Nigdy nie zapomnę tej euforii, gdy ogłoszono wyniki wyborów 15 października. Siedziałam ze znajomymi ze WSCHOD-u zapatrzona w telewizor. Odliczaliśmy razem z prezenterką sekundy do pamiętnej godz. 21. Nagle wybuchły krzyki: „Udało się!”. Wpadłam w płacz, a w zasadzie w ryk – szczęścia, ulgi. I jak mantrę zaczęłam powtarzać: „Teraz wszystko będzie możliwe, teraz wszystko będzie możliwe…”.
Inicjatywa Wschód rok temu, na kilka dni przed wyborami 15 października 2023 r.
Rząd Donalda Tuska zmienił jedynie estetykę
Niemalże rok później przeglądam na telefonie zdjęcia z tamtego wieczoru. Uśmiecham się do tamtej siebie. Ona nie wiedziała jeszcze, że najbliższy rok będzie najtrudniejszym, odkąd jej aktywizm się zaczął. Tamta ja nie wiedziała jeszcze, jak ciężko będzie spełnić marzenia, które w tamtych minutach wydawały się na wyciągnięcie ręki.
Co znaczy dla mnie 15 października? Czym jest dla nas ta rocznica? Jak się ma nasza polska demokracja po roku od wyborów z najwyższą w historii frekwencją? Czy to było zwycięstwo, czy może farsa? Od jakiegoś czasu te pytania kłębiły się w mojej głowie. Głównie dlatego, że ostatnie 12 miesięcy zamiast podtrzymywać ekscytację i nadzieję, z każdym dniem mi je odbierały. Z wielkiej walki o wolność i państwo prawa zostały nam „wielkie” zwycięstwa w postaci pogonienia alkotubek czy przekonania prezydenta Dudy do in vitro. Zamiast głębokiej transformacji naszego społeczeństwa, odważnych i trudnych reform, które zmieniłyby na lepsze nasze codzienne funkcjonowanie – w pracy, szkole, rodzinie, gminie – mamy władzę, która nie zmieniła treści rządzenia, a jedynie jego estetykę. Pierwszy rok nowej nowego rządu to nie zmiana, a zamiana.