Pamiętam pewną, najzupełniej prywatną rozmowę z byłym prezydentem na temat byłej już pani minister. Ja wyrażałem się o jej niektórych zachowaniach raczej sceptycznie, mój rozmówca zaś jej bronił. „Panie prezydencie” – zapytałem w końcu – „czy można poważnie traktować kogoś, kto chwali się tatuażami w programie śniadaniowym?”. „No nie” – usłyszałem w odpowiedzi. I to od polityka, o którym nikt w Polsce nie powie, że brakuje mu luzu. Ba, swego czasu, dzięki serii memów, uchodził nawet za symbol imprezowego stylu życia. Żebyśmy się dobrze zrozumieli, każdy ma prawo robić sobie tatuaże i każdy ma prawo się zabawić. Ale jak się jest premierem albo ministrem, to niekoniecznie należy się tym chwalić przed całym światem. Już wyjaśniam dlaczego. Na przykładzie pani premier Finlandii.

Zacznijmy od tego, że organizowanie imprez w rządowej rezydencji budzi jednak pewne wątpliwości. Nie chcę wyjść na paranoika, ale Finlandia ma baaardzo długą granicę z państwem, które prowadzi obecnie wojnę i jest w niej agresorem. Rosyjskie służby są też wyjątkowo sprawne i bezwzględne. Nie jest chyba dobrą taktyką pokazywanie im bliskich znajomych czy mieszkania premiera. To może dać pretekst do szantażu czy podpowiedzieć jakieś tropy do inwigilacji. Przyjmijmy jednak, że służby fińskie zabezpieczyły panią premier. Ale jest jeszcze jedna, bardziej ogólna kwestia.

Czytaj więcej

Marek Migalski: Czy pani premier wolno tańczyć

Otóż świat współczesny cierpi na deficyt powagi. Nawet najpoważniejsze media zajmują się rozrywką, a politycy starają się być jak najbardziej wyluzowani. Sądzą, że to ich winduje w rankingach popularności. Tymczasem rządzący nie muszą być fajni. Powinni za to być skuteczni i budzić zaufanie. Dobrze temu służy pewna powaga związana z zajmowanym stanowiskiem. Trudno zaś traktować poważnie kogoś, kto chwali się w sieci zdjęciami rozebranych znajomych czy ryzykownymi tańcami. Zresztą nawet wyluzowani Finowie w większości uznali, że zachowania Sanny Marin nie licują z powagą urzędu. A zatem jakaś powaga urzędu wciąż istnieje. Przynajmniej zdaniem milczącej większości, która nie wyraża zbyt głośno swojej opinii. Boją się pewnie, żeby ich nie oskarżono, że są za mało wyluzowani.