Najpierw można zmienić pisownię języka ojczystego w życiu bieżącym, eliminując znaki diakrytyczne z internetów, telefonów, i komputerów. Potem weźmiemy się za portale i prasę papierową, wprowadzając – w imię wolności słowa oraz świętej zasady „róbta co chceta" – gramatyczne swobody i brzmieniowe równouprawnienie (potwór = potfur, brzuch = bżóh itp.). Kolejnym krokiem będzie aprobata dla używania w języku potocznym i medialnym takich pospolitych wyrazuf jak kar (samochód), gaj (facet), czy dżob (robota), zwieńczona edycją Ganc Noje Dykszynera PAN.
Rozprawiwszy się tym sposobem z archaiczną polszczyzną, weźmiemy się za symbole. O istnieniu również mazurka niejakiego Dąbrowskiego uczniowie będą dowiadywali się przy okazji praktycznych zajęć kulinarnych (temat: wypieki), o orle białym na lekcji przyrody (ochrona orła bielika), o barwach zaś białej i czerwonej (oraz innych, równorzędnych przecież kolorach) na lekcji fizyki (temat: rozszczepienie światła przez pryzmat). Polska pozbędzie się ciężaru zbędnej niepodległości, narut zaś chętnie zrzeknie się swej roli suwerena na rzecz ciał rezydujących w Brukseli, Strasburgu, Hadze i innych jedynie słusznych miastach. O złotówce pamiętać będą tylko numizmatycy, a o Katyniu, rozbiorach, Grunwaldzie i Chrzcie Polski tylko jacyś wyjątkowi narwańcy. Dla młodego pokolenia ojczyzną stanie się po prostu Europa, a potem cały zjednoczony Nowy Wspaniały Świat. Moja pociecha tym, że tego szczęśliwie nie dożyję...
Mówiąc zaś poważnie, wszystko to wydaje się nie tylko nieuchronne co do generaliów (atrofia dzisiejszych atrybutów narodowych i państwowych na rzecz unifikacji i globalizacji), lecz i całkiem aprobowalne, jako zmiany – w dalekim dystansie – cywilizacyjnie dobre i pożyteczne. Jedyny mój niepokój bierze się z przekonania zwolenników takich przeobrażeń, że są one możliwe SZYBKO, za życia jednego pokolenia. Historia wskazuje, że silna wiara w błyskawiczne przerabianie społeczeństw prowadziła raczej do zbiorowych krzywd i masowych grobów aniżeli do powszechnego szczęścia. I choć zdaję sobie sprawę z absolutnej wyjątkowości naszych czasów pod względem naukowo-techniczno-gospodarczym, to tym bardziej dostrzegam rozziew między tempem tych procesów a moralnością i kulturą przeciętnego człowieka, które to cechy zdają się niemal tkwić w miejscu od dziesiątków lat, jeśli nie od stuleci.
Jestem zatem nadal za Unią Europejską jako Europą Ojczyzn, a nie państwem złożonym z województw, z których jedno nazywa się "województwo polskie" (jak teraz w naszym kraju np. województwo opolskie). Jestem za stworzeniem możliwości bezbłędnego stosowania naszych znaków diakrytycznych (dla tych, którzy tego chcą) w pisowni również internetowej i telekomunikacyjnej – poprzez promowanie stosownych rozwiązań i przedsięwzięć w sławnych unijnych Dyrektywach. Jestem za utrzymaniem waluty narodowej (jak zrobiły to Czechy, Dania, Szwecja, Węgry czy Wielka Brytania, o Szwajcarii nie wspominając). Jestem za pielęgnowaniem języka polskiego przy jednoczesnej intensyfikacji i podniesieniu poziomu obowiązkowej nauki angielszczyzny niemal od przedszkola. Jestem za obowiązkową maturą z matematyki. I jeszcze za paroma obowiązkowymi rzeczami. I kategorycznie przeciwko paru innym rzeczom. Do siego roku!
Masz pytanie do autora? remuszko@gmail.com