Na początek rytualne zastrzeżenie: uważam, że media publiczne są ważne i potrzebne, a ich finansowanie z publicznej kasy jest w pełni uzasadnione. Tak jest we wszystkich krajach Unii Europejskiej. Największe stacje, jak niemieckie ARD i ZDF, dostają z powszechnej opłaty audiowizualnej kilkadziesiąt razy więcej środków niż TVP.
Pieniądze te, rozliczane zgodnie z przepisami dyrektywy europejskiej, służą realizacji zadań obejmujących także rozrywkę, produkcję seriali itp. Także w Polsce środki publiczne, czyli abonament radiowo-telewizyjny, choć pokrywają tylko niewielka część potrzeb TVP, są bardzo precyzyjnie rozliczane.
Niedawna, zaskakująca operacja finansowego zasilenia TVP przez rząd wzbudziła jednak wiele komentarzy i wątpliwości. Do telewizji trafiła bowiem kwota niebagatelna nawet w skali wydatków budżetu państwa. Telewizja publiczna, której roczne przychody z reklam i abonamentu to ok. 1,3 mld zł, otrzymała pożyczkę w wysokości 800 mln. zł. W ubiegłym roku spółka wyemitowała obligacje wartości 300 mln. Jeśli dodamy do tego koszt obsługi kredytu, nawet jeśli wyjątkowo korzystny, to liczony w grubych dziesiątkach milionów, łatwo wyliczyć, że dług publicznego nadawcy przekracza jego roczne obroty. A właściwie będzie przekraczał, bo uruchomiona została dopiero pierwsza transza pożyczki, a kolejne pieniądze będą trafiać do telewizji w miarę zgłaszanych potrzeb.
Kroczące upaństwowienie
Pieniądze pochodzą z Funduszu Reprywatyzacji, czyli państwowego funduszu celowego, którego dysponentem jest minister finansów (możliwość udzielania tego funduszu niezwiązanych z reprywatyzacją pożyczek dla spółek Skarbu Państwa Sejm przegłosował na słynnym posiedzeniu w Sali Kolumnowej). Pożyczka nie jest jednak traktowana jako zasilenie telewizji ze środków publicznych. Sposób wydatkowania tych 800 mln zł, podobnie jak poprzednich 300 mln obligacji i skromnych 20 mln przyznanych jeszcze w ubiegłym roku przez ministra skarbu na dokapitalizowanie spółki, nie podlega żadnej kontroli ze strony Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji. W rozumieniu prawa są to bowiem środki rynkowe, zasilenie „komercyjnej" części budżetu TVP traktowane jest tak samo jak środki zarobione z reklamy. Część tych pieniędzy ma zostać wydana na zakupy technologiczne. Druga część – na program, audycje emitowane na antenach telewizji publicznej.
Prezes Jacek Kurski poinformował członków Rady Mediów Narodowych, że decyzje o sposobie wydatkowania pieniędzy z pożyczki akceptował minister kultury. I tu pojawia się problem. Telewizja Polska jest jednoosobową spółką Skarbu Państwa (choć spółka to bardzo szczególna: Skarb Państwa nie może korzystać z wypracowanego zysku, a organy spółki nie są powoływane przez walne zgromadzenie, ale przez Radę Mediów Narodowych). Rolę walnego zgromadzenia spółki TVP SA pełni minister kultury i dziedzictwa narodowego. Sprawa jest jednak bardziej skomplikowana, bo minister ma swoje odrębne kompetencje wobec spółki także jako organ administracji państwowej. Uchwały walnego zgromadzenia, choć praktycznie to jednoosobowa decyzja ministra, podlegają rygorom kodeksu spółek handlowych. Decyzje organu administracji, mimo że są podejmowane przez tą samą osobę, takim rygorom nie podlegają i zapadają w innym trybie.