Film pokazywał huragan na północnym Atlantyku, jaki zdarzył się w 1991 roku. „The perfect storm" to wyrażenie, które oznacza rzadką kombinację najgorszych czynników pogodowych. I właśnie taki rodzaj politycznej burzy nadchodzi nad zachodni świat, przede wszystkim nad Unię Europejską.
Jest jasne, że kombinacja Brexitu, zwycięstwa w nadchodzących wyborach we Francji Marine Le Pen, mała zawierucha na Bałkanach lub w innym miejscu na tle napływu uchodźców, pogorszenie relacji z Turcją oraz zamachy terrorystyczne mogą spowodować, że nasz świat polityczny, do którego przywykliśmy przez ostatnie ćwierć wieku, może się mocno zmienić. Jeśli jeszcze ktoś zaatakuje któregoś z członków NATO, a nowy prezydent USA Donald Trump (jeśli tendencja się nie zmieni, to on nim będzie) okaże się taki, jakim dał się poznać w kampanii, to awantura gotowa.
Wojna dawno się skończyła, dlatego nie jest już objęta poprawnością polityczną. Na zajęciach tylko studenci z Serbii i wschodniej Ukrainy boją się tego słowa, bo wiedzą, co to wojna. A jeszcze dekadę temu było to słowo zakazane. Teraz dyplomaci mówią: „wojna wyczyści relacje", „wojna wyzeruje długi". Nikt już nawet nie pyta, gdzie i z kim ma być ta wojna. Zachodowi brakuje prawdziwych emocji, odchodzi pokolenie, któremu w nadmiarze dostarczyli ich Hitler i Stalin.
Tymczasem burza doskonała to ciągle tylko jeden ze scenariuszy: czarny, ale nie jedyny. Polskie podejście do tego, co się dzieje w Unii, opiera się na dwu skrajnościach: wstajemy co dzień w przekonaniu, że nas nie doceniają, że możemy więcej, że mamy w sobie tyle tego posybilizmu, że ho, ho. Chodzimy spać pewni, że trzeba się szykować na najgorsze, bo „nic od nas nie zależy". W dzisiejszym odrzuceniu Unii przez dużą część elit nad Wisłą (do narodu to jeszcze nie dotarło) tkwi nie tyle niechęć do Wspólnoty, ile pesymizm i przekonanie, że Zachód „musi" się zawalić.
Ale, po pierwsze, niejedna już „pewna burza" ominęła świat, a opatrzność potrafi być nieprzewidywalna. Po drugie, bohaterowie „The Perfect Storm" mogli się co prawda nie zapuszczać na niebezpieczne łowiska miecznika, ale na przebieg burzy nie mieli wpływu – inaczej niż my. Polskie elity nie mają tyle wpływu na rzeczywistość, żeby odwrócić bieg wypadków, ale mają już wystarczająco siły, by jakoś przeciwdziałać najgorszemu scenariuszowi. A może się zdarzyć i tak, że burza ominie morze, po którym żeglujemy, a my zawczasu zwiejemy z okrętu i świat zobaczy nas na plaży jako niewydarzonych tchórzy.