Gdzie ten nazizm

Rosjanie nas wyzwolili, Ukraińcy nas mordowali – przecież mamy to wszyscy z tyłu głowy, prawda? – pisze tłumacz i poeta.

Publikacja: 06.04.2022 20:37

Gdzie ten nazizm

Foto: AFP

Stale przeze mnie czytane OKO.PRESS zamieściło 16 marca tekst Miłady Jędrysik „Pułk Azow – neonaziści, kibole czy obrońcy Ukrainy”, zaczynający się od słów: „Putin oskarża Ukrainę, że rządzą nią naziści. Cały świat widzi, do kogo w tej chwili bardziej pasuje ten epitet, ale zawsze można wyciągnąć Ukrainie pułk (wcześniej batalion) Azow. Tłumaczymy, skąd się wziął i jakie jest w tej chwili jego znaczenie na ukraińskiej scenie”.

Fala szowinizmu

Tekstowi towarzyszy duża reprodukcja pierwszego godła Azowa oraz rozmowa ze znawcą tematu dr. Kacprem Rękawkiem. Informacyjnie rzecz w porządku, ale dla mnie wniosek jest oczywisty: nadal tańczymy tak, jak nam zagra zbrodniarz Putin. Putin oskarża, a p. Jędrysik z p. Rękawkiem tłumaczą: no owszem, Azow, ale to jednak nie całkiem tak, a poza tym nie ma ich tak wielu, tylko jeden oddział itd. Nie obchodzi mnie, co ludobójca „wyciąga” Ukrainie, wszelkie rosyjskie oskarżenia należy ignorować. Rosja jest dziś ostatnim krajem, który może komukolwiek zarzucać nazizm! Jeśli nawet pominąć (choć właściwie – dlaczego?) ogrom zbrodni Stalina, którego kult szerzy rosyjski prezydent, i zbrodniczą organizację KGB, której był funkcjonariuszem, to i tak nie byłoby specjalnym nadużyciem nazwanie państwem faszystowskim przede wszystkim obecnej Rosji.

Subkultury kibicowskie są obecne w całej Europie i używają podobnej symboliki, a czy nordyckiej, czy słowiańskiej – to sprawa drugorzędna. Ukraina nie jest wyjątkiem. Za to w Rosji są one istotnym składnikiem fali szowinizmu, jaka ogarnęła ten kraj pod rządami Putina. W artykule o Azowie czytamy o rasistowskich hasłach; w Rosji tacy ludzie nie poprzestają na hasłach, tylko naprawdę biją ludzi obcych rasowo, głównie gastarbeiterów z Azji Środkowej. Można bezkarnie zabić Tadżyka albo zgwałcić Uzbeczkę, władze to nie tylko ignorują, ale po cichu wręcz popierają – tak z nimi trzeba, za dużo w Moskwie tych „czarnodupków”. Odsyłam do książki Swietłany Aleksijewicz „Czasy secondhand”. Dlaczego u nas zamiast pułkiem Azow nikt się nie zajmie tymi zjawiskami?

Historyczne zaszłości

Dlaczego? Ano dlatego, że z racji historycznych zaszłości każde oskarżenie Ukraińców o nazizm, faszyzm zawsze wywoła u nas jakiś rezonans. Rosjan natomiast broni przed tym tarcza „zwycięstwa nad faszyzmem”. Rosjanie nas wyzwolili, Ukraińcy nas mordowali – przecież mamy to wszyscy z tyłu głowy, prawda? Oczywiście nikt oficjalnie tego nie mówił, ale taki schemat się niepostrzeżenie utrwalał. O żołnierzach Armii Czerwonej mówiono potocznie „Rosjanie”, a równocześnie cały czas słyszało się o Ukraińcach bestialsko mordujących Polaków. To był przekaz nieurzędowy, ludowy, ale był i ten idący z góry. Co prawda nie mówiono o Wołyniu, ale z powodzeniem zastąpiły go Bieszczady – łuny, ogniomistrz Kaleń, wilcze echa i bandy UPA, które zabiły nam nowo mianowanego bohatera narodowego, „który się kulom nie kłaniał”.

O Ukraińcach słyszałem od dziecka, ale nigdy nic pozytywnego. Ponieważ interesowałem się historią, wcześnie dowiedziałem się o rosyjskim kapitanie Potebni, który w powstaniu styczniowym, uosabiając hasło „Za wolność naszą i waszą”, walczył po naszej stronie i zginął w bitwie pod Skałą. Dużo później dowiedziałem się, że Andrij Potebnia był rodowitym Ukraińcem, bratem wybitnego filologa. To ostatnie też nie pasowało do schematu – Ukraińcy byli prymitywnymi „rezunami”, nie mieli uczonych.

Pamiętamy, jaki krzyk się podniósł, kiedy minister Schetyna oświadczył, że KL Auschwitz „wyzwolili Ukraińcy”. Jasne, że to się nie mogło podobać w Rosji, ale i u nas powszechnie uznano wypowiedź za wpadkę. Gdyby jednak zamiast tego powiedział: „wyzwolili Rosjanie”, nikt by nawet słowem nie bąknął. No bo żołnierze radzieccy to są zawsze „Rosjanie”, nigdy Ukraińcy. A przecież Grzegorz Schetyna miał rację – dywizja, która wyzwalała obóz, brała uzupełnienia z terenu Ukrainy i większość stanu osobowego musieli stanowić tamtejsi mieszkańcy. Mało tego, w pokonaniu Niemiec hitlerowskich Ukraińcy mieli swój wielki udział i w ogóle straty, jakie w tej wojnie poniosła USRR, były procentowo wyższe niż straty rosyjskiej republiki radzieckiej.

Pamiętam, jak w czwartej klasie pani zapytała: „Komu zawdzięczamy wyzwolenie spod okupacji?”, jedna z koleżanek odpowiedziała szczerze, choć wbrew ówczesnej politpoprawności: „Ruskom”. Powie ktoś: no właśnie, ludzie u nas nie bardzo rozróżniają te narodowości i tak je zbiorowo nazywają – Ruski, Ruscy. Zgoda, ale nie we wszystkich sytuacjach. Gdybyśmy zadali pytanie: „Kto pomagał Niemcom mordować Polaków w powstaniu warszawskim?”, z pewnością nikt nie obwiniłby o to „Ruskich”, lecz założyłbym się, że w 95 wypadkach na 100 padłaby odpowiedź: „Ukraińcy”. Tymczasem poprawna jest raczej odpowiedź pierwsza, bo owe siły pomocnicze to przede wszystkim Rosyjska Armia Wyzwoleńcza (ROA), czyli własowcy, oraz Rosyjska Ludowa Armia Wyzwoleńcza (RONA), osławiona brygada Kamińskiego. Trafiali tam jeńcy wojenni – przede wszystkim Rosjanie, ale także przedstawiciele różnych narodowości ZSRR, a więc owo potoczne określenie „Ruscy” akurat pasuje. Tyle że nigdy nikt tak nie powie.

Współczesne realia

W Polsce rządzonej przez PZPR powyższy schemat utrzymywał się bez zmian i bez specjalnych wysiłków ze strony władz czy ich radzieckich mocodawców. Polacy nie rozmawiali z miejscowymi Ukraińcami, którzy byli rozproszoną i szykanowaną mniejszością. Z tymi żyjącymi w ZSRR można się było porozumiewać tylko via Moskwa, co wykluczało porozumienie.

Wszystko zaczęło się zmieniać po 4 czerwca 1989 r. Dzisiaj, po 30 latach istnienia niepodległego państwa ukraińskiego, lepiej patrzeć na realia niż na symbole. A realia są takie, że Ukraina jest państwem demokratycznym, które nie prześladuje mniejszości. Podkreśla się często fakt, że prezydent Zełenski pochodzi z rodziny ukraińsko-żydowskiej, ale nie jest to żaden ewenement. Po zajęciu Krymu ukraińscy przyjaciele mówili mi, że na stanowisku prezydenta chętnie widzieliby przywódcę tamtejszych Tatarów, wiernego Ukrainie Mustafę Dżemilewa. Takie rzeczy niemożliwe byłyby w Rosji, Tuwińca Szojgu nigdy by nie wybrano na prezydenta. (A u nas są możliwe? Jeszcze pamiętam swoje miasto pokryte napisami: „Mazowiecki nie dla Polaków”). Czołowy dziennikarz Ukrainy to rosyjskojęzyczny Dmytro Gordon, urodzony z obojga żydowskich rodziców.

Solą w oku nie jest Putinowi żaden nazizm, tylko dążenie Ukraińców do życia we własnym niepodległym państwie, a nie w kolonii pod nazwą Małorosja, rządzonej przez moskiewskich mianowańców. Sukces takiej Ukrainy oznaczałby po prostu kres rządów kremlowskiej kliki. Jeśli coś takiego nazywa się nazizmem, to wszyscy normalni ludzie są nazistami.

Jerzy Czech jest tłumaczem, publicystą, poetą. Tłumaczy głównie współczesną literaturę rosyjską, przełożył kilkadziesiąt książek i sztuk teatralnych. Mieszka w Poznaniu

Opinie polityczno - społeczne
Konrad Szymański: Polska ma do odegrania ważną rolę w napiętych stosunkach Unii z USA
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Robert Gwiazdowski: Dlaczego strategiczne mają być TVN i Polsat, a nie Telewizja Republika?
Opinie polityczno - społeczne
Łukasz Adamski: Donald Trump antyszczepionkowcem? Po raz kolejny igra z ogniem
felietony
Jacek Czaputowicz: Jak trwoga to do Andrzeja Dudy
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Opinie polityczno - społeczne
Zuzanna Dąbrowska: Nowy spot PiS o drożyźnie. Kto wygra kampanię prezydencką na odcinku masła?