Spowodowany on był odejściem Jacka Magiery i końcem przebudowy drużyny, dokonywanej przez oddanego jej młodego trenera. Nie było w tekście żadnych kategorycznych stwierdzeń, a korciło mnie, by napisać, że Jozak może w Warszawie nie przetrwać nawet roku. Uznałem, że nie powinno się skreślać człowieka, nim zaczął pracę, nawet jeśli intuicja i doświadczenie mówiły mi co innego.
Dariusz Mioduski przyznał, że zwolnienie Magiery było jedną z najbardziej przykrych decyzji w jego życiu, ale miał wizję wielkiej Legii z trenerem z kraju, który znaczy dziś w klubowym futbolu więcej niż Polska. Chciał dobrze, ale – jako nie pierwszy i nie ostatni właściciel klubu – dał wiarę biznesowym doradcom i wątpliwości dotyczące braku doświadczenia nowego trenera w prowadzeniu drużyny seniorów zostały zagłuszone. Dopóki jakoś to szło, krytyki pod adresem trenera i członków sztabu – jego rodaków – były rzadkie. Kiedy zaczął się kryzys, przyszły czarne dni.
Nie sztuką jest prowadzić drużynę, w której wszystko gra. Ale żeby wyprowadzić ją z kryzysu, trzeba mieć doświadczenie, którego trenerowi Jozakowi brakuje.
Nie chodzi wyłącznie o to, co widzimy na boisku. Także o transfery i atmosferę w szatni, przenoszącą się na trybuny. Legia nie stanowi jedności, za dużo w niej złych języków i prywatnych interesów zawodników. To przenosi się na boisko i prowadzi do konfliktów.
Romeo Jozak (w przeciwieństwie do niewiele rozumiejącego Besnika Hasiego) na konferencjach nie zaognia atmosfery, sensownie te problemy tłumaczy. Tyle że nie daje sobie z nimi rady.