Andrzej Szeptycki: System dwupartyjny ma liczne słabości

Sprzyja ekstremizmom, ogranicza swobodę wyrażania opinii, a nawet, w polskim przypadku, utrudnia reformowanie państwa – o wadach systemu dwupartyjnego pisze politolog.

Publikacja: 01.07.2023 21:43

Joe Biden i Donald Trump

Joe Biden i Donald Trump

Foto: AFP

W systemie dwupartyjnym może działać wiele partii, ale tylko dwie spośród nich mają realną szansę na zdobycie władzy. Klasyczne przykłady to Stany Zjednoczone, a także w przeszłości Wielka Brytania.

W Stanach Zjednoczonych od połowy XIX wieku rządzą prezydenci wywodzący się z Partii Republikańskiej lub Demokratycznej. Na Wyspach Brytyjskich przez wiele lat u władzy zmieniali się konserwatyści (torysi) i liberałowie (wigowie), a następnie konserwatyści i laburzyści (Partia Pracy). System brytyjski nie był jednak czysto” dwupartyjny, ponieważ zdarzało się, że żadna z partii nie miała większości w Izby Gmin, co zmuszało ją do szukania koalicjanta, tak jak w przypadku Davida Camerona, który w 2010 r. stanął na czele rządu konserwatystów i liberałów.

Zamknięta trzecia droga do ekstrawagancji?

System dwupartyjny zapewnia – jak twierdzą politologowie – większą niż w przypadku wielopartyjnego stabilność i przewidywalność. Brak koalicyjnej układanki sprawia, że po wyborach rząd może zwykle utrzymać się przez całą kadencję, co ułatwia realizację długoterminowych planów i obietnic wyborczych.

Czytaj więcej

Sondaż: Kto jest liderem opozycji w Polsce? Tusk z dużą przewagą

Dominacja dwu uznanych graczy może też eliminować – choć jak zobaczymy, nie zawsze – skrajne formacje polityczne, populistów czy ekstrawaganckich przybyszów spoza świata polityki. W Stanach Zjednoczonych w ciągu ostatnich dekad tylko raz doszło do debaty z udziałem trzech kandydatów: w 1992 r. obok ubiegającego się o reelekcję George’a H.W. Busha i zwycięskiego później Billa Clintona wystąpił miliarder Ross Perrot. Za sprawą skomplikowanego systemu głosowania w wyborach prezydenckich (wyborcy wybierają elektorów, a dopiero ci oficjalnie prezydenta), choć zdobył poparcie niemal 20 proc. wyborców, Perrot nie otrzymał ani jednego głosu elektorskiego.

Niemcy – stabilne rządy przy wielu partiach


Warto jednak zauważyć, że system dwupartyjny – przynajmniej w opisanej powyżej formie – zakorzenił się przede wszystkim w krajach tradycji anglosaskiej, gdzie demokracja jest dużo lepiej zakorzeniona niż w większości państw Europy kontynentalnej. Stabilność systemu politycznego związana jest więc nie tylko z dominacją dwu głównych graczy, ale również z szacunkiem do istniejących rozwiązań (amerykańska konstytucja, brytyjska monarchia). Ponadto ani brytyjski, ani amerykański system nie uchroniły obu państw przed wspieraną zapewne przed Rosję falą populizmu, której przejawem były brexit i prezydentura Donalda Trumpa.

W Europie kontynentalnej – zwłaszcza we Francji, która pozostaje archetypem demokracji na wschód od kanału La Manche – system partyjny kształtował się w dużo bardziej dynamiczny sposób (często nawet w drodze rewolucji i zamachów stanu). Wspomnijmy tylko trzy nurty francuskiej prawicy: skrajną antydemokratyczną (Jean-Marie Le Pen i jego córka Marine), wodzowsko-bonapartystowską (generał Charles de Gaulle, do pewnego stopnia również neogaulliści) i liberalną (Nicolas Sarkozy), a także dwa ogniś najważniejsze nurty na lewicy: Partię Socjalistyczną (François Mitterrand) i Francuską Partię Komunistyczną. 

Czytaj więcej

Andrzej Szeptycki: Co łączy ukraiński Majdan z marszem 4 czerwca Donalda Tuska

Niemcy, kraj o stabilnym par excellence systemie politycznym (Konrad Adenauer – 14 lat rządów kanclerstwa, Helmut Kohl – 16 lat, Angela Merkel – 16 lat) również charakteryzuje system wielopartyjny. W przeszłości mówiło się o nim jako systemie „dwu- i półpartyjnym”, w którym główną rolę odgrywali chadecy (CDU-CSU), socjaldemokraci (SPD) i liberałowie (FDP). To oni pełnili rolę owego „pół”, języczka u wagi. Taki układ pozwalał na różne układanki koalicyjne (CDU-CSU i FDP, SPD i FDP lub „wielka koalicja” – CDU-CSU i SDP). Obecnie system partyjny w Niemczech uległ dalej idącej fragmentacji.

Polaryzacja, ekstremizm, populizm

Dyskusja o systemie dwupartyjnym nie sprowadza się jednak do tezy: „bo w Paryżu, Berlinie, Brukseli jest inaczej”. Ma on liczne słabości, czego dowodzą zarówno przykłady z historii, jak i współczesne.

System dwupartyjny działa, gdy społeczeństwo jest w miarę spójne, gdy tworzy przekonany o własnej tożsamości i trwałości naród polityczny. Natomiast w przypadku, gdy ten ostatni czynnik słabnie, istniejące mechanizmy prowadzą do polaryzacji i sprzyjają krystalizowaniu się dwu zwalczających się plemion, które nie widzą już w zwolennikach drugiej siły rywali politycznych, ale wrogów. Mechanizm dwupartyjny sprzyja właściwej ludziom czarno-białej wizji świata, wizji w kategoriach „swój-obcy”. Zamiast sprzyjać ograniczeniu sporów i wypracowaniu konsensusu, nasila je. Widać to zarówno w dzisiejszych Stanach Zjednoczonych, jak i w Polsce.

System dwupartyjny ogranicza funkcjonowanie demokracji, rozumianej jako nieskrępowane wyrażanie swoich opinii

Bywa, że sprzyja też ekstremizmom i populizmom. To przypadek Trumpa, który przejął Partię Republikańską. To również przypadek Polski, gdzie przez ostatnie cztery lata realnym problemem dla władz i dla całej Polski nie była Konfederacja, ale dziesięciokrotnie od niej słabsza w sondażach Solidarna (dziś Suwerenna) Polska. Warto odnotować, że populizm PiS wykracza poza kręgi Zjednoczonej Prawicy. Przykładem tego są hasła „nic, co zostało dane, nie zostanie zabrane” i licytacja na temat tego, kto szybciej wprowadzi 800+.

System dwupartyjny ogranicza funkcjonowanie demokracji, rozumianej jako nieskrępowane wyrażanie swoich opinii. W obawie przed „straconym głosem” wyborcy często nie głosują „za”, lecz „przeciw” danej formacji politycznej. Takie rozwiązanie utrudnia również zmiany polityczne, podwyższając bariery wejścia dla nowych formacji. W Polsce przykładem takich barier są metoda D'Hondta – preferująca największe ugrupowania – czy zasady finansowania partii politycznej, dzięki którym starzy gracze mają dostęp do znaczących środków finansowych (PiS dostał w latach 2019–2023 ok. 100 mln zł), a nowi gracze są skazani na samofinansowanie.

Duopol i utrudnione reformy

Dwie partie zmieniające się u władzy to faktyczny duopol, w rozumieniu ekonomicznym, czyli sytuacja, gdy na rynku występuje tylko dwu konkurujących ze sobą producentów tego samego towaru lub oferentów tej samej usługi. Obaj czerpią korzyści z istniejącej sytuacji i nie są zainteresowani jej zmianą. 

Czytaj więcej

Andrzej Szeptycki: Co dalej z pomocą?

Śledztwa antykorupcyjne we Włoszech u progu lat 90. ujawniły, że w najważniejsze afery uwikłani byli przedstawiciele głównych sił politycznych – zarówno socjalistów, jak i chadeków. W Mołdawii istniał w minionej dekadzie nieformalny układ: socjalistyczny prezydent Igor Dodon dążył do zbliżenia z Rosją, a „prozachodni” rząd kontrolowany przez oligarchę Vlada Plahotniuka przekonywał społeczeństwo i UE, że należy mu się wsparcie, bo inaczej kraj wpadnie w ręce Rosji. W praktyce żadna ze stron nie była zainteresowana reformą państwa, bo czerpała z istniejącej sytuacji korzyści finansowe.

W ostateczności dwupartyjny system utrudnia, przynajmniej w polskim przypadku, reformowanie państwa. Przedmiotem debaty nie są bowiem realne problemy (edukacja, służba zdrowia), tylko kwestie tożsamościowe i konflikt „my i oni”.

Andrzej Szeptycki – politolog, Uniwersytet Warszawski, Instytut Strategie 2050

W systemie dwupartyjnym może działać wiele partii, ale tylko dwie spośród nich mają realną szansę na zdobycie władzy. Klasyczne przykłady to Stany Zjednoczone, a także w przeszłości Wielka Brytania.

W Stanach Zjednoczonych od połowy XIX wieku rządzą prezydenci wywodzący się z Partii Republikańskiej lub Demokratycznej. Na Wyspach Brytyjskich przez wiele lat u władzy zmieniali się konserwatyści (torysi) i liberałowie (wigowie), a następnie konserwatyści i laburzyści (Partia Pracy). System brytyjski nie był jednak czysto” dwupartyjny, ponieważ zdarzało się, że żadna z partii nie miała większości w Izby Gmin, co zmuszało ją do szukania koalicjanta, tak jak w przypadku Davida Camerona, który w 2010 r. stanął na czele rządu konserwatystów i liberałów.

Pozostało 89% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Opinie polityczno - społeczne
Magdalena Louis: W otchłań afery wizowej nie powinno się wrzucać całego szkolnictwa wyższego
Opinie polityczno - społeczne
Mirosław Żukowski: Nie spodziewajmy się, że igrzyska olimpijskie cokolwiek zmienią
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Niemiecka bezczelność nie zna granic
Opinie polityczno - społeczne
Michał Urbańczyk: Kamala Harris wie, jak postępować z takim typem człowieka jak Trump
Materiał Promocyjny
Mity i fakty – Samochody elektryczne nie są ekologiczne
Opinie polityczno - społeczne
Michał Wojciechowski: Drogi do sprawnego państwa