Jacek Żakowski wywołał burzę, proponując oddanie PiS Programu 2 TVP. Jest to zapewne pokłosie naszych wspólnych doświadczeń i rozczarowań, gdy wraz z Iwo Zaniewskim byliśmy we trzech pełnomocnikami Komitetu Obywatelskiego Mediów Publicznych (KOPM), który od Zjazdu Kultury w 2009 roku dostał upoważnienie przygotowania obywatelskiej ustawy medialnej.
Ustawa ta, mimo wad, była wtedy rewolucyjnym projektem uspołecznienia mediów, a ruch obywatelski na tyle silny, że ustawę oficjalnie popierały i PiS, i PO, i obie te partie złożyły projekt ustawy obywatelskiej jako poselską inicjatywę ustawodawczą. Po stronie PiS ustawę promowała m.in. szefowa klubu śp. Grażyna Gęsicka, popierało ją także grono tzw. muzealników, czyli młodych posłów skupionych wokół śp. Lecha Kaczyńskiego, a w rozmowach brała też udział główna specjalistka partii od mediów Elżbieta Kruk. Po drugiej stronie ustawę uchwalić obiecywał bezpośrednio Donald Tusk. Niestety, katastrofa smoleńska zniweczyła te plany, a Platforma Obywatelska, przejmując stanowisko prezydenta, nagle straciła ochotę na odpolitycznienie mediów i po prostu je przejęła za pomocą własnej, kadłubkowej ustawy.
Czytaj więcej
Upadek TVP i Polskiego Radia jest o tyle bolesny, że nastąpił spadek społecznej akceptacji dla ich dalszego istnienia. Odzyskanie tej akceptacji, zwłaszcza wśród ludzi młodych, wychowanych na mediach społecznościowych, to dziś warunek naprawy całej naszej demokracji.
To gorzkie doświadczenie skłoniło zapewne Jacka Żakowskiego do wniosku, że jak się nie da mediów uzdrowić, to trzeba je podzielić, by zapewnić pluralistyczny dyskurs. Podobne rozwiązania mieli przez lata Włosi i Francuzi i w pewnym sensie to działało. Ale tylko do czasu. Problem w tym, że rozdanie kanałów telewizyjnych między partie jest konserwowaniem wpływów establishmentu i przez lata pełniło tę funkcję, upewniając wymieniające się władzą partie, że nic złego im się nie stanie i że ich polityka jest jedyną możliwą.
Rozwój internetu i social mediów stworzył nowe kanały komunikacyjne, które umożliwiły rozwój ruchów spoza mainstreamu. Zabetonowanie polityczne komunikacji telewizyjnej przyśpieszyło rozwój populizmów, udowadniając, że istnieje establishment, który hamuje i zwalcza zagrażające mu idee, czyli według populistów te, dla których najważniejszy jest zwykły człowiek i jego lęki, a nie potrzeby elity. Partie nieposiadające kanałów tv dostawały premię wiarygodności jako antysystemowe. To nie jest jedyny powód sukcesów Frontu Narodowego LePenów we Francji czy PiS w Polsce. Ale potwierdzający ich narrację i wzmagający rolę alternatywnych kanałów komunikacyjnych. Zwłaszcza że telewizja jest narzędziem topornym, niemożliwym do mikrotargetowania, które okazuje się skuteczniejszym sposobem docierania do wyborców.