Jan Środoń: Boże, broń nas przed taką reformą. Jak skutecznie naprawić PAN?

Wybory do PAN obarczone są tą samą cechą co wybory do KRS przed reformami PiS: dokonują się de facto drogą kooptacji mimo demokratycznych pozorów, co rodzi uzależnienie amatorów na ten zaszczyt od jego posiadaczy i jest typową wadą sytemu korporacyjnego, a w nauce jest wysoce szkodliwe.

Publikacja: 13.09.2024 04:30

Polska Akademia Nauk

Polska Akademia Nauk

Foto: Fotorzepa, Marta Bogacz

Czy Polską Akademię Nauk (PAN) należy zreformować? Na tak postawione pytanie odpowiadam twierdząco – jako pracownik tej instytucji od ponad 50 lat oraz uczestnik prób jej reformowania od czasów legalnej Solidarności. Instytucja, która powstała z nakazu Stalina jako organizacyjna kopia Rosyjskiej Akademii Nauk, na pewno nie jest strukturą optymalną. Dezaktualizacji uległ przecież cel, jaki przed nią przy zakładaniu postawiono: centralna kontrola nad życiem naukowym w kraju. Ten cel w warunkach polskich nigdy nie został zrealizowany tak totalnie jak w Związku Sowieckim, gdzie pojedynczy akademik był panem życia i śmierci całej dyscypliny, którą reprezentował, decydował o awansach, wyjazdach zagranicznych etc. Ale coś z tego ducha w Akademii przetrwało pomimo wielokrotnej nowelizacji ustawy o PAN po 1989 roku. Stąd ciągłe napięcie na linii PAN–uniwersytety, ale także wewnątrz, na linii korporacja–instytuty.

Boże, broń nas przed taką reformą PAN

Polska Akademia Nauk jest strukturą hybrydalną: połączeniem korporacji i instytutów naukowych, z pozycją dominującą korporacji i związanej z nią biurokracji. Biurokracja jest tradycyjnie nastawiona na obsługę korporacji, a bardzo mało sprawna jako pomoc dla instytutów. Stąd już w czasach Solidarności w środowisku instytutów PAN pojawiły się pomysły uniezależnienia instytutów od korporacji, czego późnym rezultatem było powołanie Komitetu Badań Naukowych (KBN), czyli poprzednika NCN i NCBiR, co uniezależniło instytuty pod względem finansowym. Już wtedy rozważano opcje podporządkowania instytutów wprost ministerstwu lub stworzenia struktury odrębnej na wzór francuskiego CNRS.

Zdaniem piszącego te słowa podporządkowanie wprost ministerstwu jest rozwiązaniem najgorszym z możliwych, gdyż generuje dla polityków przemożną pokusę obsadzania stanowisk dyrektorskich w instytutach swoimi ludźmi, co dla nauki byłoby zabójcze. A o tym, że taka pokusa jest w warunkach polskich nie do przezwyciężenia, świadczą losy Państwowego Instytutu Geologicznego, którego dyrekcja jest od lat obsadzana z klucza politycznego. To samo dzieje się aktualnie w Sieci Badawczej Łukasiewicz.

Czytaj więcej

Po zmianie prawa Polska Akademia Nauk boi się o autonomię i przejęcia majątku

Boże, broń nas przed taką reformą. Z uwagi na te smutne przykłady pozostanie instytutów w strukturze PAN, przy wszystkich jej słabościach, uważam za rozwiązanie dla nauki najkorzystniejsze. Korporacja jako bufor osłaniający instytuty przed zakusami polityków spełniała dobrze swoją rolę nawet w czasach PRL-u.

Nie więcej spójności, jak chciałby minister Maciej Gdula, ale zdecydowanie mniej

Opcja pozostania w PAN nie oznacza, że wszystko powinno zostać po staremu. Przede wszystkim należałoby stworzyć, np. na wzór CNRS, sprawną administrację służącą wyłącznie instytutom, odrębną od administracji obsługującej korporację. Zatem nie więcej spójności, jak chciałby minister Maciej Gdula, ale zdecydowanie mniej. Taka administracja, działająca na szczeblach regionalnych, mogłaby przejąć szereg funkcji administracji instytutów (w CNRS np. księgowość), co być może obniżyłoby koszty funkcjonowania całości. Związek instytutów z korporacją powinien być realizowany poprzez powoływanie z grona korporacji członków komisji do periodycznej oceny działalności instytutów.

Obecny skład rad naukowych instytutów to zabytek z epoki słusznie minionej, gdy instytut PAN miał być przodującym oddziałem nauki w danej dziedzinie

Jestem natomiast przeciwny przywilejowi członków PAN zasiadania nie z wyboru w radach naukowych instytutów PAN. Nie widzę dziś żadnego merytorycznego uzasadnienia dla tego przywileju, a może on rodzić kłopotliwe konsekwencje, gdy te same osoby współdecydują, a potem oceniają. Poszedłbym nawet dalej i ograniczył radę naukową do pracowników instytutu na wzór rad wydziałów. To jest rozwiązanie organizacyjnie poprawne, wzmacniające poczucie odpowiedzialności: decyzję podejmują tylko ci, którzy będą potem ponosić jej skutki. Obecny skład rad naukowych instytutów to zabytek z epoki słusznie minionej, gdy instytut PAN miał być przodującym oddziałem nauki w danej dziedzinie. W dobie ostrej konkurencji między instytucjami nie jest to rozwiązanie poprawne, choć można wskazać jego zalety: daje szansę uczenia się od innych poprzez zasiadanie w ich radach oraz służy integracji środowiska naukowego.

Wady sytemu korporacyjnego w nauce są wysoce szkodliwe

Minister Gdula w „Gazecie Wyborczej” (18 sierpnia) narzeka na korporację: „To elita naukowa, która w założeniu miała kierować instytutami PAN, ale też doradzać rządowi i wyznaczać kierunki rozwoju dla całej nauki w Polsce. W obu tych funkcjach korporacja jest nieskuteczna”. To słuszna krytyka z punktu widzenia lektury ustawy o PAN, bo ustawa tak właśnie opisuje sens istnienia korporacji, co w oczywisty sposób rozmija się z praktyką. Ustawa milczy natomiast o uzasadnieniu powołania korporacji, które dla każdego naukowca jest oczywiste: to w Polsce najwyższy szczebel kariery naukowej, dostępny tylko nielicznym z grona samodzielnych pracowników nauki, i bardzo pożądany, także z uwagi na dożywotnią finansową gratyfikację. W każdym zawodzie wykształcają się szczeble kariery mobilizujące ludzi do większego wysiłku i takim najwyższym szczeblem w nauce jest członkostwo w PAN. Jest to więc rozwiązanie poprawne i narzekając na korporację, warto o tym jej podstawowym raison d’etre pamiętać.

Czytaj więcej

Andrzej Czyżewski, Andrzej Friszke: Deforma PAN. Kontrola polityków nad nauką lekiem na każde zło?

Oczywiście i na tym polu potrzebne są zmiany, aby funkcja najwyższego szczebla kariery była możliwie dobrze realizowana. Wybory do PAN obarczone są tą samą cechą co wybory do KRS przed reformami PiS: dokonują się de facto drogą kooptacji mimo demokratycznych pozorów, co rodzi uzależnienie amatorów na ten zaszczyt od jego posiadaczy i jest typową wadą sytemu korporacyjnego, a w nauce jest wysoce szkodliwe. Mechanizm wyborów, opisany dokładnie w uchwale nr 5/2018 Zgromadzenia Ogólnego PAN z dnia 21 czerwca 2018 r., przewiduje, że selekcji kandydatów zgłoszonych przez różne gremia dokonuje wg ustalonych przez siebie kryteriów pięcioosobowa komisja wydziałowa. Przewodniczący tej komisji ma więc wyjątkową władzę decydowania o losach poszczególnych kandydatur. Ten mechanizm może rodzić i rodzi patologie i jako jego ofiara opowiadam się oczywiście za jego zmianą.

Jak zorganizować wybory członków PAN?

Członkostwo w PAN odzyskałoby swój prestiż i funkcję motywacyjną, gdyby wybory członków PAN organizować podobnie jak wybory członków komitetów naukowych PAN, gdzie czynne prawo wyborcze mają wszyscy samodzielni pracownicy naukowi z danej dziedziny. Prawo wysuwania kandydatur należałoby przyznać gremiom najbardziej kompetentnym w zakresie danej dyscypliny naukowej, a więc towarzystwom naukowym i komitetom naukowym PAN. Jest to pomysł analogiczny do propozycji ministra Adama Bodnara, a na wczesnym etapie także ministra Zbigniewa Ziobry organizacji wyborów do KRS. Taki system wyborczy minimalizuje wady typowe dla systemu korporacyjnego, ale nie likwiduje wady wszelkich systemów wyborczych, polegającej na naturalnym faworyzowaniu na etapie głosowania kandydatów z dyscyplin liczniejszych. Tę ostatnią wadę można minimalizować poprzez publikowanie obszernych sylwetek kandydatów, w tym ich danych naukometrycznych (cytacje, publikacje, indeks Hirscha, pozycja w top 2 proc. etc.).

Czytaj więcej

Andrzej Dybczyński: Jak uratować Sieć Badawczą Łukasiewicz

Minister Gdula zadeklarował, że „każdy może zgłosić swoje uwagi. Jesteśmy otwarci i na zmiany, i na negocjacje, i na krytykę. Tak myślimy o nauce i o tworzeniu prawa. Każdą merytoryczną uwagę popartą sensownymi argumentami uwzględnimy w dalszych pracach”. Niniejszym zgłaszam zatem moje uwagi w ramach ogłoszonych publicznych konsultacji i namawiam do ich uwzględnienia.

Autor

Jan Środoń

Geolog i mineralog, profesor Instytutu Nauk Geologicznych Polskiej Akademii Nauk, działacz opozycji demokratycznej w PRL

Czy Polską Akademię Nauk (PAN) należy zreformować? Na tak postawione pytanie odpowiadam twierdząco – jako pracownik tej instytucji od ponad 50 lat oraz uczestnik prób jej reformowania od czasów legalnej Solidarności. Instytucja, która powstała z nakazu Stalina jako organizacyjna kopia Rosyjskiej Akademii Nauk, na pewno nie jest strukturą optymalną. Dezaktualizacji uległ przecież cel, jaki przed nią przy zakładaniu postawiono: centralna kontrola nad życiem naukowym w kraju. Ten cel w warunkach polskich nigdy nie został zrealizowany tak totalnie jak w Związku Sowieckim, gdzie pojedynczy akademik był panem życia i śmierci całej dyscypliny, którą reprezentował, decydował o awansach, wyjazdach zagranicznych etc. Ale coś z tego ducha w Akademii przetrwało pomimo wielokrotnej nowelizacji ustawy o PAN po 1989 roku. Stąd ciągłe napięcie na linii PAN–uniwersytety, ale także wewnątrz, na linii korporacja–instytuty.

Pozostało 90% artykułu

Ten artykuł przeczytasz z aktywną subskrypcją rp.pl

Zyskaj dostęp do ekskluzywnych treści najbardziej opiniotwórczego medium w Polsce

Na bieżąco o tym, co ważne w kraju i na świecie. Rzetelne informacje, różne perspektywy, komentarze i opinie. Artykuły z Rzeczpospolitej i wydania magazynowego Plus Minus.

Opinie polityczno - społeczne
Marek A. Cichocki: Zostawić internet i jechać na wiec Trumpa
Opinie polityczno - społeczne
Jędrzej Witkowski: Edukacja się nie zmieni, jeśli nie zmienimy myślenia o edukacji
Opinie polityczno - społeczne
Michał Szułdrzyński: Konwencje KO i PiS, czyli wojna o kontrolę nad migracją i o prezydenturę
Opinie polityczno - społeczne
Dominika Lasota: 15 października nastąpiła nie zmiana, a zamiana. Ale tych marzeń już nie uśpicie
Materiał Promocyjny
Bolączki inwestorów – od kadr po zamówienia
Opinie polityczno - społeczne
Jerzy Haszczyński: Walka o atomowe tabu. Pokojowy Nobel trafiony jak rzadko