Urzędnicy też nienawidzą kierowców
Czy trzeba więcej przykładów indolencji państwa w kwestii ruchu drogowego? Wynika to być może z tego, że kompetencje są rozmyte i nie ma żadnego podmiotu, instytucji, która by to całościowo „ogarniała”. Ministerstwo Infrastruktury odpowiada za szkolenie, stan techniczny pojazdów, podlega mu GDDKIA oraz ITD, funkcjonuje tam również Biuro Bezpieczeństwa Ruchu Drogowego, ale już policja podlega pod MSWIA, a swoje trzy grosze dokłada też oczywiście Ministerstwo Sprawiedliwości. Za niektóre dziedziny odpowiadają samorządy: za WORD marszałkowie województw, za nadzór nad OSK oraz stacjami kontroli pojazdów - starostwa powiatowe. Nic dziwnego, że przy takim rozproszeniu nikt nie czuje się odpowiedzialny za bezpieczeństwo na drogach albo raczej każdy czuje się odpowiedzialny za swoją działkę, ale jakoś nie „spina” się to w całość.
Nie pomaga też fakt, że polskiego urzędnika różnych szczebli i instytucji najbardziej interesuje to, co jej w „papierach”, a nie stan faktyczny, który wcale nie musi odpowiadać dokumentom. Powoduje to cały szereg sytuacji w których poszkodowanymi są kierowcy, a urzędnicy pozostają bezkarni. Przykłady? Pewne młode małżeństwo sprowadziło lekko uszkodzony samochód z zagranicy, naprawiło je, zarejestrowało, po czym urzędnicy Głównego Inspektoratu Ochrony Środowiska uznali, że jest to odpad, który został wwieziony nielegalnie na teren UE, więc mają miesiąc na zezłomowanie auta i grozi im grzywna…od 50 do…300 tys. złotych. Samochód ten, dużo lepszy od aut, którym jeździ statystyczny Polak, wcześniej bez problemu przeszedł przegląd techniczny, został zarejestrowany i ubezpieczony.
Z kolei w Raciborzu pewien handlarz sprowadził z Niemiec kilkaset samochodów, bez prawa do rejestracji (Niemcy mieli zniżkę przy kupnie nowego auta, pod warunkiem, że ich stary samochód miał więcej niż 10 lat i został zezłomowany) i sprzedał je w Polsce. Samochody te bez najmniejszego problemu zostały zarejestrowane, a po wielu latach, kiedy sprawa wyszła na jaw, urzędnicy uznali, że można je jedynie zezłomować lub sprzedać na części. Jaki był sens odbierać te samochody kierowcom po tylu latach? Jedyny argument to „przywrócenie porządku prawnego”. Ciekawe, że ów „porządek prawny” dotyczył tylko Bogu ducha winnych kierowców, bo handlarz pozostał bezkarny – postępowanie Prokuratury Okręgowej w Gliwicach od trzech lat…jest zawieszone, w oczekiwaniu na pomoc prawną a Niemiec.
O tym też, żeby wyciągnąć konsekwencje wobec tych, którzy rejestrowali te samochody i rokrocznie podbijali im przeglądy w dowodach rejestracyjnych nie ma nawet mowy.
Inny problem mieli niektórzy kierowcy, którzy próbowali zarejestrować swoje samochody sprowadzone spoza UE. Otóż na podstawie tego samego kompletu dokumentów, jedne wydziały komunikacji rejestrowały takie samochody, a inne nie, z powodu odmiennej interpretacji przepisów związanych z dokumentem VAT – 25.
Z kolei na pewnego właściciela fermy kurzej, przez dwa lata Wojewódzki Inspektor Ruchu Drogowego wielokrotnie nakładał mandat, a Główny Inspektor tyleż razy go uchylał i przekazywał do ponownego rozpatrzenia. Przez ten czas człowiek ten miał zablokowane tysiące złotych na koncie na poczet kary, bo urzędnicy badali, czy jechał on sprzedać jaja (czyli handlował) czy sprzedał i wiózł je do kontrahenta (czyli świadczył usługę transportową). Interwencja mediów błyskawicznie przecięła ten węzeł gordyjski.
Absurdom nie ma końca. Wspólną cechą tych wszystkich spraw jest to, że państwo gdzieś zawaliło, czegoś nie dopilnowało, poszkodowani zostali zwykli kierowcy, a urzędnicy jak zwykle zostali bezkarni. Wszystkie te sytuacje miały miejsce na poziomie lokalnym, ale państwo również sobie nie radzi w skali ogólnopolskiej.
W 2016 roku miał zacząć działać Cepik 2.0, jest opóźniony, kolejny termin jego uruchomienia to styczeń 2017. Już wiadomo, że nie będzie dotrzymany.
Do tej pory nie został rozwiązany problem przechowywania samochodów przymusowo przyholowanych na parkingi strzeżone na mocy przepisów sprzed wyroku Trybunału Konstytucyjnego w 2008 r.
Tylko w jednym przypadku przedsiębiorcy ze Zgierza koszt przechowywania 14 wraków przez kilkanaście lat wynosi blisko półtora miliona złotych, a takich aut jest w Polsce ok. 3 tys. (szacunek Związków Powiatów Polskich na styczeń 2015, bez uwzględnienia powiatów grodzkich). Choć mają wartość złomu, nadal są dozorowane, co prawdopodobnie będzie kosztować, nas, podatników, setki milionów złotych, bo MSWiA od przynajmniej 3 lat „wnikliwie analizuje problem”.
Prawdziwą plagą jest cofanie przebiegu samochodów używanych. Państwo postanowiło wziąć się za ten proceder i 2014 przebieg odnotowywany jest podczas przeglądu rejestracyjnego. Kłopot w tym, że spisywane jest jedynie wskazanie licznika, a faktyczny przebieg nie jest weryfikowany. W efekcie, usługa „korekty licznika” (zresztą jak najbardziej legalna) nadal jest czymś powszechnym, z tą może różnicą, że jeśli nieuczciwi kierowcy cofali licznik tuż przed sprzedażą, teraz muszą pilnować, żeby robić to regularnie przed każdym przeglądem, co, paradoksalnie, oznacza większe dochody osób zajmujących się tym procederem.
Trudno też mówić o specjalnym sukcesie projektu „Historia pojazdu” uruchomianego w wielką pompą w 2014 r. przez ówczesnego szefa MSW Bartłomieja Sienkiewicza. To strona internetowa, za pomocą której potencjalny kupiec może sprawdzić przeszłość interesującego go samochodu. Niewątpliwie był to krok we właściwą stronę, sęk w tym, że można tam sprawdzić samochody zarejestrowane w Polsce (a te, które zostały sprowadzone z zagranicy dopiero od momentu ich rejestracji w kraju), a przecież większość pojazdów ofertowych na rynku wtórym to samochody na zagranicznych numerach rejestracyjnych i to przede wszystkim ich przeszłość, pod względem prawnym i technicznym, budzi najwięcej wątpliwości. Informacji o tych samochodach w bazie jednak nie znajdziemy.
W maju 2015 roku premier Ewa Kopacz stworzyła stanowisko „pełnomocnika rządu do spraw regulacji i harmonizacji obszaru transportu i ruchu drogowego” (w randze sekretarza stanu w Ministerstwie Infrastruktury) i powołała na nie Pawła Olszewskiego. Tyle tylko, że jak wynika z jego życiorysu zawodowego, był to jego pierwszy kontakt z tą problematyką, bo całe życie zajmował się …handlem. Po 6 miesiącach, z końcem rządów poprzedniej ekipy, Olszewski został odwołany, zaś samo stanowisko pełnomocnika jest „w trakcie likwidacji” jak informuje Ministerstwo infrastruktury.
Widać więc jasno, ze jedyne sukcesy państwa polskiego w dziedzinie ruchu drogowego polegają na wymyślaniu coraz to nowych przepisów, które mają dyscyplinować kierowców lub wyciągać z ich kieszeni coraz więcej pieniędzy. Samo zaś państwo jest kompletnie bezradne w wielu dziedzinach ruchu drogowego, za które jest bezpośrednio odpowiedzialne. Tu mamy do czynienia wyłącznie z porażkami lub zaniedbaniami. Trudno o bardziej patologiczną i asymetryczną relację państwo – kierowcy, bo im mniej sobie radzi tym więcej wymyśla absurdalnych rozwiązań i straszy rygorystycznym ich przestrzeganiem. Z drugiej zaś strony mamy bezradnych kierowców, którym nie zapewnia się elementarnych warunków bezpiecznego poruszania się po naszych drogach, żaden przedstawiciel państwa nie ruszy palcem, żeby coś z tym zrobić, a poza tymnie ma żadnych narzędzi, żeby takie działanie wyegzekwować.
Prosty przykład pokazuje ten problem. Kierowca ma prawny obowiązek płacić za parking, zarządcy mają obowiązek utrzymywać parkingi i drogi w należytym stanie. Jeśli kierowca nie zapłaci, władza ma wszelkie narzędzia, żeby kierowcę ukarać i karę tę wyegzekwować. Mamy zimę – jakie kierowca ma realne możliwości wyegzekwować obowiązek utrzymania parkingu czy drogi w należytym stanie, jak również stanowi prawo, np. żeby były odśnieżone? Żadnych.
Nie dziwmy się więc kolejnym doniesieniom o wypadkach na drogach w udziałem najważniejszych osób w państwie, karambolom czy innych tragicznych zdarzeniach. Zwykle potem robi się w raban w mediach, władze wykonują bardziej lub mniej pozorowane ruchy mające rzekomo poprawić nasze bezpieczeństwo na drogach, po czym wszystko cichnie. Do następnej tragedii.