Michał Szułdrzyński: Taśmy Mraza, afery w Funduszu Sprawiedliwości i sędziego Szmydta. Co je łączy?

Warto na taśmy Tomasza Mraza z Funduszu Sprawiedliwości i aferę sędziego Tomasza Szmydta patrzeć łącznie. Obie historie pokazują bowiem, jak system władzy, sądy i prokuraturę wyobrażał sobie obóz Zjednoczonej Prawicy, na czele którego stał Jarosław Kaczyński.

Publikacja: 26.05.2024 17:03

Tomasz Mraz

Tomasz Mraz

Foto: PAP/Leszek Szymański

Ujawnienie taśm Tomasza Mraza to trzęsienie ziemi. A będzie jak w filmach Hitchcocka – wstrząsy to dopiero początek, potem napięcie tylko rośnie. Bowiem na taśmach słyszymy nie tylko kulisy przyznawania wielomilionowych dotacji organizacjom, które chciał wspierać były minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro i jego otoczenie. Przecież o tym, że Fundusz Sprawiedliwości stał się politycznym wehikułem transferowania publicznych pieniędzy do swoich, wiedzieliśmy co najmniej od czasu raportu NIK z 2021 roku, który stwierdził, że tylko jedna trzecia środków poszła do ofiar przestępstw. A w grę wchodziły setki milionów złotych.

Co łączy taśmy ujawnione przez Tomasza Mraza dotyczące Funduszu Sprawiedliwości z aferą sędziego Tomasza Szmydta?

Ale taśmy pokazują coś więcej – uchylają rąbka tego, jak funkcjonował system władzy zbudowany przez Zjednoczoną Prawicę. Na jednym z nagrań wiceminister sprawiedliwości ustala z prokuratorem taktykę umorzenia śledztwa niewygodnego dla Zbigniewa Ziobry. I tu dochodzimy do sedna sprawy.

Warto przypomnieć wydarzenia sprzed kilku tygodni, czyli zdradę sędziego Tomasza Szmydta, który uciekł na Białoruś. Co łączy te sprawy? Otóż obie pokazują, jak patologiczny układ władzy budowała Zjednoczona Prawica. Piszę Zjednoczona Prawica, bo nie chodzi tu tylko o działania Ziobry. Zmiany w wymiarze sprawiedliwości minister realizował przecież na polecenie prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego, z którym konsultował kolejne ustawy.

PiS przez lata przekonywał, że w wymiarze sprawiedliwości funkcjonuje patologiczny układ zepsutych sędziów, ale to on sam taki układ stworzył, czego dowodem jest afera sędziego Szmydta, którego PiS wyniósł na szczyty sędziowskiej hierarchii. To Zjednoczona Prawica posługiwała się takimi osobowościami jak Szmydt, na nich opierała swoją strategię „reform”.

Prokuratura miała nie patrzeć na ręce władzy, a sądownictwem (do którego trafiały z prokuratur akty oskarżenia) mieli rządzić ludzie całkowicie od tej władzy zależni, bo po latach niepowodzeń i frustracji, nagle dzięki tej władzy awansowali statusowo i materialnie.

Po taśmach Mraza jeszcze lepiej rozumiemy, o co w nich chodziło. Prokuratura miała nie patrzeć na ręce władzy, a sądownictwem (do którego trafiały z prokuratur akty oskarżenia) mieli rządzić ludzie całkowicie od tej władzy zależni, bo po latach niepowodzeń i frustracji nagle, dzięki tej władzy, awansowali statusowo i materialnie.

Dlaczego Jarosław Kaczyński nie może się dziś odciąć od afery w Funduszu Sprawiedliwości?

Dlatego warto na taśmy Mraza i aferę sędziego Szmydta patrzeć łącznie. Pokazuje nam to bowiem obraz patologii, którą chciała zbudować Zjednoczona Prawica: organy ścigania i wymiar sprawiedliwości całkowicie posłuszne władzy, ślepe na sposób, w jaki ta władza wypompowywała publiczne pieniądze.

Czytaj więcej

Co prezes PiS wie w sprawie Funduszu Sprawiedliwości i wyborów kopertowych

To model dobrze znany ze Wschodu, ale nie ma wiele wspólnego z transparentnością państwa i zasadami, na których oparta jest cywilizacja Zachodu. Jarosław Kaczyński, mówiąc w weekend, że praworządność się dopiero teraz skończyła, a wcześniej było idealnie, dowodzi, że wszystko rozumie na opak. Dla niego praworządność to system, który budował z Ziobrą i jego ekipą. A domaganie się przez dużą część środowisk prawniczych i Unię Europejską niezależności sądownictwa uważali za zamach na demokrację.

Jarosław Kaczyński nie może się dziś odciąć od ostatnich afer. To on był patronem systemu, w którym karierę robił sędzia Tomasz Szmydt, w którym wiceminister sprawiedliwości konsultował umorzenie kłopotliwych śledztw, w którym setki milionów zamiast do ofiar przestępstw, szły do organizacji, do których nigdy nie powinny trafić.  

Dlatego Kaczyński nie może się dziś odciąć od Ziobry. To on był patronem systemu, w którym karierę robił sędzia Szmydt, w którym wiceminister sprawiedliwości konsultował umorzenie kłopotliwych śledztw, w którym setki milionów zamiast do ofiar przestępstw szły do organizacji, do których nigdy nie powinny trafić.

Ujawnienie taśm Tomasza Mraza to trzęsienie ziemi. A będzie jak w filmach Hitchcocka – wstrząsy to dopiero początek, potem napięcie tylko rośnie. Bowiem na taśmach słyszymy nie tylko kulisy przyznawania wielomilionowych dotacji organizacjom, które chciał wspierać były minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro i jego otoczenie. Przecież o tym, że Fundusz Sprawiedliwości stał się politycznym wehikułem transferowania publicznych pieniędzy do swoich, wiedzieliśmy co najmniej od czasu raportu NIK z 2021 roku, który stwierdził, że tylko jedna trzecia środków poszła do ofiar przestępstw. A w grę wchodziły setki milionów złotych.

Pozostało 86% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
analizy
PiS używa migrantów politycznie i budzi rasistowskie demony
Opinie polityczno - społeczne
Roch Zygmunt: Suwerenna Polska znalazła sobie rasistowskie hobby
Opinie polityczno - społeczne
Jarosław Płuciennik: Publikacje jako priorytet nauki to droga do makdonaldyzacji szkolnictwa wyższego
Opinie polityczno - społeczne
Tomasz Grzegorz Grosse: Ryzykowny węgierski pragmatyzm
Materiał Promocyjny
Mapa drogowa do neutralności klimatycznej
Opinie polityczno - społeczne
Marek A. Cichocki: Przepis na wspaniałą katastrofę UE
Opinie polityczno - społeczne
Tomasz Krzyżak: Biskupi i pokrzywdzeni. Czas wymiany listów się skończył. Trzeba zakasać rękawy