Mimo że przytoczone wydarzenia trudno sprowadzić do wspólnego ideowego mianownika, łączy je jedno – społeczny sprzeciw wobec utrwalonego przez liberalne elity porządku, w którym głos zwykłego człowieka jest ignorowany, a on sam poddany kulturowym i ekonomicznym szykanom.

Zabawne, jak zmieniają się przy tej okazji role, w jakich występowała dotąd prawica i lewica. Prawica, która przez dziesiątki lat była utożsamiana w narzuconym przez lewicę dyskursie z regresem społecznym i klasami uprzywilejowanymi, udowodniła, że jest dziś jedynym reprezentantem szerokich mas społeczeństwa. Nic dziwnego, że lewicowe elity, ta funkcjonalna arystokracja, bronią się tak zaciekle przed rewolucją społeczną, która grozi utratą władzy i zdobytych przywilejów. To stąd bierze się podgrzewana przez liberalne media histeria i pogarda wobec „motłochu", który nagle – zamiast siedzieć cicho – ośmielił się upomnieć o swoje prawa i swoją godność.

W tym kontekście zrozumiałe są słowa Adama Michnika, który podczas spotkania w Gdańsku łaskaw był oskarżyć Jarosława Kaczyńskiego o to, że ten chce mu „podpieprzyć Polskę". Pomijając już język użyty przez pana redaktora, szczere do bólu wydaje się jego przekonanie, że Polska należy tylko do niego i jego środowiska. A skoro Michnik – jak mogłoby wynikać z jego własnych słów – uważa się za właściciela lub władcę Polski, to nie ma mowy, aby Kaczyński czy ktokolwiek inny miał w niej cokolwiek do powiedzenia.

W ten sposób – w Polsce i wszędzie na Zachodzie – lewica zdradza swoją autorytarną naturę. Demokracja jest jedynie formą, przykrywką do władzy absolutnej. Głupi niech wierzą, że mają coś do powiedzenia, przekonywać ich o tym mają uległe lewicy media i ludzie kultury. Zupełnie jak za komuny, gdy część inteligencji w zamian za przywileje, druk książek, zagraniczny paszport i poklask widowni gotowa była wmawiać społeczeństwu, że dla komunizmu nie ma żadnej alternatywy i buntować się nie wolno.

Upadek komunizmu nie zabił lewicy. Przeciwnie, przebrana w szaty obrońców demokracji nadal chce pozbawić społeczeństwo podmiotowości. Lewica nienawidzi zwykłego człowieka, boi się go, gardzi nim, bo wie, że ludzie w swojej masie są z natury konserwatywni. Dlatego głos społeczeństwa znalazł dziś ujście na prawicy. To z tej strony idą zmiany, to tu jest rewolucja, przeciw której podnoszą krzyk tracący władzę lewicowi arystokraci. Ich wysiłki są jednak bezcelowe, a klęska nieuchronna – tak przecież przewidział Karol Marks. I nie ma powodu, aby mu w tej kwestii nie wierzyć.