Czytaj więcej
Komisja Europejska zdecydowała w środę, że Węgry nie zdołały przyjąć obiecanych reform dotyczących praworządności. Bruksela wstrzymuje miliardowe fundusze dla Budapesztu.
Końcówka roku jest gorąca dla Węgier, Jeśli szybko nie dostaną błogosławieństwa Komisji Europejskiej dla planu reform antykorupcyjnych, to może im bezpowrotnie przepaść ponad 4 mld euro, czyli 70 proc. z wartego 5,8 mld euro funduszu odbudowy. Jednocześnie Budapeszt negocjuje odblokowanie pieniędzy z polityki spójności, w sumie 7,5 mld euro, czasowo zamrożonych w ramach tzw. mechanizmu warunkowości łączącego unijne fundusze z praworządnością. Dwa różne instrumenty i dwa różne zestawy kryteriów, ale w sumie sprowadzają się do tego samego: żeby dostać unijne fundusze Węgry muszą przeprowadzić reformę wymiaru sprawiedliwości. Podobnie jak Polska. Oba kraje, choć są między nimi pewne różnice, o których poniżej, znalazły się w podobnej sytuacji. Przez miesiące wygłaszały deklaracje o tym jak dumnymi są krajami i jak w gruncie rzeczy nie potrzebują pieniędzy z UE. I nie zamierzają padać na kolana przed brukselskimi urzędnikami. W końcu przygniecione kosztami kryzysu energetycznego wywołanego agresją Rosji na Ukrainę zrozumiały, że bez unijnych funduszy stracą władzę. Gotowe są więc na kompromis. Polska zaczęła wreszcie konstruktywnie rozmawiać o możliwych zmianach legislacyjnych gwarantujących wykonanie wyroku Trybunału Sprawiedliwości UE. A Węgry ekspresowo przepuszczają przez parlament ustawy gwarantujące wykonanie postulowanych przez Komisję Europejską 17 reform.
Między dwoma krajami są różnice dotyczące zarówno treści konfliktu z Brukselą, jak i pilności sprawy. Polsce zależy szybko na unijnych pieniądzach, ale kilka tygodni w jedną, czy w drugą stronę nie zrobi żadnej różnicy. Bo Polska ma już zaakceptowany KPO, chodzi teraz o wykazanie, że wykonała zawarte w nim kamienie milowe dotyczące reformy sądownictwa, tak żeby Komisja mogła wypłacić pieniądze. Tymczasem Węgry muszą zdążyć przekonać teraz Komisję, że realizują reformy, tak żeby ona mogła zarekomendować unijnej Radzie ministrów finansów zaakceptowanie KPO na ostatnim w tym roku posiedzeniu 6 grudnia. Jeśli akceptacja nie nastąpi w tym roku, to 70 proc. pieniędzy przepadnie. Dopiero potem Węgry przejdą do kolejnego etapu, na którym my znajdujemy się od czerwca. Czyli sprawdzania przez KE, czy wykonane są kamienie milowe warunkujące wypłatę pieniędzy.
Czytaj więcej
Prorosyjska polityka Budapesztu doprowadziła do odwołania spotkania szefów parlamentów państw Grupy Wyszehradzkiej. Odbędzie się natomiast szczyt premierów.
W drugiej sprawie, czyli unijnych funduszy spójności, KE stosuje wobec obu krajów rożne instrumenty, ale z tym samym skutkiem. Wobec Węgier głośno zapowiedziała uruchomienie mechanizmu warunkowości, który blokuje fundusze, chyba że Budapeszt udowodni wprowadzanie koniecznych reform. Polsce natomiast po cichu, o czym pisała „Rzeczpospolita”, zapowiedziała, że pieniędzy nie uruchomi, dopóki nie zostanie wykazana zgodność naszych praktyk z Kartą Praw Podstawowych UE. W praktyce też przyszłe wypłaty są zablokowane.