W spekulacjach, kogo PiS wystawi w wyścigu prezydenckim, pomija się jedną najważniejszą rzecz, a mianowicie to, że dla Jarosława Kaczyńskiego o wiele ważniejsze niż zwycięstwo w nim jest to, jak zachowa się po wyborach pisowski nominat i jakie będzie miało to konsekwencje dla pozycji prezesa w partii oraz na prawicy. Mówiąc wprost – Kaczyński woli przegrać w tych wyborach, niż postawić na kandydata, który w przypadku wygranej (lub przegranej) ukradnie mu jego formację lub ograniczy wpływy na całej scenie politycznej. Dlatego właśnie szuka nowego Andrzeja Dudy – nie kogoś, jak się mylnie mniema, kto może wygrać, ale przede wszystkim kogoś, kto będzie powolny, pozbawiony politycznych talentów i nie zagrozi jego pozycji w partii i poza nią.
Dlaczego Andrzej Duda był doskonałym wyborem PiS
Obecny prezydent był doskonałym wyborem prezesa PiS, bo okazał się takim, jakim chciał go widzieć Kaczyński: słaby psychicznie, niesamodzielny intelektualnie, lojalny oraz – najważniejsze – niezagrażający pozycji prezesa w partii. W ciągu swych dwóch kadencji sprzeciwił się swemu politycznemu mentorowi dosłownie kilka razy. Raczej się na niego dąsał, niż działał przeciwko. Nie uprawiał realnej polityki – raczej autoterapię. Nie był głową państwa, a jedynie odgrywał tę rolę. Stąd brały się te wszystkie teatralne gesty, które weszły już do „memosfery”, operowe miny, nadęcia, wypowiedzi o sobie jako niezłomnym i twardym. Duda przez dziesięć lat uczestniczył w psychodramie, którą sam sobie napisał i w której obsadził siebie w głównej roli antycznego bohatera. Realną politykę zostawił Kaczyńskiemu. Nie dlatego, że tak się umówili, ale z tego powodu, że prezes PiS trafnie dostrzegł w nim już w 2014 roku te wszystkie narcystyczne cechy i niedojrzałość intelektualną oraz mentalną. I się nie pomylił.
Czytaj więcej
Kandydatem PiS na prezydenta ma być ktoś strawny dla wyborców Krzysztofa Bosaka i Sławomira Mentzena, ale i otwierający tę partię na centrum. Kojarzony z pisowskim środowiskiem, niekoniecznie jednak z jego rządami. Wymyślenie kogoś takiego wymaga cudu.
Ponadto obecny prezydent był wówczas człowiekiem złamanym. To tajemnica tego, dlaczego Kaczyński postawił w 2015 roku na niego oraz na Beatę Szydło. Ta dwójka cztery lata wcześniej „zdradziła” swego politycznego bossa, czyli Zbigniewa Ziobrę. Gdy został wyrzucony w 2011 roku z PiS, wszyscy „ziobrzyści”, czyli ludzie zawdzięczający mu wejście i obecność w polityce, poszli za nim i utworzyli Solidarną Polskę. Jednymi z niewielu, którzy tego nie zrobili i wybrali wierność Kaczyńskiemu, byli właśnie Duda i Szydło. Oto tajemnica ich karier – byli „zdrajcami” i dlatego właśnie prezes PiS im wierzył, dlatego mógł na nich postawić, dlatego był pewien, że są odpowiednimi ludźmi.
Szukanie „nowego Dudy” nie oznacza więc rozglądanie się za kimś, kto potrafi wygrywać wybory, ale za kimś z przetrąconym kręgosłupem, pozbawionym talentów politycznych i charakteru. To musi być ktoś, kto po wygranej (lub przegranej) nie odbierze Kaczyńskiemu partii, nie założy swojej. Ktoś do bólu lojalny – przez brak wyobraźni politycznej, skazę mentalną, ograniczenia intelektualne.