadzi polską politykę zagraniczną. Sam minister kilka razy utrzymywał, że prowadzi ją razem z prezydentem. Oznacza to, że ten prezydent, w przeciwieństwie do poprzedniego, może prowadzić politykę zagraniczną. Poprzedniego prezydenta za wszelkie próby aktywności międzynarodowej skarżono do trybunałów, a przez działania administracyjne starano się ograniczyć jego swobodę poruszania się po świecie. Dziś wiele wskazuje na to, że ośrodek prezydencki wspierany przez ministra obrony narodowej, nie wiadomo dlaczego podniesionego do rangi wicepremiera, ma decydujący wpływ na kształtowanie naszej polityki wobec NATO i USA.

Reklama
Reklama

Istotne prerogatywy w polityce europejskiej utrzymał ośrodek premiera. Szefowa rządu, wspierana przez wiceministra Rafała Trzaskowskiego, a niedługo może i przez samego Donalda Tuska z Brukseli, żwawo wkroczyła do spraw europejskich, choć nie odnotowała żadnych sukcesów. Nie dopuszczono jej do rozmów na temat konfliktu na Wschodzie i nie mogła powstrzymać niekorzystnych rozwiązań pakietu klimatycznego zaakceptowanych przez rząd Tuska już w marcu tego roku.

Chcielibyśmy usłyszeć, jak minister Schetyna odniesie się do tych niepowodzeń. Czy zgoda na drastyczny pakiet klimatyczny to część ceny za nominację Tuska na międzynarodowe stanowisko? I czy stanowisko Tuska nie zostało okupione zgodą na brytyjską modyfikację polityki socjalnej, tak bardzo niekorzystną dla polskich emigrantów.

Obecny minister ma przed sobą perspektywę jedynie najbliższego roku. Ale i w tak krótkim czasie można i należy przedstawić zarys funkcjonowania w Unii Europejskiej. Nie wiemy jednak, czy w kontekście europejskiej kariery Tuska polski MSZ będzie miał jakikolwiek margines swobody na promowanie naszych interesów. Znowu należy zapytać, czy za stanowisko Tuska nie zapłaciliśmy zobowiązaniami w sprawie pośpiesznego przyjęcia waluty euro bądź innymi obietnicami?

Może ministrowi spraw zagranicznych pozostawią możliwość kształtowania polityki wschodniej? Należy jednak w to wątpić, gdyż kiedy szef dyplomacji i premier zabiegali o powrót Polski do rozmów o konflikcie wschodnim, ABW i inne służby publicznie łapały rosyjskich szpiegów i otwarcie zapowiadały, kogo jeszcze wyrzucą z rosyjskiej ambasady w Warszawie. Mógł to być oczywisty sabotaż wobec wysiłków powrotu do stołu obrad na temat kryzysu na Wschodzie. Mogła to też być propagandowa akcja przykrywająca jakąś inną sprawę nagłośnioną wówczas w mediach. Na kierunku wschodnim MSZ nie panowało więc nad sytuacją krajową.

Może się zatem okazać, że ministrowi Schetynie pozostaną do realizowania jedynie egzotyczne kwestie bilateralne. Mamy nadzieję, że szef dyplomacji wyjaśni nam, czy Polska posiada jedną i spójną politykę zagraniczną. I jaką rolę będzie odgrywał MSZ w tej kombinacji instytucji zajmujących się polityką zagraniczną?

Prorocze przestrogi

Poprzedni rząd obecnej koalicji przez lata wychodził z założenia, że nic nam nie grozi, wystarczy być w NATO i UE, płynąc w głównym nurcie politycznym tych instytucji. Jeszcze w ubiegłym roku MSZ chciał na wiele lat koordynować współpracę polityczną z Rosją. Prezydencki BBN przekonywał w białej księdze, że czekają nas najwyżej cybernetyczne incydenty hakerskie lub wojny dronów na odległych frontach walki z terroryzmem. Rosyjska agresja wobec Ukrainy powinna zweryfikować to naiwne podejście.

Reklama
Reklama

Wiele razy przypominaliśmy, że bezpieczeństwo nie jest dane raz na zawsze. Przypominaliśmy prorocze przestrogi śp. Lecha Kaczyńskiego z Tbilisi o spodziewanym imperializmie Rosji. Oczekujemy zatem rzeczowej, a nie propagandowej oceny sytuacji w regionie. Wskazania wyzwań i zagrożeń dla bezpieczeństwa Polski w aspekcie wojskowym i gospodarczym.

Oczekujemy definitywnego określenia, z jakim zagrożeniem mamy do czynienia ze strony Moskwy. Ta wykładnia jest szczególnie potrzebna po zamieszaniu wywołanym słowami byłego ministra spraw zagranicznych. Pytamy zatem: Czy mając świadomość rosnącej agresywności rosyjskiej, polska polityka zagraniczna była naiwna czy zaślepiona nienawiścią do PiS i kierowała się przekorą wobec śp. prezydenta Lecha Kaczyńskiego? W tym kontekście warto zapytać, czy nowy minister będzie jeszcze pamiętał o katastrofie smoleńskiej, o potrzebie jej uczciwego wyjaśnienia przez Rosjan, o zwrocie wraku samolotu?

Wśród członków Unii i NATO jesteśmy jedynym państwem sąsiadującym z agresorem i jego ofiarą. Nakłada to na Polskę – a w kraju na MSZ – szczególne obowiązki. Musimy zabiegać o wojskowe wzmocnienie naszego regionu. Obecne rozwiązania sojusznicze stawiają nas na pozycji państwa drugoplanowego pod względem planów obronnych. NATO nie posiada automatycznie działającego bezpiecznika. Polska nie jest zatem objęta automatycznym mechanizmem obronnym. Symboliczne jednostki NATO w Polsce, również amerykańskie, nie są włączone w system obrony naszego kraju. Musimy zabiegać o przekreślenie drugorzędnego statusu Polski i trwałą oraz istotną obecność sojuszników w Polsce.

Gąski, gąski do domu

Oczywiście w przypadku zagrożenia nie powinniśmy wołać za premier Kopacz: gąski, gąski do domu. Powinniśmy oczekiwać, że zapowiadane programy zbrojeniowe zostaną uruchomione. Ostatni szczyt NATO podjął jedynie polityczne wytyczne w poszukiwaniu rozwiązania wzmocnienia naszego bezpieczeństwa. To wszystko za mało i za późno. Nasze programy zbrojeniowe powinny zostać uruchomione jak najszybciej.

Polski MSZ powinien domagać się od naszych sojuszników anulowania politycznych zobowiązań podjętych w latach 90. Założenie, że w Polsce nie będą stacjonowały jakiekolwiek istotne siły natowskie, zostało przyjęte wobec innej Rosji, innej sytuacji międzynarodowej, przed wejściem Polski do NATO.

Wobec dzisiejszego zagrożenia oczekujemy monitoringu satelitarnego, wszelkich informacji o działaniach Rosji, najlepiej przez stałą obecność systemu AWACS w Polsce. Powinniśmy dążyć do stworzenia trwałej obecności sojuszników w Polsce, dysponujących istotną siłą bojową, tak aby odstręczyć potencjalnego agresora. Musimy dążyć do połączenia naszych programów zbrojeniowych z żądaniem obecności naszych sojuszników zachodnich na terenie Polski. Szczególną rolę w tej kwestii może odegrać zintensyfikowanie współpracy ze Stanami Zjednoczonymi.

Reklama
Reklama

Bezpieczeństwo Polski nie może być budowane jedynie na granicach naszego kraju. Dlatego rozwój sytuacji w konflikcie rosyjsko-ukraińskim jest niezwykle ważny dla bezpieczeństwa Polski i całego regionu Europy Środkowo-Wschodniej. W ocenie tej sytuacji nie możemy uciekać do sloganów o potrzebie zachowania pragmatycznego podejścia czy apeli o konieczności mówienia wspólnym głosem przez Unię i NATO. Pustosłowie o pragmatyzmie de facto oznacza usankcjonowanie rosyjskiej agresji, zachętę do dalszych napaści i przyzwolenie na zmiany terytorialne przy użyciu siły na całym świecie. To zgoda na przekreślenie dorobku prawa międzynarodowego ostatnich dwóch wieków.

Co z polityką w regionie?

Nie ma też miejsca na odgrzewanie „starych kotletów" jak Trójkąt Weimarski. Spełnił on swoje zadanie w latach 90. Dziś nie po drodze nam z krajem sprzedającym broń agresorowi ani z państwem zaślepionym interesami gospodarczo-energetycznymi z Rosją. Nie apelujemy o całkowite przekreślanie tej współpracy, ale o zerwanie z postawą zakładnika polityki Niemiec i Francji. Czy nowy minister spraw zagranicznych będzie miał odwagę zerwać z nieefektywnymi schematami? Wbrew zapewnieniom poprzedniego ministra ścisła współpraca z tymi państwami nie przybliżyła Polski do decyzyjnego centrum Europy. Zapewniła jedynie europejskie stanowisko premierowi Tuskowi.

Nie należy też odtwarzać instrumentów zombi, takich jak Trójkąt Królewiecki, które na śmierć wystraszyły naszych partnerów regionalnych. Program Partnerstwa Wschodniego zaś tworzył przez lata iluzję bezkonfliktowej drogi do Europy.

Apelujemy o powrót do podmiotowej polityki w regionie. Musimy odtworzyć współpracę regionalną z państwami bałtyckimi, Grupą Wyszehradzką oraz Rumunią i Bułgarią. Tylko jedność regionu powstrzyma rosyjskie zakusy w tej części Europy. Tylko solidarna współpraca wesprze naszych partnerów na Wschodzie w reformowaniu swoich państw i przybliżaniu się do Europy. Tej jedności nie odtworzy się przez wizyty u brukselskich urzędników. Wymaga ona bowiem cierpliwej pracy tu, w regionie. Czy minister Schetyna ma już zaplanowane wizyty u naszych partnerów regionalnych?

Sytuacja na Wschodzie wymaga od polskiej dyplomacji przedstawienia programu wsparcia ukraińskich przemian. Niepodległa, suwerenna i niepodzielona Ukraina będzie wraz z sojuszniczymi gwarancjami najlepszym zabezpieczeniem przed wschodnim imperializmem. Będzie też nadzieją, że w przyszłości ten imperializm osłabnie. Demokratyczna Ukraina będzie zaś nadzieją na rozwiązanie problemów, które dzieliły nas w przeszłości. Z niecierpliwością oczekujemy, czy minister Schetyna przedstawi dziś program europejskiego wsparcia Ukrainy, program polskiej racji stanu.

Reklama
Reklama

Autor jest wiceprzewodniczącym sejmowej Komisji Spraw Zagranicznych, specjalnym sprawozdawcą Zgromadzenia Parlamentarnego NATO ds. Ukrainy. W latach 2005–2008 był podsekretarzem stanu ?w Ministerstwie Spraw Zagranicznych, ?a od 2008 do 2010 zastępcą szefa ?Biura Bezpieczeństwa Narodowego

Opinie polityczno - społeczne
Stefan Szczepłek: Po co nam poprawność językowa, jak wygrywają inteligenci z siłowni
Opinie polityczno - społeczne
Jacek Nizinkiewicz: Rekonstrukcja połowicznym sukcesem, ale Szymon Hołownia uprawia dywersję
Opinie polityczno - społeczne
Adam Bodnar ofiarą polityki, w której nie ma miejsca na kompromis
Opinie polityczno - społeczne
Marek Migalski: Prekonstrukcja rządu. Jak Donald Tusk może jeszcze uratować władzę
Opinie polityczno - społeczne
Zuzanna Dąbrowska: Protesty antyimigranckie, czyli czy górale zatęsknią za arabskimi turystami?
Reklama
Reklama