Ameryka bliżej Berlina

Wspieranie autonomii Europy Środkowej i Wschodniej – co musiałoby odbywać się wbrew interesom niemieckim – przestało być chyba priorytetem Waszyngtonu – pisze politolog.

Publikacja: 04.08.2023 03:00

Po okresie zachwytu postawą Warszawy wobec wojny w Ukrainie i rozczarowania Niemcami, administracja

Po okresie zachwytu postawą Warszawy wobec wojny w Ukrainie i rozczarowania Niemcami, administracja Joe Bidena wraca do dawnego myślenia o Europie. Na zdjęciu prezydent USA, kanclerz Niemiec Olaf Scholz i brytyjski premier Rishi Sunak na szczycie G7 (Japonia, maj 2023)

Foto: JONATHAN ERNST/AFP

Po transformacji geopolitycznej po roku 1989 Europa Środkowa i Wschodnia stała się obszarem intensywnej penetracji geoekonomicznej. Impulsem dla takich działań był peryferyjny status tej części Europy, a także próżnia geopolityczna po wycofaniu wpływów Moskwy.

Magnesem była otwartość na zewnętrzne inwestycje, także dokonywane w strategicznych sektorach. Liberalne podejście do takich działań – bez względu na ich koszty geopolityczne – stanowiło zachętę nie tylko dla podmiotów zachodnich. Region budził szczególne zainteresowanie ze strony Chin, zwłaszcza jako zwieńczenie morskich i lądowych linii tzw. Inicjatywy Pasa i Szlaku, jak również pomost do bogatszych rynków Europy Zachodniej.

Chińskie wpływy, amerykańska reakcja

Przejawem tej tendencji był program „16+1” powołany z inicjatywy Pekinu w 2012 r. Gromadził większość państw naszego regionu oraz Bałkanów. W krótkim czasie format powiększono o Grecję. Miał ułatwiać wymianę handlową z Państwem Środka, a także rozbudowywać infrastrukturę komunikacyjną powiązaną z Inicjatywą Pasa i Szlaku. Skutkiem było wzmocnienie chińskich wpływów geopolitycznych.

Czytaj więcej

Drugie dno niechęci do weta

Z tego powodu spotkało się to z reakcją Stanów Zjednoczonych Ameryki. Z namowy tego mocarstwa doszło do powołania Inicjatywy Trójmorza – pierwsze, jeszcze nieformalne spotkanie tego gremium miało miejsce w 2015 r. w Nowym Jorku. Oficjalnie inicjatorami projektu były Polska i Chorwacja, a pierwszy formalny szczyt odbył się w Dubrowniku.

Wsparciem dla Inicjatywy był okres prezydentury Donalda Trumpa. Wziął on nawet osobiście udział w kolejnym szczycie w Warszawie. Jak się wydaje, głównym celem administracji republikańskiej było równoważenie rosnących wpływów Chin w omawianym regionie. Przy okazji Inicjatywa była elementem presji na Niemcy. W tamtym czasie Trump w wielu obszarach wadził się bowiem z przywódcami Europy Zachodniej.

Strategia Waszyngtonu zaczęła przynosić rezultaty. Relacje niektórych państw Europy Środkowej z Chinami uległy ochłodzeniu, a inicjatywę „17+1” opuściły państwa bałtyckie. Rosyjska agresja na Ukrainę z 2022 r. wyraźnie wzmocniła opcję transatlantycką w większości krajów Trójmorza. Zagrożenie bezpieczeństwa powodowało, że nie chciano drażnić Amerykanów i dystansowano się wobec Chin. Ponadto postawa Pekinu wobec rosyjskiej agresji była dużym rozczarowaniem dla niektórych krajów regionu.

ChRL położyła nacisk na relację z Moskwą, o czym świadczą dostawy dla niej chińskich kamizelek ochronnych, hełmów, dronów i komponentów mogących służyć produkcji uzbrojenia. Zaangażowany w pomoc wojskową dla Kremla jest też chiński satelita, czyli Korea Północna. Wspieranie Moskwy w tym konflikcie ma osłabiać Zachód, uzależnić Rosjan od Pekinu i odwrócić uwagę Waszyngtonu od rywalizacji z Państwem Środka.

Jednocześnie elity ChRL starają się pogłębiać uzależnienie Europy Zachodniej, zwłaszcza Niemiec, na płaszczyźnie gospodarczej. Dotyczy to przede wszystkim transformacji klimatycznej w UE, która w dużej mierze opiera się na chińskich surowcach i urządzeniach. Ekspansja tamtejszych wpływów w Europie Środkowej zmalała, niemniej penetracja gospodarcza postępuje, o czym świadczą zabiegi chińskich inwestorów wokół portu w Gdyni.

Z dystansem do Ukrainy

Wojna w Ukrainie zwiększyła zainteresowanie Pekinu relacjami z Moskwą i Berlinem. Także dla Waszyngtonu coraz ważniejszym partnerem w Europie stają się ostatnio Niemcy.

Czytaj więcej

Tomasz Grzegorz Grosse: Pojednanie z Rosją

W dobie brexitu administracja demokratyczna postrzegała Berlin jako swojego najważniejszego partnera w UE. Na początku rządów Joe Bidena pojawiały się nawet głosy o potrzebie delegowania amerykańskich interesów w Europie Środkowej na Niemcy, łącznie z poszerzeniem Inicjatywy Trójmorza o ten kraj i przeniesieniem do Berlina sekretariatu tego formatu. Po początkowym okresie zachwytu postawą Warszawy wobec wojny w Ukrainie i rozczarowania Niemcami administracja Bidena wraca w stare koleiny myślenia o Europie.

Świadczą o tym wyniki szczytu NATO w Wilnie. USA i RFN nie chciały zaprosić Ukrainy do paktu, zamiast tego proces jej wejścia do sojuszu ma być rozłożony w czasie oraz obarczony licznymi warunkami. Będą one weryfikowane corocznie, co może spowolnić proces akcesji.

Przedstawiciele USA – podobnie jak Niemcy – coraz częściej sygnalizują zainteresowanie jak najszybszym zakończeniem konfliktu w Ukrainie. Nie chcą również zasilić strony ukraińskiej w uzbrojenie w ilości i o jakości niezbędnych do pokonania Moskwy. Przypomina to nieco zachowawczą postawę Niemiec wobec transferów czołgów i samolotów do Ukrainy.

O zbliżeniu Waszyngtonu do Berlina decyduje to, że Niemcy są bardzo wpływowe w UE. Tym samym decydują w dużej mierze o akcesji Ukrainy do tej organizacji, jak również o wsparciu finansowym i wojskowych ze strony Unii dla Kijowa. Ostatnio Bruksela – wychodząc naprzeciw oczekiwaniom USA – zaproponowała 20 mld euro pomocy dla Ukrainy w ciągu nadchodzących czterech lat.

Dodać należy, że Amerykanom zależy na utrzymaniu jedności Zachodu w obliczu wojny. Nie chcą więc animozji między Warszawą a Berlinem. Dlatego wspieranie autonomii Europy Środkowej i Wschodniej – co musiałoby odbywać się wbrew interesom niemieckim – przestało być chyba priorytetem Waszyngtonu.

Własna broń nuklearna?

Amerykańska postawa wobec Ukrainy, Europy Środkowej i RFN jest pochodną strategii „dziel i rządź”. Opisał ją swego czasu Zbigniew Brzeziński. Waszyngton powinien kontrolować sytuację w Eurazji m.in. poprzez podtrzymywanie rywalizacji między największymi potęgami, jak również nie dopuszczając do tego, aby któraś z tych potęg zdominowała całą resztę. Nie chodzi więc o to, aby Federacja Rosyjska poniosła spektakularną klęskę i na przykład się rozpadła. To byłoby w interesie Europy Środkowej i Wschodniej, ale niekoniecznie USA. Moskwa pozostaje bowiem potencjalnym instrumentem równoważenia rosnących Chin. Ponadto, zgodnie ze strategią „dziel i rządź”, Inicjatywa Trójmorza była od początku traktowana jako sposób równoważenia wpływów chińskich lub ewentualnie niemieckich.

W tym kontekście warto przypomnieć słowa Johna Mearsheimera. Jedynie własna potęga i samodzielne działania dają prawdziwą gwarancję bezpieczeństwa. Zasada polegania na sobie nie wyklucza sojuszy, lecz – jak twierdzi amerykański politolog – każdy sojusz jest tylko przejściowym małżeństwem z rozsądku. Dlatego Europa Środkowo-Wschodnia powinna wziąć swój los we własne ręce, a w mniejszym stopniu polegać na mocarstwach. Tylko wówczas przestanie być peryferiami, o które toczy się gra największych potęg regionalnych i światowych. Zdaniem Mearsheimera niezbędnym atrybutem mocarstwa jest m.in. posiadanie broni nuklearnej i rozbudowanych sił konwencjonalnych. Amerykanie wprawdzie sprzedają nam nowoczesne uzbrojenie, ale już nie zgadzają się na udział Warszawy w programie nuclear sharing. Jest to oczywiste wyzwanie dla bezpieczeństwa Europy Środkowej.

Być może Polska powinna wziąć przykład z doświadczeń Izraela, który wbrew amerykańskim gwarancjom bezpieczeństwa wyprodukował własną broń atomową. Może też skorzystać z gorzkiego przykładu Ukrainy. Gdyby ta nie oddała arsenału nuklearnego, nie ponosiłaby dzisiaj takich ofiar i kosztów zachowania niezależności.

Autor jest profesorem na Uniwersytecie Warszawskim. Artykuł wyraża jego osobiste poglądy, a nie instytucji, z którymi jest związany

mat. pras.

Po transformacji geopolitycznej po roku 1989 Europa Środkowa i Wschodnia stała się obszarem intensywnej penetracji geoekonomicznej. Impulsem dla takich działań był peryferyjny status tej części Europy, a także próżnia geopolityczna po wycofaniu wpływów Moskwy.

Magnesem była otwartość na zewnętrzne inwestycje, także dokonywane w strategicznych sektorach. Liberalne podejście do takich działań – bez względu na ich koszty geopolityczne – stanowiło zachętę nie tylko dla podmiotów zachodnich. Region budził szczególne zainteresowanie ze strony Chin, zwłaszcza jako zwieńczenie morskich i lądowych linii tzw. Inicjatywy Pasa i Szlaku, jak również pomost do bogatszych rynków Europy Zachodniej.

Pozostało 92% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Opinie polityczno - społeczne
Michał Matlak: Czego Ukraina i Unia Europejska mogą nauczyć się z rozszerzenia Wspólnoty w 2004 r.
Opinie polityczno - społeczne
Bogusław Chrabota: Wolność słowa w kajdanach, ale nie umarła
Opinie polityczno - społeczne
Jacek Nizinkiewicz: Jak Hołownia może utorować drogę do prezydentury Tuskowi i zwinąć swoją partię
Opinie polityczno - społeczne
Michał Kolanko: Partie stopniowo odchodzą od "modelu celebryckiego" na listach
Opinie polityczno - społeczne
Marek Kutarba: Dlaczego nie ma zgody USA na biało-czerwoną szachownicę na F-35?
Materiał Promocyjny
20 lat Polski Wschodniej w Unii Europejskiej